Jak dziwaczne jest ryzykowanie życiem dla góry, ale też jak kluczowe dla całego doświadczenia jest ryzyko i strach, który z niego płynie. Właśnie niebezpieczeństwa, ta naprzemienna nadzieja i strach, to ciągłe pobudzenie wynikające ze wspomnianych doznań, stanowią źródło ekscytacji, podobnie jak pobudzają hazardzistów, wojowników, czy żeglarzy. Nadzieja, strach, nadzieja, strach… to podstawowy rytm wspinaczki. W górach wydaje nam się często, iż życie przeżywa się tym intensywniej, im bardziej człowiek zbliża się do ostatecznej granicy, a nigdy nie czuje się bardziej żywy niż wtedy, gdy otarł się o śmierć.
otoczenie Doliny Kieżmarskiej
Na tym polega wielka zmiana, jaka dokonała się w historii ryzyka. Ludzie zawsze je podejmowali, ale przez długi czas czynili to z jakiegoś istotnego powodu; dla postępu naukowego, osobistej chwały, czy zysku. Dopiero mniej więcej dwa i pół wieku temu pojawiła się moda na strach odczuwany dla samego strachu. Uświadomiono sobie, że ryzyko niesie nagrodę: poczucie uniesienia i euforii, które obecnie przypisujemy działaniu adrenaliny. Podejmowanie ryzyka – świadome wzbudzanie w sobie strachu stało się również czymś pożądanym, a nawet towarem.
otoczenie Doliny Młynickiej
W XVII w. młody Anglik John Dennis tak pisał w liście do przyjaciela z podróży przez Alpy:
„Łatwo byłoby mi opisać ci Rzym, czy Neapol, ponieważ widziałeś coś, co do pewnego stopnia je przypomina. Niemożnością jest wszakże postawić przed twoimi oczami Górę, której nie da się prawie objąć wzrokiem i która męczy nawet oko, kiedy próbuje się po niej wspinać… Podeszliśmy do samej krawędzi Zagłady i to w dosłownym sensie – jedno Potknięcie, a Życie i Ciało zostałyby w jednej chwili unicestwione. Doznanie to wywołało we mnie osobliwe poruszenie, wzbudziło rozkoszną Zgrozę i straszną Radość. Odczuwając tak niezmierzoną przyjemność, zadrżałem…”
widok z siodła Zawory
W XVIII w. wydarzyło się coś co zrewolucjonizowało postrzeganie dzikiego krajobrazu. Powstała doktryna, która nadal skrycie warunkuje nasze wyobrażone związki z dziką naturą i nasze zrozumienie odwagi i strachu. Dotyczyła ona Wzniosłości, to znaczy strzelistości, uniesienia i zachwycała się chaosem, intensywnością, monstrualnością, nieregularnością. Z wywołanej przez nią wrzawy wyłoniło się gorące zamiłowanie do wszelkiego rodzaju dzikich terenów: oceanów, lodowców, lasów, pustyń i nade wszystko gór. Opisano wtedy namiętności, jakie wywołują w człowieku obiekty budzące grozę. Które przykuwały uwagę, przerażały, a mimo to w jakiś sposób cieszyły umysł przez to, że były zbyt wielkie, zbyt wysokie, zbyt szybkie, zbyt mroczne, zbyt potężne, zbyt jakieś… żeby dało się je w pełni ogarnąć umysłem.
w Dolomitach
Tworzyły wzniosłe widoki – dzikie, onieśmielające, nieokiełznane i wzbudzały w obserwatorze oszałamiającą mieszaninę rozkoszy i przerażenia. Czyż nadal tak nie jest, że to co wyjątkowe i zjawiskowe przyciąga naszą uwagę? Górskie panoramy, widoki zapierające dech w piersiach tworzą właśnie ten majestat, który także ja dostrzegam w górach. Dla mnie również sama droga do celu, pokonywanie trudności, walka z własną słabością jest magiczna. Bo czyż droga nie jest ciekawsza od celu? Podróż i odkrywanie nowego nieraz jest celem samym w sobie. Zdobycie upragnionego szczytu po pokonaniu wszystkich przeciwności wytwarza jednak najsilniejsze uczucie, jakiego umysł jest w stanie doznać w górach. Po to się wspinamy, zatem do dzieła, wracajmy na szlaki, bo górskie wędrówki są najpiękniejszym sposobem na życie. Niech żyje wolność i swoboda! Przeczytajcie też ten tekst. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
w Dolomitach
PS. W tekście wykorzystano fragmenty i cytaty z książki ” Góry- stan umysłu” Roberta MacFarlane
Kocham góry w ostatnich 2 latach rozbudziłam na nowo miłość do nich poprzez weekendowe wypady z przyjaciółmi.