Wybierz stronę

Na Poianie Ponor i w jaskini Cetatile Radesei, czyli koniec tryptyku rumuńskiego

Na Poianie Ponor i w jaskini Cetatile Radesei, czyli koniec tryptyku rumuńskiego

Najwyższa pora dokończyć tryptyk rumuński…który zakończyłem opisywać tutaj.

Drugi dzień mej rumuńskiej przygody zakończył się wycieczką na uroczą polanę zwaną przez miejscowych Poiana Ponor. To miejsce znajduje się w naturalnej kotlince, którą przecina malowniczy potok. Strumień ten zanika niespodziewanie w wapiennym podłożu i wypływa dopiero w Cetatile Ponorului. Przy wyższej wodzie naturalny drenaż nie jest w stanie przyjąć jej całej, dlatego okresowo na polanie tworzą się jeziorka. Krajobraz staje się wtedy jeszcze bardziej malowniczy, ale mi nie było dane zobaczyć tych krasowych niespodzianek.

Poiana Ponor

Z polany Glavoi można tu dojść spacerkiem w pół godziny. Polana słynie z wypasu koni. Konie, które pasły się na polu biwakowym w dniu mego przyjazdu na Padis, następnego dnia trafiły właśnie tutaj. Mają one w tym miejscu doskonałe warunki do życia i wyglądają wspaniale, jakbym widział prawdziwe dzikie mustangi. Koniki mogą hasać tu dowoli, tarzać się w potoku i praktycznie nie wymagają kontroli. Wielkie stado ganiające na tej polance wyglądało cudownie i długie minuty upłynęły mi na obserwacjach ich igraszek. Jest tu także skalna ścianka wspinaczkowa, gdzie początkujący wspinacze mogą doskonalić swoje umiejętności. Podziwianie ludzi i koni trwało do samego wieczoru, ale w końcu trzeba było wrócić na biwak.

koniki na Poianie Ponor

Na polanę Glavoi w sobotę zjechało się dużo więcej ludzi, głownie Rumunów, którzy przyjechali spędzać rekreacyjnie weekend na łonie natury. Noc była więc głośna i wesoła, a muzyka i śpiewy ucichły grubo po północy. Ja ze swoją ekipą również posiedziałem przy ognisku i posłuchałem lokalnych pieśni. Rumuńska muzyka ludowa bardzo przypadła mi do gustu. Zmęczenie dało jednak znać o sobie i trzeba było iść spać.

sklepik i bar na polanie Glavoi

Nastał w końcu trzeci dzień rumuńskiej wycieczki- niedziela, który miał być też dniem powrotu do domu. Ale wcześniej miałem zobaczyć kolejne cuda Padisu. Nasz przewodnik Tomek zabrał nas na przejażdżkę autem po okolicy. Zobaczyłem więc z lotu ptaka ponownie niezwykły uwał Balileasa, przełęcz Saua Scarita oraz Canton Padis i Cabanę Bradet. Wszystko to łączy nowa, asfaltowa droga górska, wijąca się między miejscowościami Satul de vacanta Boga oraz Rachitele. Nasz kierowca zabrał nas również do wejścia do jaskini Zapodie, jednej z najdłuższej w Rumunii. Ale główną atrakcją dnia miało być przejście jaskini Cetatile Radesei.

portal wejściowy jaskini Cetatile Radesei

Dojechaliśmy tutaj przez przełęcz Saua Varasoaia , po drodze mijając zabudowania Cabany Varasoaia. Szutrowa droga jest dobrze utrzymana i można dojechać nią prawie na miejsce. Po wyjściu z auta zostało nam tylko pół godzinne dojście do jaskini. Wejście do środka jest łatwe, trudności występują dopiero wewnątrz, ale niewielkie. Problemem jest bardzo śliska, nieraz błotnista skała. Dużych emocji dostarczyło przejście po tej wąskiej skale tuż nad krawędzią rwącego, podziemnego potoku oraz przejście przez starą, drewnianą drabinkę, z brakującymi szczeblami.  Do środka jaskini wpada naturalne światło słoneczne, przez kilka otworów w sklepieniu, dzięki czemu przejście nie wymaga użycia przez cały czas sztucznego oświetlenia. Największy z nich to Fereastra Mare (Wielkie Okno). Sama jaskinia Cetatile Radesei urzeka swoim pięknem i w pełni zasługuje na miano jednej z największych atrakcji płaskowyżu Padis, co możecie sami ocenić na zdjęciach.

wnętrze Twierdzy Radesei

Dość trudne technicznie jest wyjście z jaskini przez wąski wąwóz, którym wypływa także podziemny potok. Zejście ułatwiają jednak łańcuchy i kłody drzewa, pośrodku potoku. Wychodzi się na szeroką polanę Radesei, gdzie możemy kontynuować wędrówkę przez dziki kanion Somesului Cald. My zawróciliśmy, korzystając ze ścieżki, biegnącej z boku jaskini, albo nad nią, po drodze mijając kilka otworów i kominów, które widzieliśmy już z dołu, z wnętrza jaskini. Tak wróciliśmy do punktu wyjścia, mijając znowu monumentalny, 15- metrowy portal prowadzący do Twierdzy Radeasa, zadziwiający pięknym, gotyckim kształtem.

okno skalne w Cetatile Radesei

Tak wróciliśmy do samochodu, gdzie czekał na nas Tomasz, który nie był z nami. Pozostało nam teraz zjechać widokową, górską drogą z powrotem do wsi Pietroasa, gdzie pożegnaliśmy się Górami Bihor i regionem Padis. Po wyjeździe pozostało mnóstwo cudownych wspomnień, którymi podzieliłem się z wami drodzy czytelnicy. Odkryłem piękno i magię rumuńskich Karpat, poznałem malutki ich zakątek i na pewno tam wrócę. Dojazd tam zajmuje z południa Polski, a konkretnie z Gorlic około siedmiu godzin, więc tragedii nie ma. Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia galerii zdjęć z tego dnia. A tu znajdziecie początek mej rumuńskiej opowieści składającej się z czterech części. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »