Wybierz stronę

Wschód słońca na Ciemniaku i dalej przez Czerwone Wierchy.

Wschód słońca na Ciemniaku i dalej przez Czerwone Wierchy.

Mój czerwcowy wypad z Grupą Górską rozpoczął się 9.VI przed północą. Wtedy to wsiedliśmy w samochód w Zakopanem, gdzie mieliśmy nocleg i wyruszyliśmy do Kir na spotkanie ze Smykiem i Altairem. Byli ze mną Amelka, Arash i Arek – Niewypał. Tam mieliśmy się spotkać i wyruszyć na nocne spotkanie z górami. Lekko spóźnieni dotarliśmy na miejsce. Nastąpiło oficjalne zapoznanie wszystkich grupowiczów, odstawienie aut i weszliśmy w dolinę Kościeliską na spotkanie przygody. Wszyscy z wypchanymi plecakami i latarkami w ręku lub na głowach. Wkrótce skręciliśmy w las na szlak na Czerwone Wierchy. Plan był prosty i obgadany: dotrzeć na Ciemniak przed wschodem słońca. Dookoła nas była niesamowita cisza i spokój przerywane tylko odgłosami lasu i naszymi głosami. Drugi raz wędrowałem po nocy w górach. Pierwszy raz to było nocne wyjście na Babią Górę w noc świętojańską na wschód słońca. Podejście robiło się coraz stromsze. Zrzuciliśmy z siebie ciepłą odzież. Na dole wiał zimny wiatr, a tutaj w lesie zrobiło się nam gorąco.

Krótkie postoje umilały rozmowy ze Smykiem – to naprawdę niezwykły człowiek, prawdziwy człowiek gór. Wyszliśmy w końcu z lasu. Ponad nami rozpostarło się niebo pełne milionów gwiazd, bliskich jak nigdy. W dole majaczyły światła okolicznych miejscowości, a przed nami był Długi Upłaz. Zrobiliśmy postój na polanie Upłaz, żeby się posilić. Altair – znawca nieba pokazywał nam przeróżne planety i gwiazdozbiory. Po dłuższej chwili ruszyliśmy dalej. Do tej pory trzymaliśmy się razem, teraz ja i Arash ruszyliśmy ostro do przodu, żeby wskazywać innym drogę. Szlak tutaj zrobił się mylny, był słabo widoczny w nocy, trzeba było kluczyć i szukać drogi na skalach. Dawaliśmy sobie jednak z tym rade i odeszliśmy sporo do przodu, tylko czołówki wskazywały nasze położenie innym. Na Chudej przełączce dogoniła nas Amelka. Okazało się, że Smyk przeżywa kryzys i robił  coraz dłuższe przerwy, nie zatrzymywał jednak nikogo, żeby nie spóźnić się na wschód słońca.

Został z nim Altair i Niewypał. Zrobiło się widno, latarki były niepotrzebne. Na Ciemniak było coraz bliżej, tak wiec już o 3.30 stanęliśmy na szczycie. Zaszyliśmy się w zagłębieniu skalnym, żeby schronić się przed porywistym wiatrem. Lecz już wkrótce niebo zaczęło robić się czerwone, zapowiadając bliski wschód słońca. Około 4.00 dotarli na szczyt pozostali uczestnicy wyprawy. Bardzo ucieszył nas ich widok. Zdążyli na czas! Razem mogliśmy podziwiać fantastyczny spektakl. Tak jak sądziliśmy słoneczko zaczęło wyłaniać się zza Długiego Giewontu. Niebo zrobiło się pomarańczowo – czerwone jakby płonęło. Staliśmy oniemiali długi czas. Było słychać tylko trzask aparatów. Arek – Niewypał  z kolei nagrywał wszystko na kamerę. Dla tych wspaniałych chwil warto było zarwać noc. Gdy nasyciliśmy oczy i serca tym pięknem poszukaliśmy schronienia za jakimś wyłomem skalnym, aby odpocząć trochę i porozmawiać. W końcu za chwile mieliśmy się rozdzielić; Smyk z Altairem w jedną stronę, a my dalej na Czerwone Wierchy.

Słonce było coraz wyżej. Zwróciliśmy teraz uwagę na oświetlone już nieśmiało szczyty Tatr Wysokich. Najlepszy był Arek – Niewypał, po prostu rozbił namiot na szczycie i tam się zaszył. Zrobiliśmy kilka grupowych fotek i nadeszła pora rozstania. Serce się krajało, bo już trzeba było pożegnać dopiero co poznanych ludzi gór, ale każdy miał inne plany na resztę dnia. Tak wiec Smyk z Altairem zawrócili w kierunku Chudej przełączki,  dołączył do nich Niewypał, a ja z Amelka, Arashem poszliśmy dalej na Krzesanice. To niewyobrażalne, ale była dopiero 6 rano. Tyle czasu na góry! Słoneczko było coraz wyżej, ale wiał zimny wiatr, szliśmy wiec raźno przed siebie, raz po raz zatrzymując się i zachwycając coraz lepiej widocznymi szczytami Tatr. Amelka bez przerwy robiła kolejne fotki. W oddali widzieliśmy coraz mniejsze sylwetki niedawno poznanych, jakże miłych kolegów z GG. Stanęliśmy chwile nad urwiskami Krzesanicy i poszliśmy dalej na Małołączniak. Przy schodzeniu na przełączkę spotkała nas niespodzianka w postaci kozicy spokojnie pasącej się na grani.

Doszliśmy na Małołączniak. Tutaj spotkaliśmy dopiero pierwszego turystę na naszym dziennym szlaku. Była 7.30. Jak się okazało ludzi w górach aż do Kasprowego można będzie policzyć na palcach jednej ręki! Nieprzespana noc dawała znać o sobie. Rzuciłem się na trawę i postanowiłem zdrzemnąć się trochę. Robiło się coraz cieplej. Współtowarzysze nie dali mi jednak długo pospać. Zerwałem się więc i poszliśmy dalej na Kopę Kondracką. Obiecałem sobie, że tam zatrzymamy się dłużej i odeśpimy trochę. Na szczycie ukazał nam się Pan Giewont w całej okazałości, a za nim Zakopane. Tutaj położyliśmy się wszyscy, żeby odpocząć. Nikt nam nie przeszkadzał. Drzemka nie trwała jednak długo. Przypiekające coraz bardziej słońce kazało nam szukać ochłody w dalszej wędrówce. Kolejnym celem miał być Kasprowy Wierch. Chcieliśmy na własne oczy przekonać się jak wygląda w scenerii bez niedzielnych turystów. Szlak przez Goryczkowe Czuby dłużył się niemiłosiernie. Zmęczenie nocną wędrówką dawało się coraz bardziej we znaki.

Fantastyczne widoki skalnych formacji dodawały jednak sił do dalszej wędrówki. W końcu Kasprowy został zdobyty-cel minimum osiągnięty dzisiejszego dnia. Minęło południe, za nami było więc 12h wędrówki. Dopadł nas popołudniowy kryzys, nieprzespana noc dawała się coraz bardziej we znaki. Postanowiliśmy zrobić dłuższy wypoczynek. Ale Świnica była już tak blisko! Kościelec też kusił swym powabem. Nabraliśmy ochoty do dalszej wędrówki. Pokonaliśmy ochoczo wierzchołek Beskidu i zeszliśmy na przełęcz Liliowe. Tutaj zrobiliśmy kolejny postój. Przed nami wyrosła ściana Pośredniej Turni. Jest już 15h. Szukamy resztek sił w organizmie, czy damy radę zdobywać kolejne szczyty? A jak dopadnie nas kryzys na szczycie Świnicy?  Za nami 15h na szlaku, a na szczycie trzeba zachować pełną koncentrację. Nie chcemy robić nic na siłę ani ryzykować. Z pomocą przychodzi nam pogoda! Od strony Krywania nadchodzą czarne chmury.

Postanawiamy wracać do Kuźnic. Szlak przez zachodnią część doliny Gąsienicowej nie dłuży się nam ani trochę, jest tak pięknie wśród stawów. Dochodzimy do Murowańca, tłum ludzi, ciężko się wepchać do środka, chyba pół Zakopanego przyszło tutaj na piwo! Rezygnujemy z gorącego posiłku, każdy zjada resztki prowiantu i w szybkim tempie schodzimy do Kuźnic. Wybieramy drogę przez Boczań, okazuje się ze szlak jest bardzo zniszczony po ostatnich ulewach. Wreszcie są Kuźnice! Po 17h na szlaku docieramy do cywilizacji. Teraz busik do kwatery, szybki prysznic, kolacja i upragnione łóżeczko. Koniec przygody, być może życia. Pokonaliśmy ponad 22km, a suma podejść wyniosła 1730m, przy średnim nachyleniu 7,7%. Dostaliśmy w kość. A jutro znowu na szlak. Warto było! Tutaj graficzny przebieg szlaku przez Czerwone Wierchy i dalej. Kiedyś połowę tej trasy przeszedłem z ośmioletnią córką, tj. wyjście na Małołączniak i Kopę Kondracką i poczytać o tym możecie tutaj.

Z górskim pozdrowieniem Marcogor.

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

2 komentarze

  1. Sławek

    Piękne opowiadanie….i niesamowite samozaparcie…Pozdrawiam…

    Odpowiedz
  2. Rafi86

    Fantastycznie sie to czytało Marku:) czekam na kolejne relacje…:)

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »