Wybierz stronę

Czerwone Wierchy zimowo – jesiennie grudniową porą

Czerwone Wierchy zimowo – jesiennie grudniową porą

Jaką mamy zimę tego roku wszyscy widzimy już od samego początku, czyli od grudnia 2015. Korzystając z dobrych warunków i niewielkich ilości śniegu postanowiłem wybrać się ze swoją górską ekipą zaraz po świetach na wypad w Tatry Zachodnie. Zaplanowałem przedreptać cały masyw Czerwonych Wierchów, zaczynając od Doliny Kościeliskiej. Trzeba było przecież spalić gdzieś poświąteczne kalorie. Co prawda ta długa wycieczka wymagała bardzo wczesnego wstania z łóżka, ale dla takiej przygody, w takim towarzystwie i wreszcie dla takich widoków warto było zarwać noc. Uwielbiam takie długie spacery, w wyśmienitych warunkach, gdy stabilna pogoda pozwala delektowac się tylko górami i chłonąć je wszystkimi zmysłami.

widok z Wielkiej Polany Małołąckiej

widok z Wielkiej Polany Małołąckiej

Bo wędrówka po górach to dla mnie nie tylko obserwowanie cudnych panoram, czy zwykły wysiłek fizyczny, ale także czas na obcowanie z naturą i chłonięcie tego całego piękna całą duszą i sercem. To nie tylko percepcja wszystkimi zmysłami niezwykłego świata gór, ale zachłyśnięcie się nimi i pełna integracja z przyrodą na czas spędzony w górskim raju. Wyruszyliśmy więc dziesięcioosobowym zespołem już o siódmej rano z parkingu, by w spokoju i bez pośpiechu przedeptać wszystkie z Czerwonych Wierchów. Najpierw był więc krótki spacer dnem Doliny Kościeliskiej, która dopiero budziła się do życia, by później łagodnym podejściem dostać się na urokliwy Przysłup Miętusi.

Kominiarski Wierch widziany z Przysłupu Miętusiego o poranku

Kominiarski Wierch widziany z Przysłupu Miętusiego o poranku

Tu po raz pierwszy zobaczyliśmy w oddali nasze cele na ten słoneczny dzień. Zeszliśmy następnie na Wielką Polanę Małołącką, by górną cześcią Doliny Małej Łąki podążyć w stronę kolejnej polany – Równie, a potem skryć się w lesie. Poranny widok na niesamowite urwiska Wielkiej Turni napawał nas grozą i dreszczykiem emocji. Wspinaczka Głazistym Żlebem na Kondracką Przełęcz nie okazała się jednak trudna, gdyż śniegu nie było, a pojawiający się miejscami lód można było ominąć. Tak więc dopiero na przełęczy ubraliśmy raki, gdy pojawiły się przed nami rozległe pola śnieżne w masywie Czerwonych Wierchów. Po postoju na drugie śniadanie rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę na Kopę Kondracką, pierwszy ze szczytów do zdobycia tego dnia. Na krańcach horyzontu dostrzec mogliśmy morza mgieł, jakie przykrywały tego dnia Beskidy.

widok z Przeł.Kondrackiej na siodło w Giewoncie i Babią Górę, Pilsko oraz J.Orawskie w oddali

widok z Przeł.Kondrackiej na siodło w Giewoncie i Babią Górę, Pilsko oraz J.Orawskie w oddali

Pojawiające się już tutaj wspaniałe widoki na strome szczyty Tatr Wysokich i obłe, kopulaste wierzchołki Tatr Zachodnich dodawały nam sił. A podejście było krótkie i wcale nie wymagające. Cudownie prezentowała się sylwetka śpiącego rycerza, czyli pobliskiego Giewontu. W dole podziwialiśmy też Halę Kondratową i Polanę Małołącką, a w oddali majaczyły dostojne wierzchołki Babiej Góry i Pilska. Między nimi odbijało się w słońcu Orawskie Jezioro, a dookoła mogliśmy  rozpoznać wiele innych pojedynczych wzniesień, czy pasm górskich. Wędrówka przy takiej dobrej widoczności, gdy dookoła nasze oczy cieszą inne góry, a słońce wesoło zagrzewa do dalszego marszu jest czystą przyjemnością i każdy turysta o takiej marzy.

masyw Giewontu w jesiennych barwach

masyw Giewontu w jesiennych barwach

Po sesji zdjęciowej ruszylismy dalej przed siebie zauroczeni panoramami i widokami niezwykłych tworów zimowej aury. Przebywanie w takiej zimowej krainie szczęścia sprawiło, że humory wszystkim dopisywały, a nasza radość zdawała się nie mieć końca. Przed nami były trzy kolejne szczyty Czerwonych Wierchów. Trasa góra -dół nie stanowiła dla nikogo większych problemów, gdyż wszyscy byliśmy jakby w transie spowodowanym ciągłym przeżywaniem magicznych chwil, które nie miały końca. Bo przecież po zejściu na Małołącką Przełęcz czekał na nas Małołączniak z trochę innymi widokami, zwłaszcza na przebytą już drogę. A potem była Litworowa Przełęcz i podejście na Krzesanicę oraz genialne widoki na Krywań i coraz bliższe morze szczytów Tatr Zachodnich. Na końcu była Mułowa Przełęcz i ostatni z wierzchołków, czyli Ciemniak, z którego doskonale mogliśmy dostrzeć ostre zerwy Krzesanicy.

zerwy Krzesanicy widziane z Ciemniaka

zerwy Krzesanicy widziane z Ciemniaka

Wszędzie były oczywiście postoje na podziwianie z zapartym tchem tego, co przygotowała dla nas tego fascynującego dnia Matka Natura. Czuliśmy się jak w raju, więc trudno było wrócić do rzeczywistości, czyli uważnego zejścia z ostatniego wierzchołka przez Twardy Upłaz w stronę Chudej Przełączki i wreszczie na Cudakową Polanę, z której zostało nam tylko dostać się z powrotem do Kir. A jakby jeszcze było mało atrakcji, to poniżej przełęczy dostrzegliśmy wielkie stado kozic, spokojnie pasących się w jednej z bocznych dolinek. Mógłbym taki chodzić i obserwować wszelakie przejawy piękna jeszcze długo. Przecież te wszystkie niezapomniane chwile składały sie na coś, co potocznie nazywamy szczęściem. Czerpię więc z tego nieprzebranego zasobu pełnymi garściami chwile radości i zakopuje głęboko w sercu, by później pożywiać się nimi, gdy mi smutno, gdy mi źle…

na pierwszym planie Małołączniak

na pierwszym planie Małołączniak

Będąc w górach uwielbiam jednak dzielić się swoją radością z innymi, dlatego zapraszam na wspólne wyprawy! Przebywanie w moich ukochanych Tatrach wyzwala we mnie takie pokłady pozytywnej energii, że chętnie się z nią dzielę z kompanami swoich eskapad. Przebywając w swoim drugim domu czuje, że przenika mnie magia gór, którą zanoszę potem w doliny i pozwala mi żyć ileś tam dni bez górskich wypraw. Dobrze mieć pasję, która pozwala nam ładować nasze akumulatory. Ważne, żeby także umieć się dzielić tą radością w codziennym życiu i przekazywać pozytywne fluidy na codzień. Staram się dzielić z Wami swoją miłością i oddawać część z tego, co przywożę z wycieczek również tutaj, pisząc tego bloga. Korzystając z okazji dziękuję Wam drodzy czytelnicy, że jesteście ze mną już przez całe cztery lata.

panorama Tatr Wysokich z Krzesanicy

panorama Tatr Wysokich z Krzesanicy

Wędrujemy po tych przeróżnych górach, napawamy się ich pięknem, rozkoszujemy widokiem ze szczytów i smakujemy każdą chwilę, jakby to miała być nasza ostatnia. I tak powinniśmy według mnie delektować się górami, bez pośpiechu, biegania, radować się każdą drobnostką, tym małym cudem, które składają się w końcu na nasze szczęście z obcowania z górami. Dziewicze pejzaże, nieskażone cywilizacją, nadziemne krajobrazy, bliżej nieba zawsze były moją drogą do dobrego i owocnego przeżycia życia. A przed zmrokiem udało nam się zobaczyć jeszcze wspaniały zachód słońca z Polany Upłaz. A chwilę wcześniej, na siodle za Piecem ściągnęliśmy raki, bo śnieg skończył się na tej wysokości, czyli 1450 m.

Kominiarski Wierch po zachodzie słońca

Kominiarski Wierch po zachodzie słońca widziany z Polany Upłaz

Po dojściu na Adamicę zaczęło się na dobre ściemniać i przed Zahradziskami trzeba było ubierać czołówki. Dolinę Kościeliską pokonaliśmy więc już w nocy. Niestety takie krótkie dni są w grudniu. Życzyłbym sobie stale móc czerpać radość z tej krainy wiecznej dla mnie szczęśliwości. Wyprawa przez masyw Czerwonych Wierchów należała do tych najpiękniejszych, najdłużej wspominanych eskapad górskich, które na zawsze zostają w pamięci. Dziękuję wszystkim współtowarzyszom, że pozwolili mi dzielić się tymi magicznymi przeżyciami. A jak było pięknie tego wyjątkowego dnia przekonacie się ogladając fotorelację z wycieczki. Tutaj natomiast znajdziecie graficzny opis trasy. Oby więcej takich przeżyć w nowym roku. Tego życzę sobie i Wam wszystkim moi mili… Z górskim pozdrowieniem Wasz

Marcogor 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

5 komentarzy

  1. Stasiu

    Jak ja tęsknię za taką górską przygodą :-), jak np. z powyższej opowieści :-)… Po raz drugi gratuluję Tobie takiej udanej Grupy, no i bloga oczywiście…

    Odpowiedz
  2. Sonia

    Wspaniała relacja i przepiękne zdjęcia! Tęsknie za takimi widokami 🙁

    Odpowiedz
  3. gość

    Gdzie dokładnie znajduje się to miejsce ze schodkami i barierką (przedostatnie zdjęcie)?

    Odpowiedz
    • marcogor

      to jest tuż nad skałką Piec, po wyjściu z lasu

      Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Stasiu Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »