Na Mincolu Cergowskim, czyli odkrywanie nieznanego piękna

Na Mincolu Cergowskim, czyli odkrywanie nieznanego piękna

Ta niedziela miała być zarezerwowana na pierwszy wypad w Tatry. Prognozowane burze wpłynęły na zmianę decyzji i odwołanie wyjazdu. Jednak gdy obudziłem się w niedzielny poranek i zobaczyłem piękne słońce za oknem wiedziałem, że nie mogę zmarnować takiej pogody. W końcu ostatnio przez 16 dni padało ciągle. Zebrałem się więc w pół godzinki i wyruszyłem autkiem na Słowację. Na myśli miałem mały plan, który chciałem zrealizować przy najbliższej okazji. To właśnie był ten dzień, jak się miało okazać to był strzał w dziesiątkę. Trafiłem z pogodą i poznałem być może jedne z najurokliwszych miejsc na Słowacji. Na pewno wyjątkowo malownicze miejsca. Trudno było mi oczy oderwać od otaczającego mnie w ten dzień piękna i wracać do domu. Ale po kolei…

Bradlove skały widoczne z drogi do Kyjova

Żeby dojechać do tego odkrytego przeze mnie raju, należy dojechać do Krynicy Górskiej, znanego uzdrowiska, żeby potem przez Muszynę i Leluchów dojechać na Słowację. Następnie kierujemy się na Starą Lubownię, ale przed Plavcem skręcamy na Preszów i dojeżdżamy do wsi Puste Pole. A dokładniej do stacji paliw Kyjov przy głównej drodze. Tam zaczyna się niebieski szlak na Mincola, najwyższy szczyt Gór Czerchowskich. Jadąc tą drogą widzimy za oknem niezwykłe formacje skalne, zgrupowane intensywnie w tym rejonie Słowacji, a nazwane na mapie jako Bradlove pasmo. To właśnie te skały widziane z różnych stron tak mnie urzekły, choć nie tylko. Zapewne nadają jednak wyjątkowego kolorytu temu rejonowi Słowacji. Widoki z Mincola też są wspaniałe, o czym już miałem okazję się przekonać dwa lata wcześniej, a przeczytacie o tamtej wyprawie tu. Wtedy wychodziłem na ten szczyt z innej, mniej oryginalnej strony.

malownicza wieś Kyjov, 

Z parkingu na stacji, gdzie można zostawić autko żwawo ruszyłem na podbój tych gór i odkrywanie nieznanego. Była już 11 godzina, ale to tylko znaczyło, że zostało mi 10 godzin dnia do dyspozycji. Droga asfaltowa doprowadziła mnie do wsi Kyjov. Te 2 km asfaltu minęły szybko, bo otaczały mnie genialne widoki. Sama wioska też jest urokliwa, stare drewniane , kolorowe budynki prezentują się doskonale.  Po dojściu prawie do końca wsi, szlak skręca nagle między domy i wyprowadza nas na łąki nad wioską. Trzeba dobrze uważać, żeby nie przeoczyć tego miejsca. Mi się to zdarzyło, Wy będziecie mieli już łatwiej, bo dodam tutaj kluczowe zdjęcie. Uważajcie tylko na Cyganów, którzy mają tu swoje osiedle i pełno ich wszędzie. Mi się nie naprzykrzali, wogóle odniosłem wrażenie, że są dobrze zasymilowani z resztą społeczności.

tutaj szlak wyprowadza między domami i chaszczami na łąki nad wioską

Po przejściu przez nieprzyjemne chaszcze czekają nas tylko same przyjemności. Już z pierwszej łąki na wsią, u podnóży Łysej Góry rozpościerają się cudowne widoczki. Im wyżej tym lepiej, rozkwitająca teraz w pełni zieleń i kwitnące czerwcowe kwiaty robią swoje i nadają kolorytu, zwłaszcza przy słonecznej pogodzie. Mi słońce dało się we znaki tego wyjątkowego dnia, czuje je do dziś na skórze. Nasyciwszy oczy rewelacyjnym otoczeniem idziemy dalej mijając z boku szczyt Łysej. Prowadzi nas dalej właściwie łąkowa droga, więc patrzmy dobrze, żeby jej nie zgubić, choć wije się dość wyraźnie wśród bujnej trawy. Przy podejściu na Przełęcz pod Mincolem postraszyła mnie trochę burza, ale odeszła i dała mi jeszcze trochę czasu na podziwianie natury. Jednak widziałem jej ataki w innych rejonach Słowacji. Jako, że minęło już południe i spodziewałem się, że burza mi nie odpuści ciągle szedłem mocnym tempem na górę. Po niewiele więcej niż dwóch godzinach zdobyłem po raz drugi szczyt Mincola Cergowskiego.

wierzchołek Mincola , tego Cergowskiego

Byłem więc tutaj ponownie, ale na pewno nie po raz ostatni. Odkryty szczyt zapewnia widoki praktycznie na wszystkie strony świata. Mimo zachmurzenia wypatrzyłem naszą Lackową i Busov w Beskidzie Niskim, Jaworzynę Krynicką w Beskidzie Sądeckim, pasmo Lubania w Gorcach, Pieniny, Tatry i wiele innych pasm górskich Słowacji. Na szczycie wznosi się betonowy obelisk, na którym widnieją herby trzech miast – siedzib powiatów, których granice stykają się na wierzchołku Minčola: Bardiowa, Preszowa i Starej Lubowli. Czwarta tablica upamiętnia XXVI zlot słowackich turystów w 1979 r.  Jest też książka wpisów, zawieszona na szlakowskazie. Rejon szczytu i cały grzbiet od Minčola po Lazy są trawiaste. To pozostałości dawnych hal pasterskich, mocno już zarośnięte borówczyskami. Ale nie tylko na borówki turyści tutaj chodzą. Również biwaki są tu modne, czy ogniska. Niestety lubią tu pojawić się także motocrossowcy, czy jakiś jeep. Oczywiście rowerzyści są normą.

biwak na Mincolu i pieczenie kiełbaski po słowacku

Ja tam wolę piesze wędrówki, lepiej wtedy mogę podziwiać panoramy i nie przeoczę żadnych uroków natury. A jak się zmęczę, jestem szczęśliwszy, bo wiem, że żyje. Cały wierzchołek wraz z roślinnością przypomina mi coś, co nazwałem roboczo „cergowskimi sadami”. Są one bardzo piękne, zwłaszcza o tej porze roku. Ze szczytu warto zejść trochę na dół, nadal za niebieskim znakami, do krzyża, gdzie panoramy są najrozleglejsze. Obok stoi od niedawna tablica z opisami szczytów, jakie możemy zobaczyć z tego miejsca. Ma oczywiście 360 stopni. Widać stąd przy dobrej pogodzie, np. Kralovą Holę w Niznych Tatrach, czy słowackie Bieszczady. Zeszedłem niżej do miejsca zwanego Lazy, które jest ważnym węzłem szlaków. Po drodze minęło mnie trzech rajdowców na motorach. Na tym rozejściu znowu trzeba dobrze uważać, szukając zielonego szlaku, którym ja chciałem zejść do sąsiedniej wioski. Nie ma żadnego oznakowania na początku, więc na czuja wszedłem na wąską ścieżynę w borówczyskach i po chwili dostrzegłem zielone znaczki.

początek zielonego szlaku na Lazach poniżej Mincola

Szybko schodziłem w dół nacieszywszy się widokami, gdyż nawróciła w moją stronę burza i grzmoty były już bardzo blisko. Minąłem turystyczną chatę pod Mincolem, niestety jeszcze nieczynną o tej porze roku i ledwo schowałem się w głębokim lesie, gdy lunął deszcz. Leśna pokrywa nade mną była bardzo szczelna, gdyż nie poczułem nawet kropli deszczu na sobie mimo ulewy. Na szczęście to był burzowy, krótki opad i po kwadransie mogłem ruszyć dalej. Leśna ścieżka, którą schodziłem w dół jest chyba rzadko uczęszczana, bo trawa rośnie tam bujnie, do tego doszło błoto i lejąca się woda na szlaku, więc nie było przyjemnie. W dobrym tempie obniżałem się dalej i pokrótce dotarłem na polanę, zwaną Kalinov. Od tego miejsca rozpocząłem zejście Doliną Sokolią, wzdłuż Sokolego Potoku. Po pewnym czasie pojawiła się asfaltowa droga, która doprowadziła mnie do wsi Kamenica. Po wyjściu z lasu na asfalt łatwo zgubić szlak, gdyż brak tam oznaczeń, a mamy kilka dróg leśnych do wyboru. Trzeba po prostu skręcić dwa razy w lewo, co lepiej zobrazuje fotka.

rozwidlenie na zielonym szlaku do Kamienicy, idąc od dołu skręcamy dwa razy w prawo

Przy wyjściu z doliny czeka nas największa niespodzianka. Nagle wśród wysokich drzew wyłania się Sokolia Skała, którą widać już nawet z drogi do wioski Kyjov na początku mej trasy. Jest ona ogromna i strzelista, przypomina trochę tatrzańskiego Mnicha, na niej też prowadzą drogi wspinaczkowe. Skała jest potężna, góruje wyraźnie nad otaczającym lasem, a jej strome ściany najlepiej widać od dołu, przy wylocie doliny. Ledwo uwolniłem się od jej widoku, gdy w dole, przed sobą ujrzałem górę Zamok, z ruinami Kamenickiego Hradu. Ten kiedyś olbrzymi zamek nadal wygląda wspaniale, mimo że pozostało z niego niewiele.Sama góra zamkowa wyjątkowo góruje nad otoczeniem i przyciąga wzrok turystów. Brakło mi już czasu na wspinaczkę do ruin, ale mam przynajmniej kolejny cel przed sobą.

 

Kamenicki Zamek widziany z farmy Kamenica

A po drugiej stronie znowu ukazały się fantastyczne Bradlove Skały, przez które miałem zamiar wracać na parking do auta. Ale o tym powrocie napiszę w kolejnym opowiadaniu, gdyż wrażeń byłoby za dużo jak na jeden raz. Wtedy powędrowałem do Bacowskiej Chaty, leżącej nad wioską, na terenie olbrzymiej farmy, gdzie zajmują się hodowlą owiec. Ta karczma spadła mi jak z nieba, mogłem napić się zimnego piwa, żeby ochłodzić spieczone przez słońce ciało i ochłonąć po tylu niezwykłych przeżyciach tego dnia. Odkryłem cudowne miejsce, gdzie zapewne będę powracał, jak do krainy szczęśliwości. Po tym wszystkim pozostało mi tylko zejść do centrum wsi, gdzie jest bardzo ładny kościół, mający w tle, za plecami wzgórze zamkowe. Niezwykła kombinacja, która ostatecznie sprawiła, że zakochałem się w tym miejscu. Odnalazłem wnet drogę, która wyprowadziła mnie ku początkowi Bradlovych Skał i ruszyłem przed siebie. A co tam przeżyłem dowiecie się już jutro. Na razie zapraszam do obejrzenia cudnych fotek z wycieczki, myślę, że nie będziecie zawiedzeni widokami…

Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

3 komentarze

  1. Władysław

    Cześć! Pamiętasz może ile czasu zajęło przejście?

    Odpowiedz
  2. Julia

    dziekuje @marcogor za ladne opisy miejsc, gdzie mieskzam i spaceruje, na prawde super

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »