W Alpach Algawskich – Aggenstein i Brentenjoch oraz inne cuda pasma Tannheimerów

W Alpach Algawskich – Aggenstein i Brentenjoch oraz inne cuda pasma Tannheimerów

Pierwszego dnia lipcowego pobytu w Alpach trafiłem na najlepszą pogodę i od razu moglem zachwycić się urodą niezbyt wysokiego, ale jakże urokliwego pasma Alp. Naszym celem podczas tej urlopowej wycieczki był trekking po niższych partiach tychże gór, podobnych do naszych Tatr, ale przytłaczających swym ogromem i zarazem pięknem. Dotarliśmy tego dnia w małe powierzchniowo Alpy Algawskie, ale cudne z racji swego wapiennego charakteru. Od razu mi się przypomniał zeszłoroczny pobyt w Alpach Julijskich na Triglavie. Pasmo to  jest częścią Alp Bawarskich, w Północnych Alpach Wapiennych. Leży w Austrii (Vorarlberg i Tyrol) i Niemczech (Bawaria), między Jeziorem Bodeńskim i doliną rzeki Lech. Pasmo to nie przekracza 3000 m n.p.m.; najwyższym zaś szczytem jest Großer Krottenkopf, który osiąga 2657 m. Głównym natomiast miastem regionu jest Oberstdorf.

Naszym konkretnym celem była mała część tych gór zwana Tannheimer Berge, czyli popularne Tannheimery na granicy austriacko-niemieckiej. Nazwa pochodzi od miejscowości Tannheim w austriackim Tyrolu. Ta alpejska podgrupa jest zdecydowanie najładniejszym regionem w Alpach jaki dotychczas widziałem. I powiem wam, że załapałem do niej szczególny sentyment, jak do Tatr Bielskich pod nosem. Szczyty tu choć niewysokie są wyniosłe i dominują swą strzelistością nad głębokimi dolinami. Do tego porośnięte cudowną wapieniolubną roślinnością, przez co pozytywnie odróżniają się od zimnych i nieprzystępnych pasm przylodowcowych. Dojechaliśmy do małej miejscowości Pfronten w Bawarii nad rzeką Vils, dlatego też odwiedzone tego dnia góry zwane są także Vilser Gruppe.

kolejka gondolowa Breitenberg w Pfrontzen

Tutaj w przysiółku Dorf istnieje kolejka gondolowa na skrajny szczyt Alp – Breitenberg . Nasz przewodnik wymyślił, by po całonocnej podróży wjechać więc kolejką na 1500 m. Tam okazało się, że powyżej budynku górnej stacji Breitenbergbahn połączonej z restauracją istnieje kolejna kolejka, tym razem krzesełkowa, z której również skorzystaliśmy. Tym sposobem bardzo szybko znaleźliśmy się na wysokości 1700 m. Już od górnej stacji podziwiałem jednak nasz pierwszy cel, niezwykle wyniosły i przepiękny w swej prostocie szczyt Aggenstein. Mój zachwyt był tak wielki, że zakochałem się w tej górze… bardzo przypominała mi swym wyglądem mój najpiękniejszy szczyt- Wielkiego Rozsutca w Małej Fatrze, gdzie często wracam na sentymentalne wejścia. Podejście na Aggenstein było krótkie, ale forsowne i strome. Na szczycie postawiono metalowy krzyż, jest też puszka z księgą wpisów, ale to chyba alpejski standard. Widoki ze szczytu niespełna 2000 m były bardzo rozległe, choć jako nowicjusz nie umiem je nazwać… Utkwiło mi w pamięci niebieskie jezioro w oddali, które mieliśmy odwiedzić niedługo.

wierzchołek Aggensteina

Z wierzchołka zeszliśmy całą grupą do Bad Kissinger Hutte, uroczo położonego schroniska, wciśniętego miedzy Aggensteina, a sąsiedni Brentenjoch, który jak się okazało okazał się moim następnym celem. Grupa z przewodnikiem po sjeście w schronisku strawersowała szczyt w kierunku przełęczy Vilser Jochl, a ja z grupką twardzieli udaliśmy się na podbój Brentenjocha, gdyż byłem tak podniecony pierwszym letnim pobytem w Alpach, że chciałem zdobywać wszystko… Podejście na niego okazało się jeszcze bardziej wymagające, chwilami prowadzące wąską ścieżyną nad skrajem urwiska, ale mimo narastającego zmęczenia po nieprzespanej nocy daliśmy radę! Tu też czekał na nas krzyż i jeszcze lepsze widoki, gdyż byliśmy już na 2001 m. Zwłaszcza sąsiedni Aggenstein prezentował się stąd wybornie, jak smukłe marzenie każdego faceta o zgrabnej kochance…hahaaa, lubię jakoś porównywać góry do kobiet, bo dostarczają mi podobnych emocji i poczucia piękna.

Aggenstein z Brentenjocha

Kilka fotek i zbiegliśmy szybko na przełęcz, gdzie rozłożyła się samopas nasza czołowa grupa, zresztą na łące dookoła zagrody pasterzy krów Seebenalpe, skąd mogli obserwować sławne alpejskie krówki z dzwoneczkami… Stąd już całą grupą ruszyliśmy raźno na kolejne wzniesienie Sefenspitze, skąd rozpościerał się genialny widok na dalszą część naszej trasy i najwyższe szczyty Alp Algawskich. Oczywiście był tu odpoczynek po długim podejściu, a potem łagodne zejście na kolejne siodło przełęczy, gdzie stała górna stacja kolejki Jochalpe. Rzut beretem z tego miejsca wznosił się mój kolejny zdobyty tego dnia szczyt Gamskopf z ładnym drewnianym krzyżem z monstrancją. Dalej łagodnie schodziliśmy lekko w dół mając przed oczami coraz wspanialsze widoki na grupę wysokich miejscowych olbrzymów o finezyjnych kształtach, jak Schartschrofen, Gimpel, czy Kollenspitze. Szybko i przyjemnie doszliśmy do budynku następnego wyciągu narciarskiego Fussener Jochl, których jest tu jak grzybów po deszczu. Obok znajduje się ładna restauracja Sonnenalm.

okolice schroniska Fussener Jochl

Z tego miejsca nasza trasa zaczęła szybko opadać do doliny Raintal, początkowo ciekawym i kruchym wapiennym trawersem u podnóża grzbietu Hahnenkopfa, a potem już spokojnie, aż doszliśmy do cudnej alpejskiej polany z dwoma schroniskami. Mowa o  Otto-Mayr-Hütte oraz Fussener Hütte, gdzie wypiłem wyborne piwo, które jakże smakowało po całym dniu gorącej wędrówki. Tutaj także pasły się krowy oraz konie i barany, więc było co fotografować. Podczas dojścia na ostatni odpoczynek również towarzyszyły mi boskie panoramy na górujące nad doliną wapienne szczyty. Niezwykłe urwiska, spadziste żleby, przepaściste skały, czy nieprzebrane piargi wyglądały też od dołu niebotycznie słodko… To był raj, a ja byłem choć na chwilę jego częścią… nie ma na świecie nic przyjemniejszego niż takie momenty, gdy zatracamy się zupełnie i tracimy kontakt z rzeczywistością. Bo czyż życie w takiej czarującej górskiej scenerii nie płynie radośnie, a serce nie rośnie wraz z duszą, która chłonie szczęście na zapas, by go przywołać magicznymi wspomnieniami gdy nam smutno, czy źle. Tutaj, w tej sielankowej rzeczywistości było czuć potęgę i mistykę gór, do których tak tęsknię ciągle i powracam, by ją odszukiwać na nowo…

wapienne szczyty Alp Algawskich

Trzeba było kiedyś wrócić do życia, a zostało nam tylko zejście schroniskową, szutrową drogą do ujścia doliny. Przy trasie napotkaliśmy jeszcze następne almy, czyli gospodarstwa, gdzie można zakupić produkty mleczne z tutejszych hodowli, jak Musauer Alm. Czasami są w takich miejscach normalne karczmy, gdzie możemy zjeść i wypić. Weszliśmy w końcu w las, gdzie widoki się skończyły, a marsz umilał wartki nurt potoku Sababach. Utwardzona droga doprowadziła nas z przygodami, czyli zagubieniem części grupy, która poszła inną odnogą do ładnej karczmy Barenfalle przy głównej trasie koło wioski Unterletzen, gdzie podjechał nasz autokar.

krowi umilacz wycieczki

Wszystko co dobre kiedyś się kończy, także ta radosna przygoda z towarzystwie super ludzi, których serdecznie pozdrawiam. Alpy może są wielkie i przytłaczające, ale można tam odnaleźć miejsca jak z bajki i poczuć się jak w raju. A zakochani w Tatrach również odnajdą tam swojskie klimaty. Całodniowa wycieczka dała mi w kość, słońce zrobiło też swoje, a zwłaszcza końcowa bita droga, która doprowadziła moje stopy do rozpaczy. Warto było jednak jak zawsze, bo serce było przepełnione pięknem, a doznania z tego dnia na stałe zostały wyryte złotymi zgłoskami w mej pamięci. Miały nadejść następne cudne dni odkrywania Alp, o których przeczytacie już wkrótce. Na razie zapraszam do poczytania poprzedniej alpejskiej opowieści i jak zwykle do obejrzenia fotorelacji z tego niezwykłego dnia. Działo się, a niedługo kolejne relacje prosto z majestatycznych Alp. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

3 komentarze

  1. ela

    ” ja z grupką twardzieli udaliśmy się na podbój Brentenjocha, ”
    Ewa i ja ,ale z nas twardzielki .pozdrawiam Marku i dziękuję za ten wpis ,milo sie wraca tam gdzie było pieknie i wesoło z Tobą 🙂

    Odpowiedz
  2. Ewa

    Bardzo przyjemna lektura, miło się czyta, miło powspominać… pozdrawiam serdecznie 🙂 było mega!

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »