Z Monte Borga na Monte Piave i do doliny Vaiont

Z Monte Borga na Monte Piave i do doliny Vaiont

Podczas wrześniowej wycieczki w Dolomity w pierwszy dzień udało się zdobyć trzy niezbyt wysokie szczyty. Po dojściu na Monte Borga zaczęła się najprzyjemniejsza część wyprawy, bo wędrówka granią między szczytami, a potem widokowe zejście, gdyż pogoda się poprawiła. Musiałem wrócić ze szczytu na znaną mi już przełęcz, by przetrawersować kolejny szczyt Monte Sterpezza ( 2215 m), po to tylko by wejść na niego od drugiej strony. Znakowanego szlaku tutaj nie było, za to postawiono drewniany krzyż, więc wierzchołek jest odwiedzany. Panoramy z niego były podobne do tych już mi znanych sprzed godziny, ale miały jedną przewagę, świetnie prezentowała się niedawno zdobyta góra – Monte Borga, a zwłaszcza jej przepaściste urwiska. Fajnie było spojrzeć nad jaką przepaścią  stałem wcześniej.

Monte Borga

Po kolejnej sesji zdjęciowej udałem się łagodnie opadającą ścieżyną, pośród cudnej scenerii skalnej w dalszą podróż po raju… Po kilkunastu minutach dotarłem do najpiękniejszego miejsca tego dnia, niesamowitego nagromadzenia skał, płyt skalnych ułożonych w jakby otwarte księgi. To miejsce zwane księgami św. Daniela było pierwszym cudem – majstersztykiem jakie zobaczyłem w Dolomitach. Obejrzałem zatem różne księgi otwarte na przeróżnych stronach, by przyjrzeć się dokładnie ich misterii… W jednej z kamiennych koleb odkryłem ładną figurę Chrystusa. A potem czekało mnie lekkie i krótkie podejście na następny szczyt. Był to mało wybitny wierzchołek Monte Piave o wysokości 2079 m. Tutaj też mogłem podziwiać wyjątkowe formacje skalne, a tuż poniżej szczytu, na skale, gdzie zaczynała się ścieżka zejściowa odnalazłem swoisty symboliczny grób młodej włoskiej wspinaczki, która tu zginęła. Upamiętnia ją tablica pamiątkowa, a obok znajduje się skrzynka z zeszytem, gdzie można się wpisać i obejrzeć jej fotki. Miała zaledwie trzydzieści lat i była piękną dziewczyną, tragiczna przestroga dla każdego górołaza…

miejsce tragicznego wypadku

Z tego miejsca czekało naszą grupę bardzo strome i eksponowane zejście. Aż się martwiłem, czy wszyscy podołają wyzwaniu, kamienie były bardzo wyślizgane, a trawki mokre. Sam bardzo powoli i ostrożnie obniżyłem się do walnej, zasłanej gruzami doliny. Początkowo sądziłem, że nią będziemy schodzić, ale okazało się, że czeka mnie kolejne dość ostre podejście na przełączkę w bocznym grzbiecie i dopiero tam zaczęło się ostateczne zejście. Ale widoki z tego głęboko wciętego siodła wynagrodziły zupełnie ostatnie żmudne wspinanie. W dole ukazała się dolina Vaiont, z której startowałem rano wraz z niższymi partiami płaskowyżu, którym podchodziłem. Po dość mozolnym zejściu w początkowej fazie, szlak przewinął się na drugą stronę kolejnego grzbietu i potem już prowadził łagodnie w dół wzdłuż masywu, po którym chodziłem tego dnia. Zrobiło się mega cudnie!

Teraz dopiero dokładnie ukazała się moim oczom cała dolina, którą rano dojeżdżaliśmy do wsi Erto wraz z zaporą na rzece Vaiont, a także pozostałości zbiornika wodnego, który wiele lat wcześniej doprowadził do olbrzymiej katastrofy ekologicznej. To była olbrzymia tragedia w skali całych Włoch, choć w Polsce zapewne mało kto o niej słyszał, poza geologami, gdyż dzieliła nas wtedy Żelazna Kurtyna. Muszę napisać trochę o tej tragedii, bo mną wstrząsnęła, gdy usłyszałem o jej fatalnym przebiegu… Nakręcono nawet film fabularny o tym olbrzymi dramacie. Obecnie przy tamie jest parking i można zwiedzić małą ekspozycję poświęconą tym wydarzeniom. Postaram się pokrótce przedstawić tę smutną historię…

tama Vajont

W 1956 roku, w Dolinie Vajont ruszyła budowa najwyższej tamy świata. Miała ona osiągnąć rekordowe 264 metry wysokości! Inwestorem przedsięwzięcia została spółka SADE, będąca wówczas jedynym dostawcą energii elektrycznej w północno-wschodnich Włoszech. Budowa zapory od początku budziła wielkie emocje wśród miejscowej ludności. Większość mieszkańców Doliny Vajont była jednak przychylna tej inwestycji. Nie wszyscy byli jednak optymistami. Grupka osób z miejscową dziennikarką na czele – Tiną Merlin – sprzeciwiała się budowie tamy. Uważali, że zrujnuje ona lokalne środowisko. Wraz z postępem prac zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Góra Toc, na stokach której powstawała tama, zaczęła drgać. Na jej zboczu pojawiło się długie pęknięcie. Kierownictwo SADE zbagatelizowało jednak całą sprawę. Warto wspomnieć, że w miejscowym dialekcie „toc” oznacza „coś zepsutego, łamliwego”! Czyżby zbieg okoliczności?

Góra Toc z widocznym nadal osuwiskiem

4 listopada 1960 roku osunął się fragment zbocza góry Toc. Na szczęście w zbiorniku nie było jeszcze wody. Prace budowlane chwilowo wstrzymano. Wyszło wówczas na jaw, że badania geologiczne przeprowadzone przez SADE były mało precyzyjne. Co więcej, spółka sfałszowała część raportów. Górę Toc przebadano ponownie. Okazało się, że zbudowana jest z wapieni i dolomitów zalegających na łupkach. Struktura taka umożliwia ześlizgiwanie się skał. Podjęto działania wzmacniające stok – wstrzykiwano w niego beton. Napełnienie zbiornika wodą – 168 mln m³ wody – było gwoździem do trumny. Wzrosła częstotliwość i siła wstrząsów. Z góry Toc zaczęły wydobywać się niepokojące dźwięki. Na zboczu zaobserwowano proces spełzywania – powyginane drzewa. Większość ludzi zrozumiała wtedy, że budowa tamy nie była najlepszym pomysłem.

tama widziana z dołu z Langarone

We wrześniu 1963 roku zanotowano bardzo obfite opady deszczu. Zbocze namokło. Skały utraciły swą zwięzłość. Proces spełzywania nasilił się. Żeby ratować sytuację postanowiono spuścić trochę wody ze zbiornika. 9 października 1963 roku, o godzinie 22:39, rozpoczęło się piekło! Ze zbocza góry Toc osunęło się ok. 260 mln m³ skał i ziemi. Przemieszczały się one z prędkością ponad 100 km/h. Po wpadnięciu do zbiornika spiętrzyły wodę na 200 metrów. Fala rozeszła się w dwóch kierunkach. W pierwszej kolejności zalane zostały wioski leżące nad zbiornikiem m.in. znane mi już Erto i Casso. Mieszkańcy w tej feralnej godzinie oglądali spokojnie, niczego nie świadomi mecz reprezentacji Włoch. Nawet nie mieli czasu się ratować. Pewnie nawet nie pomyśleli, że to ich koniec… Myśleli, że żyją w raju.

tuż po katastrofie

W miejscowościach tych zginęło ok. 160 osób. Druga fala przelała się przez zaporę (25 mln m³ wody). Miała 70 m wysokości. Przemieszczała się w kierunku wylotu doliny z prędkością ok. 80 km/h. Zniszczyła miejscowości: Longarone, Pirago, Rivalta, Villanova, Faè . Zginęło w nich ok. 2000 osób! Zbiornik został prawie całkowicie zasypany skałami i ziemią – zresztą zasypany zostaje po dziś dzień. Tama o dziwo nie doznała większych uszkodzeń. Niektóre z zalanych miejscowości zostały doszczętnie zniszczone. Nigdy ich już nie odbudowano. Długo trwało poszukiwanie wszystkich ofiar, jak przecież całe domy przykryte były mułem i gruzem skalnym! Szefostwu SADE postawiono zarzuty, między innymi nieumyślnego spowodowania katastrofy. Winnych uznano 11 osób. Wyroki oczywiście były nieadekwatne do czynu. Skazano ich na 3 lata więzienia. Niektórzy wyszli na wolność już po roku odsiadki! 

Plakat filmu Vajont – La diga del disonore (Tama – tragedia w Vajont)

Niesamowita historia prawda? Ale bardzo smutna… do czego prowadzi ludzka chciwość. Polecam obejrzeć ten film. Tama stoi do dziś jako niemy świadek dramatu. Czytałem ostatnio, że są plany ponownego uruchomienia tam elektrowni wodnej, czyli zalania na nowo zbiornika! Z trasy zejściowej doskonale widoczna była góra Toc, z olbrzymią dziurą pozostałą po obsunięciu. Sama zapora także wygląda niesamowicie zwłaszcza z dołu, czyli odbudowanej wioski Langarone. Miejscowość wybudowano na nowo, tym razem gdzie indziej, na stokach przeciwległych gór. Przejeżdżaliśmy tam kilka razy zagłębiając się w coraz to nowe rejony Dolomitów Friulijskich i zawsze czułem grozę tego miejsca. Polecam tę fajną wizualizację poniżej znalezioną na YouTube. 

 

Wracając do mej wędrówki po kolejnej dość znacznej zmianie kierunku marszu doszliśmy do tunelu wykutego w skale, który oczywiście musieliśmy spenetrować. Takie tunele to pozostałość linii frontu I wojny św. Odbywały się niestety tutaj przez kilka miesięcy zażarte walki między wojskami Włoch i Austro-Węgier. Góry były ostrzeliwane przez ciężką artylerię i wiele terenów zostało zniszczonych. Kolejna tragiczna historia związana z tym regionem. A my sobie teraz błogo chodzimy po górach… Od tego miejsca rozpoczęło się strome zejście już wgłąb lasu i skończyły się widoczki. Potem jeszcze pozostał marsz ładnym leśnym wąwozem i wyszliśmy na łąki na wsią Casso, tak, to ta zniszczona przez falę powodziową! Jeszcze trochę kluczenia wśród starych budynków, które przetrwały na samym szczycie wioski i dotarłem do centrum miejscowości.

cudnie położona wioska Casso

Tu czekała duża niespodzianka w postaci otwartego baru. Kto raz pił zimne piwo, ten wie, czym jest dla strudzonego wędrowca po dniu marszu w upalny dzień… Odnalazłem tu drogowskazy kierujące na trasę, którą właśnie przeszedłem. Sama wioska jest ładnie położona i oferuje wspaniałe widoki na okoliczne masywy. Na samym dole wsi stoi duża kapliczka upamiętniająca tych, którzy zginęli w katastrofie w położonej bezpośrednio poniżej dolinie Vaiont. Wąskie, stare uliczki przypominają południowy styl budownictwa.

kapliczka w Casso

Zauroczony tą górską wioseczką rozpocząłem zejście niestety asfaltową drogą do doliny, gdzie na parkingu przy głównej drodze czekał nasz autokar. To był piękny dzień, posmakowałem w cudnych krajobrazach Dolomitów i chciałem więcej wrażeń… te miały nadejść już wkrótce, ale o tym przeczytacie w kolejnych opowiadaniach. Zapraszam na bloga Marcogora zawsze i stale, dla nowych i starych wpisów, tu ciągle coś się dzieje. Na koniec zapraszam do obejrzenia obfitej fotorelacji z tego dnia i przeczytania pierwszej części mych dolomitowych przygód. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »