Dolina Batyżowiecka- Kończysta- Dolina Stwolska

Dolina Batyżowiecka- Kończysta- Dolina Stwolska

Początek września to w Tatrach  zazwyczaj piękna, stabilna pogoda. Można ją wykorzystać na przedsięwzięcie ciekawych akcji górskich. Wrzesień 2009r. był pod tym względem wyjątkowy. Wtedy w ciągu trzech kolejnych weekendów udało się mi wejść na trzy szczyty powyżej 2500m. Nie jestem jakimś kolekcjonerem Korony Tatr itp., bo lubię poznawać każde, nowe, dzikie tereny, góry wielkie i te mniejsze, a nawet całkiem małe. Cieszy mnie również penetracja najodleglejszych dolin tatrzańskich, gdzie nikt nie zagląda, jest cisza i spokój, można naprawdę poobcować z naturą i mieć góry tylko dla siebie. Wtedy wydaje się, że  ten kawałek świata należy tylko do nas! Ale czasem trzeba zdobywać też najwyższe szczyty! Właśnie tamten pamiętny wrzesień taki był. Zapraszam do fotorelacji.

Osobą, którą mnie zdopingowała do tej eskapady był stary znajomy z Grupy Górskiej- Sibi, który od tygodnia przebywał już w Tatrach słowackich ze swoim znajomym. Właśnie wtedy miał przebywać w okolicach Kończystej. Dlatego mając wolny weekend postanowiłem właśnie tam pojechać. Wyjazd nastąpił 09.09.2009 r. wcześnie rano, tak, że już o 6.30 byłem wraz z Amelką na szlaku. Dojechaliśmy do miejscowości Wyżnie Hagi, kawałek drogi za Smokowcami, stamtąd  jest najkrótsze dojście do magistrali tatrzańskiej na wysokości Batyżowieckiego Stawu, gdzie mieliśmy się spotkać z Sibim. Już o 8.30 byliśmy nad tym stawem, gdzie prawie w tym samym czasie pojawili się Sibi za Szczepanem. Oni wędrowali przez góry z wyprawowymi plecakami już od tygodnia.

 Niestety okazało się, że oni właśnie zeszli z Kończystej, gdyż wychodzili tam już w nocy na wschód słońca! Cóż, postanowiliśmy, że nic nie zmieniamy i atakujemy sami szczyt. Chwilę zeszło zanim nagadaliśmy się ze znajomymi i dopiero po godzinie ruszyliśmy do góry. Podejście na grań opadającej na południe było bardzo proste i już po krótkim czasie oglądaliśmy z góry otoczenie stawu z malutkimi ludzikami i potężny Gierlach naprzeciwko nas. Po pewnym czasie grań się spiętrzała, pojawiła się mgła i trzeba było skupić się nad szukaniem dalszej drogi. Pierwsze turnie i turniczki w grani Kończystej ominęliśmy z lewej i po niedługim trawersie doszliśmy do miejsca, gdzie było już widać partie szczytowe.

Mając już pewność co do dalszego przebiegu trasy bardzo szybko nabieraliśmy wysokości i o 13h osiągnęliśmy wierzchołek. Wieńczyła go słynna skała zwana Kowadłem, z racji swego wyglądu. Tak więc udało się, dokonaliśmy tego sami, we dwoje. Nasza radość nie miała granic. Podziwianie widoków i fotografowanie zajęło długie minuty. Najpiękniej ze szczytu prezentowała się Złomiskowa Rówień wraz z odnogami oraz oczywiście Wysoka, która wybijała się ponad całą okolice. Myśl o tym, że byliśmy na niej tydzień wcześniej, jeszcze bardziej uszczęśliwiała nas. Robiło się coraz później, więc trzeba było zacząć odwrót. Na szczycie byliśmy całkiem sami i to pozwalało jeszcze bardziej przeżywać naszą radość i delektować się naszym kawałkiem gór.

Po zejściu z wierzchołka udaliśmy się do żlebu, opadającego ku dolinie Stwolskiej. Tam była najszybsza i najkrótsza droga zejściowa do magistrali. Cały żleb zasłany był gruzem skalnym, a gdzieniegdzie wielkimi głazami. Mimo tego już o 16h byliśmy na dole. W dolinie Stwolskiej przywitał nas świstak, który jakby oczekiwał na nas, poświstując już od dłuższego czasu. Tutaj mogliśmy zobaczyć cały ogrom tej góry, którą przed godziną ujarzmiliśmy. Dojście do szlaku to już prosta sprawa, a stamtąd tylko kilka minut na dojście z powrotem nad Batyżowiecki staw. Jak to bywa, dopiero teraz popołudniu, zaczęło przygrzewać słońce i cudnie oświetliło masyw Gierlacha. Tak więc kolejna sesja zdjęciowa nie mogła się nie odbyć.

Droga powrotna na dół na parking do samochodu, to już tylko obowiązek, od którego nie mogliśmy się wykręcić, gdyż trzeba było wracać do domu. Parking w Wyżnich Hagach ujrzeliśmy jeszcze przed nocą o 19h. Zrobiliśmy prawie 20km, pokonaliśmy ponad 1400m przewyższenia, spędziliśmy w Tatrach 12,5 godz. niezapomnianych chwil. Czego chcieć więcej? Zmęczenie fizyczne przeminie szybko, a w sercu pozostanie radość na długi czas. Tego co się przeżyło nie odbierze nam już nikt. Dusza napełniona tym co daje obcowanie z naturą, podziwianie niespotykanych gdzie indziej niesamowitych tworów przyrody, walka z samym sobą i własnymi słabościami, to wszystko co potocznie nazywamy „ ładowaniem akumulatorów „ pozostanie w nas na zawsze. Wędrówka po cudnych manowcach zawsze daje szczęście, poznanie nowych miejsc sprawia przyjemność, bo samo zetknięcie z pierwotną potęgą jaką są góry daje nam radość. Oby takich przeżyć było jak najwięcej…Zapraszam do fotogalerii.

                                  Marcogor

Kończysta (słow. Končistá) –  dwuwierzchołkowy szczyt (2538 m) w południowej, bocznej grani Tatr odchodzącej od Zmarzłego Szczytu (Popradský Ľadový štít). Począwszy od Przełęczy koło Drąga (Sedlo pod Drúkom), ­grań ta nazywana jest Granią Kończystej (hrebeň Končistej). Na północ od szczytu znajduje się w niej Stwolska Turnia (Štôlska veža), oddzielona od Kończystej głęboko wciętą Stwolską Przełęczą Wyżnią (Štôlska štrbina).

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

2 komentarze

  1. Mirek

    Witaj!
    Bardzo dziękuję za pamięć i zaproszenie do odwiedzin Twojego bloga.
    Widzę że będzie tu można poczytać dużo ciekawych tekstów a i oczy nacieszyć pięknymi zdjęciami.
    Obiecuję ze będziesz miał we mnie stałego bywalca .
    Pozdrawiam Mirek

    Odpowiedz
  2. Artur Szymanowski

    Fajnie pooglądać znajome miejsca 🙂

    A na Kowadło wchodziliście?

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Artur Szymanowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »