Na Opołonku i przy Skale Dobosza

Na Opołonku i przy Skale Dobosza


Pora na dalszą część opowieści z pobytu w ukraińskich Bieszczadach. Początek przeczytacie tutaj. Popołudnie po zejściu z grani Połoniny Bukowskiej upłynęło na zdobywaniu kolejnego szczytu. Wcześniej musieliśmy zejść całą grupą wraz z naszymi „opiekunami” do wsi Serbin, gdyż przekraczaliśmy granicę obwodu wojskowego i nasz wopista został zamieniony przez innego. Takie tam biurokratyczne przepisy wciąż królują…więc chcąc, nie chcąc musieliśmy od nowa podchodzić na pas graniczny. Tym razem naszym celem był Opołonek, czyli najbardziej na południe wysunięty punkt terytorium Polski. Dotarliśmy tam bardzo szybko wygodną ścieżką, po drodze podziwiając dorodne okazy grzybów, najwięcej muchomorów, które upodobały sobie wysoką trawę na szlaku. Tuż przed szczytem mogłem obejrzeć pozostałości dobrze zachowanego stalowego płotu z drutu kolczastego  o wysokości około 2 metrów (tzw. sistiema), mającego uniemożliwić w przeszłości przekraczanie granicy. W latach 70.XX wieku  był on podłączony do prądu o niskim natężeniu. Każde dotknięcie drutów wyzwalało szybką reakcję radzieckich wopistów. To taki ciekawy relikt przeszłości. 

SKAŁA DOBOSZA

Zbocza Opołonka porośnięte są buczyną karpacką. Na zachód od wierzchołka, tuż przy granicy, po ukraińskiej stronie znajduje się pomnik przyrody– Skała Dobosza, z którą związana jest legenda o miejscowym zbójniku Doboszu. Ożenił się on z wiejską dziewczyną, ale wziął ją za żonę, jedynie z grzeczności. Już jako watażka zakochał się w Kseni, kobiecie zamężnej i gorącej. Tak często do niej chadzał, że zazdrosny mąż Stefan Dźwinka ze wsi Kosmacz poczęstował go z ukrycia kulką. Było to dość trudne, bo ponoć Dobosza kule się nie imały. Chłop użył poświęconej kuli, co podpowiedziała mu przebiegła Ksenia. Według legendy, druhowie Dobosza wynieśli harnasia na połoninę, by tam oddał ostatnie tchnienie. Według tejże legendy na stokach Opołonka, gdzie znajduje się Skała Dobosza, watażka miał ukryć skarby. Do pieczary można wejść tylko podczas najkrótszej nocy w roku. Jednak żadnemu śmiałkowi jeszcze się to nie udało.

SŁUPY GRANICZNE NR.219

Kolejną ciekawostką jest fakt, że w końcu lat dwudziestych pobliskie Sianki odwiedził Józef Piłsudski. Zawędrował on także z dziećmi na Opołonek, do Skały Dobosza. Natomiast, żeby dojść do punktu najdalej wysuniętego na południe Polski należy pójść południowo-wschodnim stokiem, wzdłuż słupków granicznych, gdzie kilkaset metrów od szczytu, znajduje się siodło bez nazwy (słupy graniczne nr 219).  Na Opołonku zaś znajdują się słupy graniczne nr 216, za to maszerując wzdłuż granicy w kierunku zachodnim zobaczyć można wiele przedwojennych (II Rzeczpospolita) słupków granicznych dawnej granicy polsko-czechosłowackiej (później polsko-węgierskiej), która na tym odcinku biegła nieco inaczej niż obecna polsko-ukraińska. Nam tego nie było dane zobaczyć, gdyż nasz strażnik twardo prowadził nas swoimi ściezkami.

OPOŁONEK

Wejście na Opołonek od polskiej strony nie jest dozwolone, ponieważ szczyt znajduje się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a nie prowadzi tam żaden znakowany szlak turystyczny. Na wejście trzeba każdorazowo uzyskiwać zgodę BdPN i Straży Granicznej. Tymczasem Opołonek bywa celem nielegalnych wycieczek turystycznych – ryzykownych, bo teren jest patrolowany przez Straż Graniczną i strażników BdPN. Nasz ukraiński „opiekun” pilnował nawet, żeby chodzić za potrzebą na jego stronę granicy! Po obejrzeniu i obfoceniu wszystkich atrakcji żwawo ruszyliśmy na dół do wioski, gdzie czekał na nas autokar. Zejście to był krótki spacer, z góry ładnie się prezentowała malownicza linia kolejowa przecinająca malutką wieś. Przejazd kolejką linii Sambor- Użgorod wijącą się tu przez liczne mosty, wiadukty, tunele, wśród cudnej scenerii bieszczadzkiej przyrody jest też nie lada atrakcją. Oddział PTTK Jasło, z którym tu przyjechałem także robi takowe wyjazdy.

To był już koniec dzisiejszej wyprawy, przeszliśmy spory kawałek pasma granicznego Bieszczad, podziwialiśmy piękne panoramy, poznawaliśmy ciekawe miejsca, a nade wszystko dane mi było zapoznać się odrobinę z kulturą ukraińską i poznać miejscowych, jakże sympatycznych, przyjaznych ludzi. Na wieczór czekało nas tylko zakwaterowanie i obiadokolacja, choć jak się potem okazało były jeszcze inne atrakcje…Jutro miał być kolejny dzień poznawania i następny szczyt do zdobycia . Ale o tym już w dalszej części opowieści. Pierwszą o Kińczyku Bukowskim przeczytacie tu. A tutaj czeka trzecia część opowiadania. Na koniec zapraszam do obejrzenia krótkiej fotorelacji z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

  1. ewa

    To moja druga wizyta na Kińczyku. Pierwsza była w 1999 roku i to od naszej strony. Szliśmy od Bukowca leśnymi ścieżkami. Wtedy wystarczyła zgoda SG. Udało się .Pogoda cudowna, tylko nogi bolały. Wędrówkę zaczynaliśmy od Mucznego, potem nocleg w Tarnawie Niżnej i Nehrylowie (3 zł i myszy gratis, w bazie drwali).Powrót do Bukowca, kierunek Kińczyk i powrót przez Przełęcz Bukowską do Wołosatego.Tu dłuższy pobyt w hoteliku Pod Tarnicą. Coś pięknego.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »