Nocą w Beskidzie Niskim, z Gorlic do Wysowej-Zdroju, czyli moja przygoda z EDK

Nocą w Beskidzie Niskim, z Gorlic do Wysowej-Zdroju, czyli moja przygoda z EDK

Rok temu pierwszy raz usłyszałem o ekstremalnej drodze krzyżowej jaką organizują w całej Polsce przed świętami wielkanocnymi. Nie zdecydowałem się wtedy na pójście, ale po roku, gdy o EDK zrobiło się głośno i ja postanowiłem spróbować swych sił. Powodów było oczywiście wiele, nie będę tutaj się nam nimi rozwodził, bo to osobiste i każdy przeżywa je inaczej, ale skupię się na samym górskim przejściu, bo to blog górski. Chęć przeżycia ekstremalnej przygody i sprawdzenia się w czasie całonocnej, trudnej, wybitnie górzystej wędrówce także była jednym z nich. Jak się okazało, przez warunki pogodowe, wyrypa była jeszcze większa, gdyż w czasie 15 godzinnego marszu prawie cały czas padało, chwilami sypało śniegiem i wiało dość mocno na grzbietach górskich. Nocne przejście z Gorlic do Wysowej-Zdroju liczyło ostatecznie 51, 5 km z powodu kilku zmyłek na szlaku, którymi przez cały czas prowadziła moja trasa EDK. No cóż, noc bywa ciemna i mglista podczas deszczu, więc o pomyłki w lesie nie było trudno, bo światło czołówek nie sięga aż tak daleko, by oświetlić wszystkie rozejścia dróg.

Moje przejście rozpocząłem po godzinie 19, gdy zmierzchało już. Ledwie wyruszyłem w drogę, lunął deszcz, który odpuszczał tylko na krótkie chwile. Spowodowało to okropne błoto na prawie całej trasie, z wyjątkiem krótkiego odcinka asfaltu. Skutkiem było to, że po kilku godzinach byłem cały doszczętnie przemoczony, a w butach chlupotała woda. To, że one nie rozleciały się tej nocy to wielka niespodzianka. Wszystko rozpoczęło się przy gorlickiej bazylice, gdzie odbieraliśmy pakiety startowe, a wśród nich mapkę i rozważania. Jednak bardzo przydatna była aplikacja na telefon, gdzie trasę przejścia można było korygować na bieżąco z gps-em. Przystanków po drodze, czyli stacji drogi krzyżowej było oczywiście czternaście i nikomu chyba nie chciało się robić postoje częściej, bo i tak nie było gdzie się schronić. Wyjątkiem była dłuższa przerwa w połowie wędrówki w Smerekowcu, gdzie strażacy i organizatorzy przygotowali dla nas ciepłe napoje i co najważniejsze, można było dać odpocząć nogom w ciepłym i suchym kącie. Bardzo przydał się mi taki odpoczynek i dwa kubki gorącej kawy, które dodały mi sił na drugi etap drogi.

Energia była potrzebna do samego końca, gdyż do pokonania na tej najbardziej górskiej trasie było 10 szczytów Beskidu Niskiego, a te najbardziej wymagające na samym końcu, gdy sił zaczynało brakować. No, ale miało być ekstremalnie, nie lajtowo… to miała być w końcu droga przełomu i czas na przemyślenie własnego życia podczas zmagania z cierpieniem i wyczerpaniem fizycznym, które u mnie objawiło się w pełni dopiero po powrocie do domu! Forma, o jaką dbam w górach jednak się przydała i na szlaku nie miałem większych problemów bólowych. Jak pisałem pierwsza stacja była w Gorlicach, przy kapliczce, gdzie Ignacy Łukaszewicz zapalił pierwszą na świecie lampę naftową. Bo Gorlice słyną właśnie z Bitwy pod Gorlicami, zwanej też Małe Verdun, w czasie I wojny św. i są też kolebką przemysłu naftowego. Cały region jest wypełniony cmentarzami wojennymi z czasów tej wojny i przy nich również były usytuowane kolejne stacje. Ponadto kilka zostało zlokalizowanych przy zabytkowych cerkwiach, bo ten rejon to także dawne tereny zamieszkiwania Łemków.

cerkiew w Wysowej-Zdroju

Splatają się zatem w tej krainie liczne wątki historyczne, kulturowe i religijne, ale ja skupię się na tych górskich. Beskid Niski to niezbyt wysokie, ale dzikie góry, które niejednego turystę zaskoczą stromizną podejść i wymagających zejść. Tej nocy wszystko zostało spotęgowane przez deszcz i błoto, więc cały czas trwała walka by ustać na nogach i nie zaliczyć gleby, bądź lądowania w kałuży. O warunkach świadczą zdjęcia naszych nóg i butów. Na szczęście obyło się bez poważniejszych kontuzji, choć widziałem jak pątnicy zaliczali upadki. Ale przecież o to też chodziło, by się za każdym razem podnieść i iść dalej. Ja też się nie poddawałem mimo nawracających czasami myśli, co ja tu robię… ale w tę mokrą i zimną noc przypuszczam, że wielu pielgrzymów zmagało się z takim pytaniem. Ostatecznie większość doszła do celu, mimo, że była to najtrudniejsza trasa w regionie. 

Trasa prowadziła z Gorlic dalej żółtym szlakiem, obok cmentarzy wojennych nr. 87 i 76 na wzniesienie zwane Wierzchowina, by obniżyć się na przeł. Żdżar, a później prowadzić już zielonym szlakiem na szczyt Magury Małastowskiej. Monotonne podejście długim grzbietem wysysało siły, co potęgowały jeszcze powalone na szlaku drzewa. Ostatecznie trawersując wierzchołki Sołtysiej Góry i Wierchu dotarłem o północy na szczyt Magury. Tutaj nastąpił najtrudniejszy orientacyjnie odcinek drogi. Tuż poniżej kulminacji szczytowej znajduje się cmentarz wojenny nr. 58, ale z trafieniem do kolejnego cmentarza nr. 59 kilka osób miało problemy i nadłożyło sporo drogi. Ja z towarzyszami dość szybko odnaleźliśmy tę stację. Po dojściu do drogi Nowica- Przeł. Małastowska dalej prowadził nas znowu zielony szlak, aż do wspomnianego Smerekowca, gdzie czekali dobrzy ludzie z gorącą kawą i herbatą. Podczas przejścia przez Las Morgi do remizy mogłem zaobserwować nawet żeremia bobrów, ale zarazem był to najmokrzejszy kawałek szlaku.

Rozgrzany kawą żwawo ruszyłem na spotkanie kolejnych przygód. Gdyby nie niezawodny Piotrek nie zauważyłbym ostrego skrętu szlaku i musiałbym nadrabiać, jak inni, których światła czołówek migały w miejscu, gdzie nie powinny się znaleźć. Właśnie te światełka świecące we mgle, w lesie, widoczne nieraz z daleka na zboczach góry podobały mi się tej nocy najbardziej. Ludzie, którzy je nosili wyglądali jak zjawy, albo jakieś mroczne postacie z horrorów, ale przecież wszyscy poszli na EDK w dobrych intencjach, ja też takową miałem, by mój trud nie poszedł na marne. Bo poza wysiłkiem fizycznym, był także aspekt duchowy tego wszystkiego. To miała być droga przełomu dla każdego i nawet różnorodna religijność każdego strudzonego wędrowca nie odbierała nikomu tego wymiaru duchowego, mistycznego. Przecież wszyscy chyba wierzymy w Boga, siłę stwórczą i bez znaczenia jest czy ktoś chodzi do kościoła.

Zielony szlak prowadził przez mało wybitny wierzchołek Bannego do Skwirtnego, gdzie odnalazłem następną stację przy starej i pięknej cerkwi św. Kosmy i św. Damiana z 1837 r. Potem należało drogą jezdną dojść do Regietowa Niżnego, by skręcić na żółty szlak prowadzący na Przełęcz Regetowską. W okolicach kaplicy w miejscu dawnej łemkowskiej czasowni, już na terenach nieistniejącej wsi Regietów Wyżni zaczęło się rozwidniać i pomału wstawał nowy dzień, czyli sobota, niestety nadal deszczowy dzień. Bardzo mnie to ucieszyło, bo te tereny uważam za jedne z najpiękniejszych w całym Beskidzie. Regietów Wyżni, czyli miejsce, gdzie przeplata się historia, zapomniana kultura i niezwykłe piękno przyrody. Bywam tu wielokrotnie, o różnych porach roku i polecam śmiało każdemu miłośnikowi Beskidu Niskiego. Do tej pory odnaleźć tu możemy ślady ludzkiego bytowania, ruiny cmentarza, kościoła, pozostałości domostw, studni, sadów i wszystko w otoczeniu cudnej natury. Mi osobiście, gdy pierwszy raz ujrzałem te cuda skojarzyło się to z krajobrazem księżycowym. Tak, już po wschodzie słońca doszedłem do odbudowanej dzwonnicy na końcu dawnej wsi, gdzie ze swoją ekipą zrobiliśmy sobie przerwę na solidne śniadanie. Przed nami był najtrudniejszy fragment EDK, a za nami  już dobre 35 km w nogach…

nasza ekipa na mecie w Wysowej

Siły jeszcze były, więc dotarcie na Przełęcz Regetowską nie stanowiło problemu. Choć obawiałem się tutaj bagnistego terenu, to nie było tak źle, dopiero podejście na kolejny szczyt, czyli Obycz dało się trochę we znaki. Szedłem coraz bardziej wypalony granicznym szlakiem przez następny wierzchołek, tj. Tri Kopce, aby dojść na Przeł. Wysowską. Tu właśnie na 40 km miałem największy kryzys motywacyjny, bo wiedziałem co mnie czeka dalej… Po kolejnym postoju i wypoczynku na ławeczkach obok przejścia granicznego zebrałem się w sobie i szepnąłem w duchu:” jak nie ja, to kto?” I postanowiłem nadawać tempo grupie podczas wejścia na najstromszy szczyt podczas tej wędrówki. Okazało się, że z młodymi nie mogę się jednak równać, ale w dobrej formie zameldowałem się na wierzchołku Płazin, znanym też jako Staviska. Napiszę tylko, że wyjście na niego z przełęczy jest podobne do wejścia na Lackową. Kto był, na tym najwyższym szczycie Beskidu Niskiego, ten wie, o czym piszę… tam właśnie, na morderczych Płazinach była usytuowana dwunasta stacja drogi krzyżowej, chrześcijanie wiedzą jaka to jest!

podejście na Płaziny

Potem było jeszcze jedno podejście na Hrb, gdzie zgubiliśmy szlak i trzeba było zawracać i w końcu kolejne, końcowe już zdobywanie Jawora, góry słynnej wśród prawosławnych. Na szczęście było już całkiem jasno i zaczęły się pokazywać ładne widoczki, więc na nich skupiałem całą uwagę, by nie patrzeć ile podejścia jeszcze mnie czeka. Były nawet pierwsze, nieśmiałe przebłyski słońca, w oddali ukazał się Busov – kulminacja całego Beskidu Niskiego, już po słowackiej stronie. Idąc od przełęczy, czerwonym, granicznym nadal szlakiem trafiłem ostatecznie na św. Górę Jawor, zwaną też Górą Przemienienia. Zacząłem podziwiać organizatorów za sekwencję zdarzeń podczas wędrówki, które musiały następować po sobie… bowiem po walce, trudach, zwątpieniu miało nastąpić w końcu przemienienie człowieka, czyli cel każdej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej! A na sam koniec euforia na mecie, że się dało radę, że się nie zwątpiło w siebie i własne siły. Mimo ogólnego wyczerpania organizmu poczułem w momencie przyjmowania gratulacji od organizatorów na dole w Wysowej, ogromną moc, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych! W jakimś sensie uwierzyłem w siebie jeszcze bardziej…

pierwsze nieśmiałe widoczki na Busov

Ale wróćmy jeszcze na chwilę na Górę Przemienienia. Góra Jawor jest uważana przez wyznawców prawosławia za świętą, w związku z objawieniami maryjnymi, jakie miały tam miejsce w okresie międzywojennym. Na północnym stoku wzniesienia znajduje się prawosławne sanktuarium – drewniana cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej, a także otoczone kultem źródełko. Świątynia jest celem wielu pielgrzymek zarówno z Polski, jak i ze Słowacji. Początki sanktuarium sięgają lat 20. XX w. i wiążą się z objawieniami maryjnymi, których po raz pierwszy doznała w dniu 21 września 1925 jedna z mieszkanek Wysowej. Wieści o powtarzających się objawieniach na polanie pod górą Jawor szybko stały się znane w całej okolicy i przyciągały coraz liczniejsze rzesze pielgrzymów. Dookoła postawiono liczne krzyże wotywne, są też ławki dla pątników. Stąd pozostało nam już tylko zejście wygodną drogą do centrum Wysowej-Zdroju, gdzie przy kościele parafialnym umiejscowiono ostatnią stację EDK.

sanktuarium na Górze Jawor

Wysowa to wieś uzdrowiskowa, znana z leczniczych wód mineralnych. Ma około 700 stałych mieszkańców, ale stanowi największą bazę turystyczną w zachodnich partiach Beskidu Niskiego. W parku zdrojowym znajdują się ogólnodostępne ujęcia wód mineralnych (solanki) Aleksandra, Józef I oraz płatne i dostępne w nowej pijalni wód: Franciszek, Henryk, Józef II, Słone i Anna. Z miejscowej rozlewni pochodzi woda mineralna Wysowianka i wody lecznicze Franciszek, Henryk i Józef. Wieś znajduje się w historycznej Galicji; w Średniowieczu przebiegał przez nią ważny szlak kupiecki na Węgry. Obecnie na terenie miejscowości znajdują się sanatoria, hotele i ośrodki oferujące noclegi w domkach kempingowych. Moja tegoroczna przygoda z EDK zakończyła się tutaj, w kościele parafialnym pw. NMP Wniebowziętej. Podczas końcowego zejścia do wioski wyszło słońce, jakby chciało wynagrodzić trudy całonocnej wędrówki w deszczu! Tu, pozostało tylko podziękować za siły i przeżycie tak pięknej duchowej przygody.

widok na Wysową w oddali

Mam nadzieję, że za rok też będzie mi dane zrobić coś podobnego dla siebie. Bo to była przygoda nie tylko górska, ale przede wszystkim metafizyczna. Kursowym autobusem wróciłem do domu dopiero w sobotę, już po dwunastej. Obiad i gorący prysznic to jedyne czynności do jakich byłem zdolny. Potem nastąpił dwudziestogodzinny sen, z przerwą na sikanie. To obrazuje zmęczenie organizmu, przyzwyczajonego przecież do dalekich wędrówek przez góry. Nogi nie bolały tak bardzo, stopy przeżyły bez szwanku, ale ogólne wycieńczenie organizmu spowodowało, że w końcu padłem. Dobrze, że dopiero  przy swoim łóżku… kto czuje się na siłach, niech spróbuje za rok poczuć mistykę gór. Takie przygody zapamiętuje się na całe życie. Jakie ziarno zasiało we mnie zapewne się okaże… Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji, niezbyt obszernej, bo noc była długa i ciemna! Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

5 komentarzy

  1. magdalena

    Cudowna relacja. Pochłonęłam ją jednym tchem. Uśmiecham się sama do siebie, a właściwie do monitora, oglądając zdjęcia. Każde miejsce tak znajome…. Super, nparawdę

    Odpowiedz
  2. Stasiu

    Po tak ciężkiej drodze krzyżowej dla ciała…, a gdy jeszcze dodatkowo połączonej z głębokim rozważaniem w duszy męki Pańskiej… To sądzę, że Anieli, jakby tylko mogli, to prosto z drogi owych wędrowców, razem z buciorami, brali by do nieba :-))… To byłoby piękne…:-)
    Jestem pełen podziwu tego czynu i życzę spełnienia powierzonych intencji :-).

    Odpowiedz
  3. hanka

    Brawo!!! Jestem pod wrazeniem kondycji i siły woli

    Odpowiedz
  4. Seweryn

    Wow, rzeczywiście bardzo ekstremalna droga, ponad 50km po górach to jest coś. Wszystko bardzo ciekawie opisane.

    Odpowiedz
  5. Baś

    Bardzo interesujący szlak, mam nadzieję, że bawiliście się świetnie! Uwielbiam wypoczywać w górach, miłość do wspinaczek i pieszych wędrówek zaszczepił we mnie ojciec. W Beskidach mam nawet swój ulubiony hotel położony w malowniczej Wiśle. Niebawem ponownie się tam wybieram z całą rodzinką, ponieważ wykupiliśmy pakiet Majówka 2019. Już nie mogę doczekać się tego wyjazdu.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »