Na skalnym Podhalu

Na skalnym Podhalu

„Stoją one tam gdzieś teraz wielkie, szare i smutne w jesiennej mgle i deszczu. Tam jest owa Liliowa Przełęcz, z której tylekroć patrzałem do Wierchcichej, do doliny na dole, która wydawała mi się jak cudowny, złocisty sen… Tam są te pustki pod Żelaznymi Wrotami, gdzie nie ma nic prócz motyli skalnych i głazów. Tam są gdzieś orły rozpięte na powietrzu, jak krzyże o półkolistych olbrzymich ramionach. Ale ja już z inną duszą urodziłem się pod tymi górami.
Powracam do nich co rok, zawsze z tęsknotą, jak mieszkaniec nadmorski do morza. Powracam – a one są dla duszy mojej jakby kamieniem próbnym dla metalu, jakby konfesjonałem spowiedniczym. Wydaje mi się, że one patrzą mi w duszę i widzą.


Radości moje i smutki, marzenia moje i chęci, zawody i upadki, kochania i tęsknoty, ogromne, niezmierne, szalone do obłędu tęsknoty – one widziały i znają. Czyż raz wylatywała mi tu dusza z piersi jak ptak skrzydlaty, aby zataczać kręgi szerokie jak łuki tęczowe, nagłe jak halny wiatr, dumne jak obłok spiętrzony ku niebu… I czyż raz upadałem tu na wznak bez sił, bez pamięci, bez czucia prawie, zabity poznaniem mojej nicości, mojej bezgranicznej niemocy, mojej niewoli ludzkiej… Czyż raz łamał mi się tu duch o przekleństwo fizycznego istnienia!…
Tu wydawało się duszy mojej, że tętno jej bytu jest jednym z tętnem wielkiego serca świata; a potem błąkała się od drzewa do drzewa, od skały do skały, od chmury do chmury i od gwiazdy do gwiazdy, czując, że wszystkiemu jest obcą, że z niczym nie jest związana i spójna, że jest jak blask na wodzie, który się z falą nie łączy, ale tylko na niej drży – i gaśnie, i niknie… I tu roztapia się, kiedyś tam, dawno – w wyobraźni swoich pragnień, swoich chceń.
Oto ogromny konfesjonał skalny, ogromna spowiedź duszy mojej, te Tatry.
Kocham je. Patrzą na mnie zawsze jednakowe, zawsze jednako zimne i smutne – i zawsze wierne. Kocham je. Nauczyły mnie myśleć i czuć, słowa w rytmy układać i barwić, i zsyłają mi sny, lekkie palce kładą mi na oczy i przymykają mi powieki, a potem chylą mi głowę w tył, dotykają palcem mych ust i mówią cicho: milcz… Widzę wtenczas życie potęg i żywiołów natury, widzę, jak szmer liści bukowych i smrekowego boru przelata przez światło słoneczne, jak woń kwiatów górskich wnika w skały i wody, słyszę rozmowę chmur z odwiecznym gruzem szarych kotlin zapadłych. Mnie oderwane iglice, które leżą gdzieś w gąszczach i moczarach, skarżą się, że tam był wiatr i słońce, że tam były burze i noce miesięczne, noce o skrzydłach anielskich, tam, wysoko… Mnie się objawia jakiś Bóg tych gór, który wywraca lasy i pajęczyny srebrne rzuca po trawach, Bóg groźny, dumny i cichy, jak toń. Ze mnie dusza wyrywa się ku tym potęgom i żywiołom natury, dusza, która poznała tragedię fizycznego istnienia.
Kocham Tatry. Kocham ich pustkę i milczenie, ich martwość i spokój posępny. W ich mgłach błąka się myśl moja i szuka dawnych swoich wierzeń i miłości, uczuć i siły. Po ich dolinach i przełęczach chodzi myśl moja i smuci się, że nie można być ogniem w ogniu, wichrem w wichrze, światłem w świetle; że nie można być z wami, być waszym, o duchy żywiołów! Nad potokami usiada myśl moja i smuci się, że nie można być częścią poezji świata, ale tylko dręczyć się trzeba tym, że się ją widzi i czuje, niedostępną, daleką, świętą i wzgardy pełną.”

Kazimierz Przerwa Tetmajer
„Stara książka” (1903)

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

  1. Kamil

    ten kawałek najlepszy…”Oto ogromny konfesjonał skalny, ogromna spowiedź duszy mojej, te Tatry.”
    Pozdrawiam 🙂

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Kamil Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »