Łukiem Karpat do raju, czyli wędrówka głównym grzbietem Bieszczad Ukraińskich

Łukiem Karpat do raju, czyli wędrówka głównym grzbietem Bieszczad Ukraińskich

Pomysł kolejnej wycieczki na Ukrainę narodził się już w momencie powrotu z pierwszej, jesiennej eskapady w Karpaty Ukraińskie. Tak bardzo zauroczył mnie ten kraj, a zwłaszcza jego górska część, że od razu postanowiłem, że tam wrócę. Gdy wczesną wiosną pojawiła się oferta wycieczki w Bieszczady Ukraińskie nie wahałem się ani chwili. Zapisałem się jako jeden z pierwszych na wyjazd organizowany przez sanocki oddział PTTK-u. Jak się okazało bez trudu namówiłem dużą część mojej gorlickiej grupy górskiej na wspólny wyjazd i spotkanie z przygodą. Od szukania jej nie odwiodła nas nawet napięta sytuacja na Ukrainie i jak się potem okazało wybory prezydenckie w tym kraju, w czasie naszego pobytu tam. Tereny graniczne z Polską żyją swoim życiem i sytuacja jest tam bardzo spokojna, nie było się czego bać. Ale przed wyjazdem okazało się, że jesteśmy pierwszą wycieczką, która zapuszcza się do wschodnich sąsiadów, po zawirowaniach politycznych w tym kraju. Dla miejscowego PTTK-u mieliśmy być swoistym papierkiem lakmusowym sytuacji na Ukrainie, gdyż dużo ludzi rezygnowało z wyjazdów w tym kierunku z powodów różnych obaw.   

początek szlaku w Diwczy nad Siankami, okolice przełęczy Użockiej

początek szlaku w Diwczy nad Siankami, okolice przełęczy Użockiej

Mój wyjazd rozpoczął się już o pierwszej w nocy, gdyż trzeba było dojechać do Jasła, skąd wyjeżdżał autokar, który miał zbierać turystów po drodze. Dojechaliśmy tam w liczbie sześciu osób z Gorlic i okolic, które postanowiły poznać przy moim boku ten piękny kraj. W sumie na wycieczkę pojechało z różnych miast Podkarpacia 35 osób na czele z naszym wspaniałym przewodnikiem panem Markiem Kusiakiem, którego wiedza, przekazywana nam w bardzo przystępnej formie, bardzo wzbogaciła moje pojęcie o Karpatach Ukraińskich. Na przejściu granicznym w Krościenku ruch był mizerny, autobusów zero, więc po raz kolejny udało się przekroczyć granicę w czasie poniżej godziny. Potem było spotkanie z mobilnym kantorem, tuż za granicą i wymiana pieniędzy, a później to już pozostała mozolna jazda po dziurawych drogach, a raczej bezdrożach Ukrainy. Jeśli do granicy jechaliśmy z przerwami 2 godziny, to po drugiej stronie prawie ten sam dystans pokonywaliśmy ponad dwa razy dłużej. Walka z dziurami w tym kraju to jedyny koszmar, jaki psuje wyprawy na Ukrainę.

drogowskaz w Diwczy określający kierunek naszego szlaku i długość trasy do Drohobyckiego Kamienia

drogowskaz w Diwczy określający kierunek naszego szlaku i długość trasy do Drohobyckiego Kamienia

W końcu po siedmiu godzinach pobytu w autokarze dojechaliśmy na miejsce, czyli do przysiółka Diwcza nad Siankami, w pobliżu przełęczy Użockiej, gdzie startowaliśmy na górską trasę, przygotowaną przez przewodnika na pierwszy dzień weekendowej wycieczki. Bieszczady należą do Beskidów Wschodnich, które są częścią Zewnętrznych Karpat Wschodnich. Mimo iż szczytowe partie zajmują połoniny, to Bieszczady zaliczane są do pasma Beskidów Lesistych, a nie Połonińskich. My mieliśmy przez dwa dni wędrować głównym grzbietem Bieszczad Wschodnich, które zaczynają się przy granicy z Polską, na przełęczy Użockiej i w odróżnieniu od Bieszczad Zachodnich, w całości rozciągają się na terytorium Ukrainy. Głównym celem było przejście tzw. Łuku Karpat, gdyż grzbiet Bieszczad, w tym miejscu kilkukrotnie skręca, co można było zaobserwować gołym okiem w czasie pokonywania trasy.

widok na Drohobycki Kamień i Starostynę z przełęczy Kut

widok na Drohobycki Kamień i Starostynę z przełęczy Kut

Szczyty w tej części Bieszczad są bardzo  malownicze. Niezalesione partie szczytowe o charakterze połoninnym upiększone są wieloma wychodnymi skalnymi, co kapitalnie wygląda na tle bujnej zieleni, jaką obserwujemy na wiosnę w górach. Tak więc ruszyliśmy z miejscowości Diwcza i zdobyliśmy w czasie 9 godzinnego marszu 7 szczytów, robiąc prawie 30 km przez góry, pokonując przy okazji 1080 m przewyższeń. Ale po kolei… nasz przewodnik prowadził nas częściowo szlakiem, a niekiedy pozaszlakowo. Ale to kwestie umowne w tym kraju. Znakowanych ścieżek jest tam bardzo mało, można chodzić bez ograniczeń wieloma drogami leśnymi, wąskimi ścieżynkami, perciami zwierząt i któraś z nich na pewno zaprowadzi nas na szczyt, jeśli tylko znamy właściwy kierunek marszu. Oczywiście można przy tym dodać sobie nadmiar drogi, jeśli nie znamy dobrze terenu i będziemy kluczyć po omacku. Ale pan Marek znał trasę na tyle, że nie było z tym problemu.

pierwsze widoczki z polanki pod Perejbą

pierwsze widoczki z polanki pod Perejbą

Rozpoczęliśmy podejście łagodnym zboczem, po drodze mijając pasące się bydło oraz ich pastuszków. Zresztą takich widoczków było w ten dzień więcej. Nasza grupa rozciągła się na długości pół kilometra, ja trzymałem się z przodu, żeby chłonąć wiedzę przewodnika. Co jakiś czas robiliśmy postoje, gdzie grupki łączyły się w całość. Dziwiłem się, że w wielu miejscach były widoczne szlakowe znaki. Jakiś postęp więc już tutaj jest po wspólnej akcji polsko – słowackiej znakowania szlaków w tym regionie! Dobrym tempem lesistym grzbietem Beskidu Wielkiego doszliśmy na pierwszy nasz szczyt – Perejbę. Z  niego nastąpiło masakrycznie strome zejście przez Hrebenicz na tzw. Budkowskie. Niektórzy zaliczyli tu nawet upadki. Potem pokonaliśmy kolejną zalesioną górkę, zwaną Kruhła, żeby dojść w bardzo malownicze miejsce, na przełęcz Kut. Tutaj mogliśmy już podziwiać panoramy na okoliczne szczyty w pobliżu. Rozpoczęło się kolejne, dość długie podejście na wierzchołek Kińczyka Hnylskiego, a potem Drohobycki Kamień. Panoramy z wielu miejsc robiły się coraz piękniejsze i rozleglejsze, na odległe już pasma górskie. Dominowały widoki na pobliskie Beskidy Skolskie, Bieszczady Zachodnie, czyli szczyty po polskiej stronie granicy i następne do zdobycia wzniesienia Bieszczad Wschodnich.

panorama Bieszczad Wschodnich

panorama Bieszczad Wschodnich

Na Drohobyckim Kamieniu znaleźliśmy się już w pełni w cudownym pejzażu połoninnym i takowe krajobrazy, jak z wymarzonej bajki miały towarzyszyć nam już do końca dnia. Szczyt Kamienia zachwycił mnie mnogością bajecznych skałek, ostro kontrastujących z soczystą zielenią połonin. Z tego miejsca doskonale już było widać polskie Bieszczady, z gniazdem Tarnicy na czele i całą resztą ważniejszych szczytów. Świetnie prezentowały się także pobliskie masywy Ostrej Hory, czy Połoniny Równej. Idąc dalej główną granią nieśmiało pokazywał się naszym oczom również Pikuj – kulminacja całych Bieszczad, nasz cel drugiego dnia wycieczki. Pokonywaliśmy teraz już łatwo kolejne kilometry połonin, zdobywając następne szczyty Bieszczad. Z tyłu mogłem obserwować przebytą trasę, z widocznym wygięciem, czyli Łukiem Karpat, a w dole majaczyły ukraińskie wioski. Tak weszliśmy na Starostynę, kolejny wyjątkowo urokliwy szczyt, potem poprzez przełęcz Chresty doszliśmy na wierzchołek Żurawki, następnie była Listkowania i zeszliśmy na przełęcz Ruski Put.

malownicze skałki nad Przełęczą Ruski Put

malownicze skałki nad Przełęczą Ruski Put

Ostatni odcinek drogi to najbardziej malowniczy fragment naszej wędrówki. Zielona połonina, falująca soczystymi trawami, upstrzona wieloma fantazyjnymi skałkami wyglądała niebotycznie. Zakochałem się w tym miejscu, tak tam jest pięknie i uroczo. Dobrze, że na przełęczy zrobiliśmy długi postój, więc mogłem podelektować się do woli niezwykłością tego fantastycznego kawałka gór! Już wiem, że muszę tu wrócić, bo do takich miejsc się wraca. Widok jaki wyryłem sobie tam w serduchu jest z gatunku tych, których się nigdy nie zapomina! Nie można było oderwać oczu od otaczającego mnie piękna i cudów natury dookoła. Po bardzo długim odpoczynku zaczęliśmy powolny powrót na dół. Tutaj kończyła się nasza górska eskapada, pozostało nam tylko zejście do wsi Libuchora.

panorama przełęczy Ruski Put

panorama przełęczy Ruski Put

Miejscowość ta zatrzymała się jakby w czasie. Ludzie żyją tu w zgodzie z naturą, bez pośpiechu, swoim rytmem. Spotkać tutaj można jeszcze kurne chaty i świnki pasące się luzem przed domami. Kurna chata, inaczej chata dymna to chata bez komina, bez przewodów dymowych. Palenisko (ognisko) znajduje się tu najczęściej w środkowej części chaty a dym uchodzi poprzez otwór w centralnym, najwyższym punkcie dachu. Tak ludzie żyli dawniej, w Polsce oglądać możemy takie cuda chyba tylko w skansenach. Domostwa są bardzo kolorowe, choć niektóre nadal pod strzechą. W otoczeniu wsi dominują dwie cerkwie i liczne odnowione, świecące blaskiem kapliczki. Ludzie są spokojni i życzliwi, przyjaźnie zagadują do przybyszów z Polski. Na nas ludzi przyzwyczajonych do zdobyczy cywilizacji XXI w. taki świat wydaje się bardzo odległy i jakby nierealny. Dlatego ta wioska jest nieraz celem samym w sobie wycieczek turystów. Są oczywiście tu magaziny, czyli sklepy, a nawet gospoda, gdzie uraczyliśmy się chłodnym piwem. To była wymarzona ochłoda dla wygrzanego przez cały dzień w słońcu ciała.

kurna chata w Libuchorze i pasące się świnie przez zagrodą

kurna chata w Libuchorze i pasące się świnie przez zagrodą

Tutaj właśnie czekał na nas autokar, który miał nas zawieźć na nocleg do hotelu w Wołowcu, gdzie wróciliśmy do cywilizacji. To był długi dzień, pełen wrażeń, nieprzespana noc i zmęczenie wędrówką dawało znać o sobie. Do tego palące słońce, które nam towarzyszyło przez większość czasu pozbawiło mnie sił. Szybko więc wziąłem prysznic i poszedłem spać, marząc o kolejnych przygodach. Jutro przecież miał być kolejny dzień odkrywania nieznanych mi cudów ukraińskich Karpat. O tym przeczytacie już wkrótce. Zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z pierwszego dnia wycieczki, a przy takiej wybornej pogodzie było co focić…Oceńcie zresztą to sami, a kto ma niedosyt niech zajrzy jeszcze do tekstu o jesiennej wizycie w Bieszczadach Ukraińskich, albo tutaj. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

4 komentarze

  1. Szymon / Znajkraj

    Bardzo fajne. Wybieramy się w wakacje na rowerach do Rumunii na kilka dni i chciałbym chociaż liznąć podobnych klimatów przy przekraczaniu Karpat. Będzie to trwało zaledwie 2-3 dni, ale może wystarczy, by przywieźć trochę podobnych wspomnień?

    Pozdrowienia :]

    Odpowiedz
  2. Marek

    Dziękuję za relację i uznanie. Zapraszam na kolejne wyjazdy. 🙂

    Odpowiedz
  3. Olga

    Chcę podzielić się z Wami filmem, który jest rzekomo przesłaniem od pozaziemskiej cywilizacji na temat tego, czy chcemy żeby się ujawnili:
    https://www.youtube.com/watch?v=DJ7SEKNVQng

    Życzę Wam wszystkim otwartych umysłów! 😀

    Odpowiedz
  4. Kasia

    Super blog. Nie dziwie się, że zdobywa wyróżnienia. Najlepszy blog o turystyce górskiej jaki znam. Oboje z mężęm jesteśmy zapalonymi turystami i kochamy góry. Pański blog może jest wspaniałym przewodnikiem dla początkujących turystów i nie tylko. Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Marek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »