Zimowy Wołowiec, Rakoń i Grześ na pożegnanie roku

Zimowy Wołowiec, Rakoń i Grześ na pożegnanie roku

Pomysł pożegnania roku 2012 w górach nie był niczym nowym. Zawsze lubiłem być wtedy w górach. Najczęściej wybierałem Zakopane, ale tym razem postanowiłem sylwestra spędzić wysoko w Tatrach i tak zakończyć tegoroczny sezon górski. To miał być mocny akcent na zakończenie roku i udało się. Wypróbowanym zespołem wybraliśmy się tego ostatniego dnia w roku do Doliny Chochołowskiej. Na Siwej Polanie aut tym razem prawie nie było, podobnie jak bileterów. O 7.30 ruszyliśmy na spotkanie przygody. W dolinie było niespodziewanie mało śniegu, droga była bardzo zalodzona i trzeba było uważać, żeby nie wywinąć orła. Mimo tego szybko dotarliśmy na Polanę Chochołowską, skąd mogliśmy podziwiać pierwsze widoki. Zdziwił mnie tylko duży ruch samochodowy na szlaku. Auta dojeżdżały nawet do schroniska. Chyba miało to związek z imprezą sylwestrową organizowaną w schronisku. Tam też zjedliśmy drugie śniadanie i po założeniu raków ruszyliśmy na Bobrowiecką Przełęcz. Byłem tam tylko raz, od słowackiej strony i chciałem powspominać. Okazało się, że słowacki szlak na Grzesia został zamknięty. Wyszliśmy jednak stara, graniczną ścieżką mimo niezłej wyrypy. Wkrótce jako pierwszy osiągnąłem wierzchołek Grzesia. Okazało się, że nie było tam jeszcze nikogo. Miałem szczyt i wspaniałe widoki jakie roztaczają się z niego przez chwilę tylko dla siebie.

Po chwili dotarli tu kolejni turyści i sielanka się skończyła. Ruszyłem dalej Długim Upłazem w kierunku Rakonia. Na grani było bardzo mało śniegu wywianego przez wiatr, więcej zdecydowanie lodu, więc bez raków byłoby ciężko. Pogoda była piękna, ale wiatr wzmagał się coraz bardziej i szło się coraz ciężej. Jakoś udało się jednak dotrzeć na Rakonia. Panoramy na Tatry Zachodnie przykrywane ciągle przez biały obłok chmur były niezwykłe. Im wyżej wspinałem się moim oczom ukazywały się również widoki na Tatry Zachodnie. Tak dotarłem w końcu na przełęcz przed Wołowcem. Wiedziałem już, że nie odpuszczę i dotrę na swój wymarzony szczyt. Zostało tylko kilkanaście minut i mogłem świętować zdobycie go. Byłem na Wołowcu, żegnałem stary rok zdobyciem dwutysięcznika zimą, a dookoła roztaczały się cudowne widoki na ośnieżone szczyty Tatr. W stronę Jamnickiej Przełęczy opadała lodowo- śnieżna tafla, która mieniła się w słońcu i zachęcała do bezkresnej wędrówki. Było już po czternastej i trzeba było rozpocząć odwrót, żeby zdążyć przed zmrokiem.

To był mój plan na zakończenie roku. W ukochanych Tatrach skończyłem tegoroczny, jakże udany sezon górski. Na początku roku świętując czterdzieste urodziny postanowiłem zrobić sobie prezent – spędzić czterdzieści dni w górach. I udało się, to sylwestrowe wyjście było czterdziestym w tym roku. Odwiedziłem w tym czasie piętnaście pasm górskich, poznałem nowe niezwykłe miejsca, ale najwięcej czasu spędziłem oczywiście w Tatrach. Jedynych takich i niepowtarzalnych górach wysokich.

Zejście ze szczytu Wołowca to była chwila, dalsza trasa przez stromy stok do Doliny Wyżniej Chochołowskiej wymagała większej uwagi, reszta to już łatwy spacer do schroniska, gdzie mogłem z resztą współtowarzyszy wędrówki świętować zakończenie tego jakże wspaniałego sezonu górskiego, najlepszego w mym życiu. Dlatego będzie co opisywać jeszcze przez długi czas. Schronisko było pełne, miejsca zajęte od dawna, na górze szykowała się impreza sylwestrowa dla gości. W kaplicy na polanie o północy miała się odbyć msza na zakończenie roku. Dlatego turystów wciąż przybywało. To było dobre zwieńczenie roku, świąteczna atmosfera tego dnia jeszcze bardziej pogłębiała moją radość z udanej wycieczki. Ja wiem, że takie szczęście mogę przeżywać tylko w ukochanych górach, bo tutaj jest wszystko co kocham. A tego dnia byli ze mną przecież żona Amelka i wierni w pasji górskiej przyjaciele. Wiadomo nie od dziś, że radość dzielona z najbliższymi jest podwójna. Oby kolejny rok nie był gorszy od tego, który się właśnie zakończył.

Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wyprawy, a widoki były przednie. Poczytajcie też o wcześniejszym przejściu sąsiedniej grani Rohaczy. Opis graficzny trasy znajdziecie jak zawsze tutaj. Zachęcam też do zagłosowania w ankiecie na najpiękniejszy szczyt Tatr. Wszystkim czytelnikom życzę samych udanych, obfitujących w niezwykłe doznania wypraw górskich w nowym roku i tyle samo wyjść co i powrotów. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

4 komentarze

  1. darek

    Uaa, ależ zazdroszczę. Gratuluję świetnej wyprawy, pogoda jak marzenie. Nieco mniej niż rok temu też próbowaliśmy ze znajomym przejść podobną trasę, ale zatrzymały nas zmiany pogodowe (dosyp śniegu, lód) i brak sprzętu (raki) – i musieliśmy krążyć jak wygłodniałe wilczki poniżej granicy śniegu 🙂

    Odpowiedz
  2. shemeshle

    Piękne zdjęcia. Byłam na Grzesiu dzień przed Tobą, pogoda była równie piękna. I gratuluję wspaniałego pomysłu na urodzinowy prezent! Zdecydowanie do podkradnięcia;)

    Odpowiedz
  3. Camelot

    Zawsze podziwiałem ludzi, którzy chodzą po górach w zimie. Widoki piękne ale ja wolę poczekać do wiosny kiedy już nie będzie tak zimno. Pozdrawiam

    Odpowiedz
  4. Mirka

    Mam w planach na ten rok, co prawda latem, ale myślę, że też będzie pięknie…
    A pomysł z prezentem urodzinowym – rewelacja!! ciekawe, co wymyślisz na następną taką okazję 😉 ja z mojej strony już życzę spełnienia, co by to nie było 🙂 serdeczne uściski dołączam!!

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »