











To było dawno temu, ale takich wydarzeń się nie zapomina. W lipcu 2003 roku pojechałem z trójką towarzyszy w słowackie Tatry Wysokie z planem zdobycia najwyższego szczytu Tatr i całych Karpat. Zamieszkaliśmy gdzieś w Wielkim Sławkowie, gdzie jest dostępnych wiele noclegów dla turystów i blisko jest w góry, chociażby korzystając z kolejki elektrycznej, która jeździ wzdłuż słowackich Tatr Wysokich. Po przyjeździe wynajęliśmy słowackiego przewodnika, który miał nas wyprowadzić na wymarzony szczyt. Pełni obaw i nadziei położyliśmy się spać. Rano pobudka o 5 rano i niespodziewanie telefon od przewodnika, który informuje nas, że pogoda bardzo kiepska i nici z dzisiejszego wyjścia. Emocje opadły, a my wróciliśmy do łóżek, żeby później wybrać się naszym autem w Niżne Tatry zwiedzać jaskinie Demianowskiej Doliny. Wredna pogoda tylko na to pozwalała. Trzeba było chować się przed deszczem w jaskiniach. Ale nie o tym chce tu dziś pisać. Umówiliśmy się z przewodnikiem, że następnego dnia ponawiamy próbę wyjścia na Gerlach. Znowu miał nas rano budzić, jeśli pogoda pozwoli na górską eskapadę.
Czytaj dalej»
Najnowsze komentarze