Beskidzka wyrypa – dzień drugi, przez Obycz i Kozie Żebro
Po sobotniej wędrówce z Krynicy do Wysowej, którą opisałem wcześniej tutaj w opisie przejścia przez Beskid Hańczowski, zmęczony i przemoczony miałem sobie odpuścić na drugi dzień, ale niedzielny ranek przywitał mnie słoneczkiem, co nie pozwoliło mi usiedzieć w domu. Wczoraj w planie miałem nocleg w Wysowej, ale musiałem wrócić wysuszyć się, dlatego rankiem znowu wyruszyłem busikiem do Wysowej, w celu poznania kolejnych zakątków Beskidu Niskiego. Tym razem pojechałem sam, ale samotne chodzenie po górach też ma wiele pozytywów. Daje czas na przemyślenia i wyciszenie się w aurze spokoju przyrody oraz szanse na bliski kontakt z naturą. Do Wysowej dotarłem dopiero o 11h, ale nie przeszkodziło mi to w przejściu całej zaplanowanej trasy. Wyruszyłem ludną o tej porze Doliną Łopacińskiego w kierunku Koziego Żebra. Dolina ta to ośrodek rekreacji i miejsce spacerów kuracjuszy. Podejście na szczyt Koziego Żebra nie zajmuje dużo czasu i nie jest wyczerpujące. Brakowało mi tego odcinka na mapie poznanych szlaków.
Wierzchołek nie oferuje pięknych panoram, więc szybko ruszyłem dalej w stronę Regetowa Niżnego. Zejście było o wiele bardziej strome, ale szybciutko zbiegłem na dół i przede mną ukazała się w całej okazałości Rotunda, która góruje nad Regetowem. Wioska ta słynie ze stadniny koni huculskich, nawet podobno Bogusław Linda ma tam swoje konie. W okolicy jest mnóstwo tras konnych, można również przejechać się dorożką, czy zrelaksować w jaskini solnej, jak też przespać w hotelu. Ja skręciłem jednak na południe w stronę wymarłego Regetowa Wyżniego. Co prawda teraz położono tam nowy asfalt, ale tylko do kaplicy w miejscu dawnej łemkowskiej czasowni. Po drodze mija się drogowskazy do dwóch cmentarzy wojennych z I wojny światowej, studenckiej bazy namiotowej SKPB Warszawa oraz miejsce po dawnej cerkwi prawosławnej i stary cmentarz parafialny. Dziś właśnie odbywało się tam nabożeństwo, gdyż mijały mnie masy pielgrzymów, a numery rejestracyjne aut świadczyły, że byli to ludzie nawet z odległych zakątków Polski.
Później zostałem już tylko z sielskimi pejzażami beskidzkich łąk, lasów, kaskad na potoku Regetówka oraz nielicznymi śladami, że kiedyś była tu tętniąca życiem wioska. Zdziczałe sady, nieliczne fundamenty po zabudowaniach, zasypane studnie to obecnie jedyne pozostałości po wyludnionej wiosce. Dla mnie widoki jakie tam się ukazują turyście przypominają bajkowy świat, cała rzeczywistość wydaje się bardziej kosmiczna niż ziemska. Osobiście uwielbiam te sielankowe krajobrazy tam, dla mnie to najpiękniejsze zakątki Beskidu Niskiego. Kto nie był jeszcze musi koniecznie zobaczyć te cuda jak malowane, jakby wzięte z obrazów najlepszych malarzy. Najlepiej wiosną, jak cała przyroda rozkwita. Szlak wyprowadził mnie w końcu łagodnie na Przełęcz Regetowską, na granicy polsko – słowackiej. Od niedawna znajduje się tam wiata turystyczna, gdzie możemy usmażyć nawet kiełbaski. Wykonali ją uczniowie ze słowackiego Bardejowa. Stąd po krótkim odpoczynku skierowałem się w kierunku kolejnego szczytu na swej trasie – Obycza.
Dalej były Trzy Kopce, gdzie zeszedłem ze szlaku w poszukiwaniu kolejnego cmentarza wojennego, ale nie udało się go mi odnaleźć. Listopadową porą trzeba będzie więc tu powrócić i ustalić, czy ten cmentarz jeszcze istnieje. Ścieżka cały czas prowadziła mnie przez las, po zeszłorocznych liściach, uwielbiam takie dywany w górach. I tak doszedłem na Przełęcz Wysowską, gdzie jest turystyczne przejście graniczne. Spotkani tu Słowacy opowiedzieli mi, jak to dawniej bywało, gdy granice były szczelnie strzeżone i nieraz policja i straż graniczna nie pozwalała na sąsiedzkie odwiedziny. Teraz mamy ten komfort, że chodzimy sobie jak nam pasuje, ale niektórzy pamiętają stare czasy i nieraz opowiadają swoje przygody graniczne. Po posileniu się ruszyłem na ostatni etap wędrówki w kierunku Blechnarki. Na przygranicznych polanach spotkała mnie niespodzianka – pasące się spokojnie stado jeleni, było ich chyba ze dwadzieścia sztuk, no takiej liczby to nie widziałem jeszcze naraz!
Ze szlaku do Blechnarki pięknie prezentują się panoramy Beskidu Hańczowskiego, z dominującą Lackową i Ostrym Wierchem. Zbliżało się już do 6 godzin mej wedrówki, w oddali znowu pojawiły się błyskawice i usłyszałem grzmoty. Czyżby znowu miała być powtórka z końcówki wczorajszego dnia i strugi deszczu miały spaść mi na głowę? Nie, jacyś mili państwo z Warszawy, którym wcześniej udzieliłem kilku wskazówek powracali już do Wysowej i zaproponowali podwiezienie. Tak więc po 18 km wędrówki w nogach znalazłem się znowu w Wysowej – Zdroju, zdążywszy uciec przed nadciągającą burzą. Tutaj znajdziecie graficzny opis mej samotnej trasy. Dodam tylko, że znowu na całej swej drodze spotkałem tylko jednego turystę, nie licząc spacerowiczów w dolinach. Ponieważ zostało mi trochę czasu do powrotnego busa odwiedziłem jeszcze dwie stylowe góralskie karczmy w Wysowej – „Dziurnówkę” i „Gościnną Chatę” . Wypiłem zasłużone zimne z pianką w obu, ale zdecydowanie, ze względu na klimat i wystrój polecam tę drugą. Jeszcze idąc na busa mogłem podziwiać łańcuchy błyskawic nad okolicą. Po raz drugi w czasie tego weekendu Wysowa żegnała mnie fajerwerkami i deszczem. Na koniec zapraszam do krótkiej fotorelacji z wypadu.
Marcogor
ech, no nie znam bliżej tych okolic, ale klimaty mi bliskie jak z Roztocza 😀
Co do cmentarza, którego nie znalazłeś – pewnie chodzi o cmentarz nr 49 Blechnarka – faktycznie ze szlaku granicznego ciężko na niego wejść bo ścieżka znika w najmniej spodziewanym momencie. Ale zapewniam, że jest i ma się nieźle. Wygodniejsze i dobre dojście jest do niego z dołu, ze spacerowego szlaku. Prawie po trasie Twojej wycieczki jeszcze są cmentarze wojenne na Rotundzie, Jaworzynce i Wysocie. Ale to pewnie wiesz:)
Zdjęcia super, podziwiam Twój blog ale dopiero wpis z moich okolic sprowokował mnie do komentarza, pozdro!