











Jaką mamy zimę tego roku wszyscy widzimy już od samego początku, czyli od grudnia 2015. Korzystając z dobrych warunków i niewielkich ilości śniegu postanowiłem wybrać się ze swoją górską ekipą zaraz po świetach na wypad w Tatry Zachodnie. Zaplanowałem przedreptać cały masyw Czerwonych Wierchów, zaczynając od Doliny Kościeliskiej. Trzeba było przecież spalić gdzieś poświąteczne kalorie. Co prawda ta długa wycieczka wymagała bardzo wczesnego wstania z łóżka, ale dla takiej przygody, w takim towarzystwie i wreszcie dla takich widoków warto było zarwać noc. Uwielbiam takie długie spacery, w wyśmienitych warunkach, gdy stabilna pogoda pozwala delektowac się tylko górami i chłonąć je wszystkimi zmysłami.
Czytaj dalej»Na początku lutego po przerwie spowodowanej chorobą znowu udało mi się zorganizować wypad w Tatry. Wypatrzyłem okno pogodowe, zebrałem ekipę i jak zawsze wcześnie rano wyruszyliśmy w kochane Taterki. Do Zakopanego dotarliśmy na ósmą godzinę, autko zostawiliśmy na parkingu w pobliżu Kuźnic i ruszyliśmy na spotkanie kolejnej górskiej przygody. W planach były Tatry Zachodnie, przejście odcinka Czerwonych Wierchów. Skierowaliśmy się do Doliny Bystrej, gdzie znajduje się znane wywierzysko, z którego czerpie wodę Zakopane. Szliśmy wygodną Drogą Brata Alberta, wybrukowaną granitowymi kamieniami. Po lewej minęliśmy klasztor Albertynek na Kalatówkach i wkrótce doszliśmy na Polanę Kalatówki. To urocze miejsce, bardzo popularne wśród turystów, gdzie na wiosnę kwitną krokusy. Ładnie stąd widać Kasprowy Wierch, Myślenickie Turnie, czy Nosal. Stoi tu olbrzymi hotel górski PTTK, posiadający 86 miejsc noclegowych w wysokim standardzie.
Czytaj dalej»Dziś pora na dalszą relację z ostatniego wypadu w Tatry. Po nocy spędzonej w schronisku na Hali Ornak następnego dnia ruszyliśmy z Wiktorem na Czerwone Wierchy. Masyw ten w jesiennych kolorach prezentuje się najpiękniej. Mój przyjaciel – fotograf chciał się przekonać o tym osobiście. To co było nam dane zobaczyć tego cudownego dnia przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Wspinając się na grzbiet Ciemniaka znaleźliśmy się ponad chmurami i trwało to przez cały dzień. Całe Tatry były jak olbrzymia wyspa nad którą był błękit nieba i świeciło słońce, a dookoła otaczało nas morze mgieł. Niskie chmury, białe jak mleko wdzierały się w doliny tatrzańskie, ale nie wzniosły się wyżej jak na 1400 m.n.p.m. Bezchmurne niebo i bezwietrzna pogoda sprzyjały naszemu całodniowemu zachwytowi i podziwianiu tej niezwykłej gry natury.
Czytaj dalej»Mam to szczęście, że swoją pasję do gór dzielę z najbliższymi – żoną i córką, którą od małego zarażaliśmy bakcylem gór. Pierwszym dwutysięcznikiem córki w Tatrach był Małołączniak w masywie Czerwonych Wierchów. Madzia miała wtedy osiem lat, a Tatry poznawała już mając roczek z perspektywy wózeczka. Był ciepły sierpień 2005r., ale w Tatrach leżały płaty śniegu po niedawnych niespodziewanych opadach. Ten rodzinny wypad zaczęliśmy w Nędzówce , żeby stamtąd podejść Stanikowym Żlebem na Przysłop Miętusi, skąd już można podziwiać pierwsze panoramy Tatr. Dalej Hawiarską drogą nad dnem doliny Miętusiej doszliśmy do Kobylarzowego Żlebu, gdzie córka miała pierwsze spotkanie z łańcuchem w górach i tędy wydostaliśmy się na Czerwony Grzbiet, gdzie już w całej okazałości zobaczyliśmy Giewont. Dalsze podejście było łagodne i szybko zdobyliśmy wierzchołek Małołączniaka – 2096m.
Czytaj dalej»
Najnowsze komentarze