W Alpach Ötztalskich, na Hochzeiger i dalej ku przygodzie

W Alpach Ötztalskich, na Hochzeiger i dalej ku przygodzie

Podczas tegorocznej przygody z Alpami poznałem pobieżnie cztery ich pasma. Ostatnim były Alpy Ötztalskie, gdzie udało mi się zdobyć najwyższy szczyt w moim życiu. Po raz pierwszy odwiedziłem centralne Alpy Wschodnie, bo wcześniejsze odwiedzone pasma należą do grupy północnej Alp Wsch., jak Alpy Ammergawskie, Alpy Lechtalskie, czy Alpy Algawskie.  Alpy Ötztalskie (niem. Ötztaler Alpen, wł. Alpi Venoste) to pasmo górskie na granicy austriacko -włoskiej. Najwyższy ich szczyt to Wildspitze (3768 m n.p.m.). Alpy Ötztalskie to jedno z największych pasm w Alpach Wschodnich. Występują tutaj liczne lodowce. Ponad 300 szczytów przekracza wysokością 3000 m, opadając stromymi ścianami do malowniczych dolin. Nazwa grupy pochodzi od miejscowości Oetz, w dolinie Ötztal. Alpy Ötztalskie znajdują się między dwoma ważnymi drogami biegnącymi z zachodu na wschód: dolinę Innu na północy i dolinę Vinschgau (Val Venosta) na południu.

zbiornik przy górnej stacji kolejki Panoramabahn

Główny łańcuch biegnie z zachodu na wschód tworząc granicę między Austrią, a Włochami. Część austriacka (północna) dość znacznie różni się od włoskiej (południowej). Po stronie austriackiej leżą liczne lodowce, a turystyka narciarska jest bardzo dobrze rozwinięta. Rzeki odprowadzające wodę z tych gór płyną z południa na północ trzema dużymi dolinami: Ötztal, Pitztal i Kauner Tal. To właśnie w tym rejonie 19 września 1991 r. dwoje niemieckich turystów znalazło szczątki człowieka, który zmarł ponad 3100 lat p.n.e. Nadano mu imię „Ötzi”. Pierwszy dzień mego zwiedzania skupił się na podgrupie Geigenkamm. Dojechaliśmy naszym wycieczkowym autokarem wgłąb Doliny Pitztalskiej na parking Liss, powyżej miejscowości Jerzens. Tu,będąc już na wysokości 1468m wsiedliśmy w kolejkę gondolową Panoramabahn, która po przesiadce na stacji pośredniej wywiozła nas na 2375m, właśnie do widokowej platformy 360 st., z panoramą na wszystkie strony świata.

mgiełki w dolinie widziane z platformy widokowej

Widoki niestety ograniczały trochę chmury, co stało się już tradycją tego turnusu. Ale okoliczne szczyty Alp Ötztalskich były dobrze widoczne. Delektowaliśmy się nimi, robiąc mnóstwo zdjęć, a moją szczególną uwagę przykuwały szczyty na które za chwilę miałem się wspinać, czyli Hochzeiger i Wildgrat. W końcu ruszyliśmy przez skałki na przełęcz Niederjochl, by zacząć podejście na pierwszy szczyt. Trasa długo prowadziła łagodnie granią, by na samym końcu wypiętrzyć się i poprzez skalne żebra i kominki wyprowadzić nas na wierzchołek Hochzeigera. I tu stała się rzecz straszna, tuż przed dojściem do celu rozpętała się śnieżyca, nie wiadomo skąd i dlaczego i momentalnie odmieniła się pogoda, a widoczność spadła do kilku metrów! Do tego stopnia, że ledwo udało mi się zrobić fotkę przy krzyżu na szczycie tak wiało i sypało. Dałem rady jeszcze zrobić wpis do księgi wejść i postanowiliśmy się ewakuować, bo śnieżyca nie myślała zelżyć. Nasz przewodnik postanowił jednak kontynuować wędrówkę zgodnie z planem i zaczęło się graniowe przejście, po dość stromym jego ostrzu i świeżym oraz mokrym śniegu. Nie było to może zbyt rozważne, ale wszyscy czuli niedosyt ledwo co rozpoczętym dniem i pragnęli przygody.

graniówka na grani Hochzeigera

I tak mimo trudnego terenu udało się nam wszystkim bezpiecznie zejść do doliny Riegetalalpe. Prezentowała się ona cudnie, na dole nie było śladu po śnieżycy, zdaje się, że śnieg padał tylko powyżej 2500 m, a więc na wysokości zdobytego Hochzeigera mierzącego 2560 m. Zero śniegu, sucho, zatem żwawo ruszyliśmy w stronę schowanego w niecce wysokogórskiego jeziora Gross-see. Stoi tam ławeczka zachęcająca wprost do wypoczynku i zapatrzenia się w niebotyczne piękno tego miejsca. Znaleźliśmy się w jednej z tych cudownych alpejskich enklaw, gdzie człowiekowi wydaje się, że trafił do raju. Przed nami ukazała się cała potężna ściana naszego głównego celu tego dnia, czyli Wildgrata, wznoszącego się na wysokość 2971 m. Cała górna część naszej drogi zdawała się być zasypana śniegiem, ale po krótkim odpoczynku postanowiliśmy spróbować swych sił w jej zdobyciu. Ofiarowałem się, że ruszę przodem i zbadam warunki u góry. Wziąłem zatem jedną z krótkofalówek i ruszyłem ostro w górę, a ze mną dzielna dziewczyna Ela, która nigdy nie bała się wyzwań i była jedyną osobą, którą znałem przed tym wyjazdem. Pozdrawiam serdecznie! 

nad Grosssee, zakończenie Doliny Riegetalalpe

Staw leży na wysokości ponad 2400 m, szybko wznieśliśmy się na 2600, gdzie napotkaliśmy kolejne, mniejsze stawki. Potem już dużo stromszą ścieżką dotarliśmy na olbrzymie plateau, całe zasłane gruzami, niestety tutaj już pojawił się śnieg, podchodziliśmy wciąż w górę, po mokrym śniegu, robiło się coraz bardziej ślisko. Tak doszliśmy na 2800 m, wierzchołka nie było już widać, zaczęła schodzić mgła i nie wiedzieliśmy jak iść dalej, gdyż szlak był zasypany, znaki też. Z bolącym sercem postanowiliśmy zawrócić w dół, by niepotrzebnie nie ryzykować, nie miałem przecież sprzętu na zimową wspinaczkę, ani nie znałem drogi. Jednak nigdy nie podejmuję w górach niepotrzebnego ryzyka. Może dlatego chodzę po nich 26 lat bezpiecznie, bez żadnych wypadków.

północna ściana Wildgrata

Zawróciłem przez radiotelefon resztę grupy i wróciliśmy nad staw. Stąd wyruszyliśmy z powrotem do Doliny Riegetalalpe, by skręcić na trawers pod Hochzeigerem. Chcieliśmy powrócić do pośredniej stacji kolejki, bo mieliśmy bilety w obie strony. W pewnym momencie trasa się rozdzielała na górną i dolną Goass-steig. Obie wyprowadzały na przełęcz Zollkreuz. Wybraliśmy górny wariant zabezpieczony łańcuchami, drabinkami, jako znacznie ciekawszy, coś w stylu żelastwa tatrzańskiego. Na siodle przełęczy zrobiliśmy ostatni samopas i delektowaliśmy się widokiem na większość przebytej dziś trasy. W oddali był nasza stacja kolejki gondolowej i wygodna droga prowadząca do niej. A z tyłu przebyta droga spod Wildgrata.

atrakcyjna mini ferrata Oberer Goass-steig

Pozostał zatem nam spacer przy znowu pięknej pogodzie, nikt więc się nie spieszył, każdy chciał przedłużyć sobie pobyt w tym magicznym miejscu. Tak dotarliśmy do restauracji Hochzeiger przy gondoli, gdzie niektórzy przedłużyli sobie pobyt na nawodnienie organizmu, ja zjechałem w dół do naszego autokaru, bo tam było taniej… Tak zakończył się kolejny przygodowy dzień w Alpach. Było w nim wszystko, trochę zimy, trochę lata i w sumie zrobiła się z tej mieszanki niezapomniana wyprawa. Jedna z tych, które pamięta się na długo i nie zapomina. Pozdrawiam gorąco wszystkich uczestników wycieczki. Pozostał mi ostatni dzień w Alpach, który okazał się najwspanialszy, ale o tym przeczytacie w ostatniej mej alpejskiej opowieści. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

  1. ela

    Marku wspaniały opis wspólnej wędrówki :)pozdrawiam serdecznie 🙂

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »