Wybierz stronę

Pożegnanie zimy w Tatrach Zachodnich z kulminacją na Starorobociańskim Wierchu

Pożegnanie zimy w Tatrach Zachodnich z kulminacją na Starorobociańskim Wierchu

Tego dnia zapowiadała się pogoda petarda i mega warunki w Tatrach. Decyzja była więc szybka, zbieram ekipę i jadę pożegnać zimę w Tatrach Zachodnich. W końcu tęskni się już za wiosną, ale w Tatrach zimowo najpiękniej. Pogoda się sprawdziła, zatem była to bardzo udana wycieczka, tym bardziej radosna dla mnie, że w ten sposób uczciłem swe kolejne urodziny. Trasę obrałem sobie wyrypiastą i okazało się, że ja czterdziestolatek wciąż mogę… Współtowarzysze z GGG także tryskali humorem i umilali mi moje święto. Ale największy prezent zrobiła mi natura! To co zobaczyłem w górach tego dnia było mistyczne. Majestat i niezwykłe piękno pozwoliło przeżywać metafizyczne przeżycia. Takie dni są wyjątkowe i cenne, gdy całym sobą, wszystkimi zmysłami odczuwamy wyjątkowość miejsca, w którym się znajdujemy. Cuda zimowych Tatr, cały czar dzieł Matki Natury wzbudzał mój zachwyt i długotrwałe zauroczenie, które trwa do dziś… Ale po kolei!

lodospady w Dolinie Kościeliskiej

Wybraliśmy się do Kir, by tam wcześnie rano wystartować do Doliny Kościeliskiej. Trzymał tą ranną porą przyjemny mrozik, więc szybko uporaliśmy się z całą długością doliny, bez niepotrzebnych przystanków. Po dotarciu na Halę Ornak wstąpiliśmy do schroniska na drugie śniadanie, by rozgrzani założyć raki i ruszyć w górę. Już widok z tego miejsca na lodowy masyw Bystrej i Błyszcza zwiastował niesamowite doznania jakie czekają nas wyżej. Podejście na Iwaniacką Przełęcz mimo stromych odcinków było przyjemne, bo w dobrym śniegu. Poczekałem tu na całość grupy i ruszyliśmy wszyscy razem powoli wspinając się na masyw Ornaku. Lawinowa jedynka napawała optymistycznie i rzeczywiście żadnych przygód nie było. Szlak zimowy zresztą nie przecina lawinowego żlebu tylko od razu po wyjściu z lasu skręca w prawo i ostro pnie się prosto na grzbiet Ornaku.

podejście na Iwaniacką Przełęcz

Podejście do prosta było mega strome, ale widoki po wspięciu się tam wynagrodziły wszystko. A jeszcze lepsze zrobiły się po osiągnięciu pierwszej kulminacji masywu –  Suchego Wierchu Ornaczańskiego. Grzbiet Ornaku jest na znacznej długości odsłonięty, roztaczają się z niego rozległe widoki, szczególnie na pobliski Kominiarski Wierch i rejon Doliny Tomanowej i Pyszniańskiej z wznoszącymi się nad nimi szczytami Ciemniaka, Tomanowego i Smreczyńskiego Wierchu, Kamienistej oraz na Błyszcz i Starorobociański Wierch, które prezentują się stąd bardzo okazale. Suchy Wierch Ornaczański, najniższy z czterech wierzchołków Ornaku i najbardziej wysunięty na północ jest stosunkowo łagodny i całkowicie porośnięty niską murawą i kępami kosodrzewiny. Po przejściu pierwszego zachwytu, który trwał długie chwile wyruszyliśmy już łagodnie naprzód. 

pierwsze widoki w stronę Czerwonych Wierchów z podejścia na Ornak

Po kilku minutach zdobyliśmy Ornak. Płaski wierzchołek Ornaku jest trawiasty i nieco skalisty, w zimie wszystko tonie pod zwałami śniegu. W zachodnim kierunku (do Doliny Starorobociańskiej) opadają z niego dwie grzędy tworzące obramowania żlebu Graniczniak. Wędrówka grzbietem Ornaku należy do najprzyjemniejszych w Tatrach. Idzie człowiek, idzie, bez wysiłku, a dookoła cudne widoki. Te zimowe należą do najurokliwszych, wszędzie nieskazitelna biel, no ale w końcu śniegu było pod nami dwa metry! Następnym przystankiem był Zadni Ornak, najwyższy w całym masywie, skąd panorama była jeszcze bardziej czarująca. Odcinek grani na południe od Zadniego Ornaku jest pocięty na odcinku ok. 100 m rowami grzbietowymi. We wschodnim kierunku szczyt tworzy przedłużenie – mającą długość ok. 300 m grupę skał, tzw. Siwe Skały. Tworzą one drugi, nieco niższy wierzchołek Zadniego Ornaku. Wierzchołek Zadniego Ornaku jest skalisty, obszar wierzchołkowy i obszar Siwych Skał to rumowisko skalne porośnięte jasnozielonymi i siwymi porostami. Jest to najbardziej skalisty obszar całego grzbietu Ornaku, który w większości jest trawiasty, tylko miejscami porośnięty kępkami kosodrzewiny.

Siwe Skały pod śnieżną pierzynką

Skaliste Siwe Skały ominęliśmy bokiem i przygodę z Ornakiem zakończyliśmy na Kotłowej Czubie, mało wybitnym wierzchołku tuż przed Siwą Przełęczą. Przełęcz położona jest na wysokości 1812 m n.p.m. i ma postać długiego, trawiastego grzbietu. Rozdziela on Dolinę Pyszniańską (górne odgałęzienie Doliny Kościeliskiej) od Doliny Starorobociańskiej (górne odgałęzienie Doliny Chochołowskiej). Na płytkim siodle zrobiliśmy sobie przerwę obiadową, by nabrać sił na dalszą wędrówkę, przecież to nie była nawet połowa planowanej eskapady. Zwłaszcza mi przydał się zastrzyk cukrów i gorąca herbata, bo dzień wcześniej także śmigałem po górkach i sił zaczęło brakować! Jednak zmotywowałem się i ruszyłem dalej na przedłużenie grzbietu Ornaku w południowym kierunku, czyli Siwe Turnie.

Siwe Turnie przed nami

Siwe Turnie to dość ostra grań, zbudowana ze skał krystalicznych. Od strony Doliny Starorobociańskiej bardziej podcięte zbocza tworzą strome urwiska zwane Zagonami (Zagon pod Zakos, Szeroki Zagon, Zadnie Zagony). W zimowej wersji porobiły się tam kapitalne nawisy śnieżne. Granią prowadzi szlak turystyczny, omijający Siwy Zwornik po wschodniej stronie i wprowadzający na przełęcz Liliowy Karb. To przejście, bardzo strome i prowadzące wąską ścieżyną nad urwiskiem było bardzo efektowne i emocjonujące, najbardziej ciekawe podczas całej wycieczki. Po wyjściu na Siwy Zwornik było już łatwiej technicznie, choć nadal wyrypa miała być niezła. Jest to niewybitny szczyt w niskiej w tym miejscu grani, ale o dużym znaczeniu topograficznym i orientacyjnym. Jest mianowicie szczytem zwornikowym trzech grani. Przebiega przez niego granica polsko-słowacka. Na zachód od niego znajduje się Gaborowa Przełęcz i wznosi wyniosła piramida Starorobociańskiego Wierchu, na południowy wschód zaś przełęcz Liliowy Karb i niska, postrzępiona grań Liliowych Turni.

Liliowe Turnie, Błyszcz i Bystra

Naszym głównym celem był właśnie Starorobociański Wierch, więc żwawo rozpoczęliśmy podejście na niego, po wyrównaniu oddechów. Obniżyliśmy się jeszcze na Gaborową Przełęcz, by rozpocząć końcowe podejście. Trasa wiodła skrajem masywu, tuż na olbrzymimi nawisami, które robiły nieziemskie wrażenie. Podejście na szczęście nie było długie, choć żmudne i zmęczony, ale szczęśliwy jak nigdy osiągnąłem szczyt. W końcu spełniłem swoje kolejne górskie marzenie, ta góra zimą marzyła mi się dawno. Góra przez Słowaków zwana Klinem, to najwyższy szczyt w polskiej części Tatr Zachodnich i jeden z najwyższych szczytów Tatr Zachodnich. Starorobociański Wierch zarówno od południowej, jak i północnej strony ma kształt piramidy, a jego stoki mają kamienisty charakter. Wierch góruje ponad dolinami: Starorobociańską, Zadnią Raczkową i Gaborową. Jego wierzchołek to krótka grań o przebiegu południkowym, która jak klin wciska się pomiędzy Dolinę Gaborową i Raczkową (stąd też pochodzi słowacka nazwa tej góry – Klin).

podejście na Starorobociański Wierch

Znajdujący się niemal w połowie łańcucha Tatr i górujący nad innymi w okolicy górami Starorobociański Wierch o wysokości 2176 m jest doskonałym punktem widokowym. Panorama z jego szczytu obejmuje zarówno Tatry Zachodnie, jak i Wysokie. Szczególnie imponująco wyglądają: Bystra z Błyszczem, Kamienista, Ciemniak, Rohacze. Doskonale prezentują się też pobliskie boczne grane, jak ta Ornaku, czy Rakonia z Grzesiem. Dopiero tutaj zaczęło trochę wiać, więc po długich sesjach fotograficznych i nacieszeniu oczu i duszy widoczkami trzeba było schodzić. Przed nami było jeszcze kilka szczytów do zdobycia! W grani głównej pomiędzy Starorobociańskim Wierchem a Starorobociańską Przełęczą znajduje się niewysoki, nienazwany wierzchołek. Pomiędzy nim a Kończystym Wierchem grań rozcięta jest długim na kilkaset metrów rowem grzbietowym kilkumetrowej głębokości. 

Starorobociański Wierch z Raczkowej Przełęczy

Właśnie w kierunku tej przełęczy poszliśmy, by minąć ten mały garb i mozolnie wspinać się na następną górę. Kończysty Wierch, o fajnej wysokości 2002 m miał być ostatnim takim żmudnym podejściem. Następne były już krótkie, choć były… Grań pomiędzy Kończystym Wierchem a Starorobociańskim Wierchem jest w charakterystyczny sposób rozdwojona, znajduje się w niej podłużny rów grzbietowy. Nazwa szczytu występuje już na mapach z 1796 r. jako Koncisti. Stąd otworzył się nam widok na resztę naszej drogi, czyli boczną grań prowadzącą w stronę Trzydniowiańskiego Wierchu. Zejście nań było już łagodniejsze, po osiągnięciu Dudowej Przełęczy szybko wspięliśmy się na Czubik. Grzbiet Czubika i jego zbocza są zaokrąglone i stosunkowo łagodne. Można go było minąć trawersem, ale po co… toć to kolejna zdobyta góra!

na Kończystym Wierchu

Pozostał nam jeszcze jeden szczyt do zdobycia tego uroczego dnia- to Trzydniowiański Wierch. Tu już było łatwo i blisko mimo zmęczenia, które ogarniało całe ciało wszyscy daliśmy radę. W sumie to nie mogło być inaczej, jeszcze czekało nas bardzo długie zejście. Zdobyliśmy w sumie tego marcowego dnia dziewięć szczytów robiąc ponad 27 km. Nóżki na dole bolały konkretnie. Najbardziej dało się we znaki bardzo strome zejście z ostatniego zdobytego wierzchołka.  Szczyt ten znajduje się w dość długiej północnej grani Kończystego Wierchu i jest ostatnim na północ wybitniejszym szczytem w tej grani. Z wierzchołka rozciągają się widoki na Tatry Zachodnie, w tym pobliskie Kominiarski Wierch, Ornak, Wołowiec, Rakoń, Bobrowiec i wyniosły Rohacz Ostry. W zimie bywa często odwiedzany przez narciarzy. 

widok z Trzydniowiańskiego Wierchu na Rohacz Ostry

Ostatnie strome zejście zrobiliśmy przez Kulawiec. Ten północny grzbiet odchodzący ze szczytu dalej na północ dołem jest zalesiony, wyżej częściowo porośnięty kosodrzewiną, a częściowo trawiasty. Widoki przesłania coraz bardziej rozrastająca się kosodrzewina, a przejście ścieżką turystyczną wśród jej korzeni i gałęzi jest dość męczące. My na szczęście w większości chodziliśmy nad nią. Po wejściu w las szlak sprowadził nas do bardzo stromego żlebu, zwanego Krowiniec. Tu nasze kolana dostały najbardziej w kość! Ale jakoś ostrożnie należało zejść. Krowiniec ma wylot na polanie Trzydniówce i podobnie jak polana należał dawniej do Hali Trzydniówka. Polana ta leży już w Dolinie Chochołowskiej, nad prawym brzegiem Chochołowskiego Potoku, nieco poniżej dolnego końca Polany Chochołowskiej

Dolina Starej Roboty

Po dotarciu tutaj musieliśmy wszyscy dłużej odsapnąć i w końcu mogliśmy zdjąć raki, dzięki czemu nasze nogi stały się o niebo lżejsze. Nie, to złe porównanie… w niebie to my byliśmy przez cały ten cudny dzionek! Czekał nas jednak na koniec wyrypy długi spacer najdłuższą doliną polskich Tatr. Zmęczeni byliśmy już tak, że nie zauważyliśmy przejścia przez dwa zwężenia, zwane bramami, tj. Niżnią Bramę Chochołowska i Wyżnią Bramę. Jako ciekawostkę podam, że w Dolinie Chochołowskiej nakręcono do filmu Potop scenę z kuligiem, a także 7. odcinek Janosika. Tutaj również przeprowadzane były szkolenia komandosów i zawody ratowników tatrzańskich. I tak przed samym zmrokiem doszliśmy do Siwej Polany, gdzie jest płatny parking, końcowy przystanek busów, wypożyczalnia rowerów górskich, bufety, karczma, sklepik, kolejka „Rakoń” i punkt sprzedaży biletów wstępu do parku narodowego. Okazało się, że musimy czekać na busa, więc wykorzystaliśmy czas na zjedzenie czegoś ciepłego.

ostatnie spojrzenie na graniczny grzbiet z Wołowcem i Rakoniem

I tak zakończyła się nasza mega przygoda. Jedna z najlepszych tatrzańskich wyryp w moim życiu, a na pewno w ścisłej czołówce pod względem genialności warunków pogodowych. Widoczność była taka, że oglądałem nie tylko Gorce, Babią Górę z Pilskiem, ale i pozostałe szczyty Beskidu Żywieckiego z zalewem, a nawet Wielkiego Chocza. Warto było się trudzić i znosić ból, by przeżyć tak frapujące chwile. To, co przeżyliśmy pozostanie na zawsze w sercu. Wrażenia z takiej eskapady pozostaną na stałe pośród najsłodszych wspomnień. Dziękuję super ekipie za wesołe towarzystwo. Gorlicka Grupa Górska nie zawodzi! I do następnego wspólnego wypadu. Pozostało nam tylko dojechać z powrotem do wylotu Doliny Kościeliskiej, gdzie zaczęła się nasza przygoda. A Was moi drodzy zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wyjazdu. Fotki przy takich warunkach wyszły rewelacyjnie. Bawcie się zatem wybornie i do zobaczenia na szlakach, już na wiosnę… Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »