We mgle na Rudawiec i dalej do Bielic
Góry Bialskie to rozległy teren o wysokich walorach turystycznych, narciarskich i przyrodniczych. Ze względu na pierwotną przyrodę i niskie zaludnienie nazywany też jest sudeckimi Bieszczadami. Według Regionalizacji fizycznogeograficznej Polski J.Kondrackiego wchodzą one w skład Gór Złotych. Podobnie uważają również czescy geografowie, dla których całość tych terenów to „Rychlebské hory” . Dla twórców Korony Gór Polski to jednak samodzielne pasmo, więc realizując swój projekt zdobywania KGP musiałem odwiedzić te góry w celu zdobycia najwyższego ich szczytu. Stało się to w czasie mego ostatniego wyjazdu w Sudety. Pasmo niezbyt wysokie, ale dzikie i rzadko odwiedzane urzekło mnie swoim spokojem i całkowitym jakby odcięciem od świata. W czasie wędrówek przez Góry Bialskie nie spotkamy tłumu turystów, za to odnajdziemy tu niczym niezmącony spokój i możemy oddać się głebokim przemyśleniom.
GÓRY BIALSKIE
Ja swoją przygodę z tymi górami przeżyłem w czasie mokrego, niezbyt miłego dnia. Pogoda nie dopisało mi w ogóle i cały dzień mokłem w deszczu, wędrując we mgle. Wędrówka w oparach niekończącej się mgły była niemiłym przeżyciem, tym bardziej, że przez cały dzień spotkałem na szlaku tylko dwójkę rowerzystów, którzy przemknęli koło mnie jak stwory z innego swiata. Czułem się nieswojo samotnie tyle godzin na trasie swego przemarszu. Wydawało mi się, że zewsząd otacza mnie aura Ducha Gór, który tutaj zamieszkał w naszych czasach. Tyle się naczytałem o nim w czasie swego pobytu w Karkonoszach, że wydawało mi się, że ten nieuczęszczany zakątek górski Polski, leżący jakby na końcu świata jest dobrym miejscem na spokojną kryjówkę Liczyrzepy. Więcej o postaci Karkonosza przeczytacie tutaj.
PRZEŁĘCZ PŁOSZCZYNA
Wycieczkę przez Rychlebskie Hory, jak mówią Czesi rozpocząłem na przełęczy Płoszczyna, która leży na granicy polsko – czeskiej i oddziela te góry od Masywu Śnieznika. Łatwo tu dojechać ze Stronia Śląskiego kierując się na południe Kotliny Kłodzkiej. Na przełęcz o wysokości 817 m (czes. Kladské sedlo) dojeżdżamy wyremontowaną tzw. Drogą Morawską. W miejscu tym znajduje się historyczna granica pomiędzy Morawami a Śląskiem, oraz między Królestwem Pruskim i Austro-Węgrami. W dolnej części droga prowadzi widokową Doliną Morawki, by potem wieloma serpentynami wspiąć się na przełęcz. Stoi tu czynne okazjonalnie, tzn, głównie w sezonie letnim czeskie schronisko z bufetem. We wrześniu zastałem je już nieczynne. Na dawnym przejściu granicznym znajdziemy mały parking, gdzie możemy pozostawić samochód.
RUDAWIEC
Stąd wyruszyłem na swoją deszczową eskapadę. Początkowo przesiedziałem w aucie rzęsisty deszcz, ale później stwierdziłem, że co ma wisieć nie utonie, więc żwawo ruszyłem na spotkanie przygody. Jako, że byłem już wysoko podejście na graniczny grzbiet było łagodne. Ciągle padało i dookoła unosiła się niezmierzona, pieprzona mgła…Czułem się chwilami jak w horrorze, ale wytrwale parłem do przodu! Mijałem kolejne szczyty, o czym informowały mnie zawieszone tabliczki na drzewach, a były to po kolei Jelenia Kopa, Jawornik Graniczny i Rude Krzyże. Jako, że większość szczytów pasma granicznego przekracza wysokość 1000 m wydawało mi się, że idę po równym terenie. Tylko ścieżka wiła się wśród krzewów borówek ciągle zmieniając kierunki. Nie dość, że mżyło przez cały czas, to jeszcze z drzew spadała na mnie dodatkowa dawka wilgoci. Było jednym słowem do dupy! Samotny spacer w taką nieprzyjemną pogodę, gdy nie ma się do kogo ust otworzyć to nic przyjemnego.
PUSZCZA JAWOROWA
Ja jednak miałem swój cel i nie odpuszczałem. Dotarłem w końcu na Rudawiec, najwyższy szczyt tych gór według wskazań KGP, choć kartografowie wskazują na Postawną, która leży poza szlakiem. Rudawiec jest kulminacją rozległego, silnie urzeźbionego masywu i stanowi zwornik trzech grzbietów. Tak naprawdę niczym się nie wyróżnia z otoczenia i gdyby nie tablica i mały kopczyk to bym przeszedł bez zatrzymywania tę rzekomą kulminację, gdyż teren tego regionu wydaje się wybitnie spłaszczony. Zrobiłem kilka pamiątkowych fotek, przegryzłem co nieco i poszedłem dalej, bo co było tu robić, jak widoków zero! Po zejściu z wierzchołka zielony szlak, który mnie prowadził zboczył ze ściezki granicznej, wprowadzając mnie do Puszczy Jaworowej. Poczułem się jak w tajemnym lesie, znanym z bajek, gdzie za każdym mokrym, ledwo widocznym we mgle drzewie czaiły sie różne postacie. Ten starodawny, dobrze zachowany relikt dawnej Puszczy Sudeckiej robi wrażenie i ma swoją magię. Naprawdę wędrując chwilami wśród starych ponad 150-letnich buków i jaworów czuje się ten klimat i dreszczyk emocji.
PUSZCZA ŚNIEŻNEJ BIAŁKI
Najcenniejsze jej fragmenty chronione są od 1963 r. w rezerwacie przyrody „Puszcza Śnieżnej Białki”, Rezerwat utworzono w najwyższej partii Gór Bialskich i najdzikszym rejonie w całych Sudetach, gdzie rosnące gęste lasy zachowały swój pierwotny charakter. Ochronę tego rejonu zarządziła już dawna właścicielka tych ziem księżna Marianna Orańska, o której pisałem tu. Ona to już w XIX w. doceniła dzikość i naturalność tego miejsca, nazywając je „Rajem”. Obecnie rezerwat leży na terenie Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego, a zarazem obszaru Natura 2000 Góry Bialskie i Grupa Śnieżnika. To dla mnie najciekawszy teren tych gór. Pełen pozytywnych emocji wyszedłem w końcu z tego prastarego lasu. Nie powstrzymały mnie nawet zwały błota, jakie się porobiły po całodziennym deszczu! Doszedłem do Bielic, wioski, zdawać by się mogło na krańcu świata. Po drodze przemaszerowałem uroczą Dolinę Górnej Białej Lądeckiej. To niewielka sródgórska dolina o charakterze krajobrazu zbliżonym do dolin alpejskich.
BIELICE
Wzdłuż doliny płynie rzeka Biała Lądecka, na której znajdują się malownicze progi i kaskady, dzięki którym dolina zaliczana jest do jednych z najpiękniejszych dolin rzecznych w Sudetach. Obok rzeki biegnie utwardzona droga, która doprowadziła mnie do wsi. Bielice są najdalej na wschód wysuniętą osadą ziemi kłodzkiej. Dzikość i niedostępność powoduje, że to doskonałe miejsce na ucieczkę od cywilizacji. Po wojnie pracował tutaj jeden z moich ulubionych pisarzy Marek Hłasko, które swoje doświadczenia zebrane jako kierowca do zwózki drewna opisał w powieści ” Następny do raju”. Po zwiedzeniu miejscowości zawróciłem do stawu powyżej wsi, gdzie zaczyna się czerwony szlak rowerowy, którym miałem w planie dotrzeć z powrotem do auta. Okolice stawu to doskonałe miejsce do rekreacji, zaopatrzone w ławki i stoły.
PRZEŁĘCZ SUCHA
Ścieżka rowerowa wyprowadziła mnie leśną drogą na Przełęcz Suchą. Stoi tu turystyczna wiata, która pozwoliła mi na chwile wytchnienia i posiłek pod dachem. Deszcz ustał, ale opary mgły dookoła nadal nie pozwalały nic dojrzeć. A przecież pozbawiona lasu przełęcz oferuje widoki na północną część Gór Bialskich, Góry Złote i na Masyw Śnieżnika. Mi pozostało po odpoczynku ruszyć dalej. Zmieniłem tylko kolor szlaku na niebieski i ruszyłem z buta. Teraz prowadzić mnie miał kolejny leśny dukt, zwany Drogą Marianny. Droga prowadziła cały czas przez lasy świerkowe i miałem dotrzeć nią do Drogi Morawskiej, ale w międzyczasie postanowiłem skrócić sobie marsz i wszedłem na jeden z wielu w tym rejonie szlaków narciarskich. I to był duży błąd, po pewnym czasie zrozumiałem, że oddalam się od auta. Zrobiłem koło i znalazłem się w punkcie wyjścia, czyli z powrotem na przełęczy! Padło kilka niecenzuralnych słów na własną głupotę, ale cóż było robić! Sił ubywało, przemoczone ciało odmawiało posłuszeństwa, ale musiałem się zmusić do ostatniego wysiłku i tym razem bez kombinacji, szlakiem dotarłem do asfaltu, którym na koniec, pokonując kilka znanych z porannej jazdy zakrętów, dotarłem na parking.
Miałem naprawdę dość na dzisiaj gór i wszystkiego. Dobrze, że nocleg miałem w pobliskim Bolesławowie. Przemoknięty jak kura po dotarciu do celu, musiałem doprowadzić się do porządku, bo przecież jutro też był dzień i wiele kolejnych gór czekało do zdobycia. Ale o nich przeczytacie już w kolejnym opowiadaniu tutaj. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
Uwielbiam Bialskie! Pięknie wyglądaja na Twoich zdjęciach, bardzo trafnie oddałes ich magię – kto był, ten to zobaczy:)
nie znam ,ale dzięki ,juz dużo wiem 🙂
Góry Bialskie mają swój urok, są jakże inne od pozostałej części Sudetów – tej bardziej wypełnionej turystami. My podczas naszych wojaży w 2010 roku również nie spotykaliśmy zbyt wielu piechurów / cyklistów.
Respekt za przezwyciężenie deszczu, nie wiem czy by się zebrała z tego samochodu 🙂
Jeszcze obce są mi te zakątki, ale opisałeś je w bardzo zachęcający sposób. Może … kiedyś … Super Marku.
Musze sie tam wybrac ,zawsze chcialem zobaczyc Puszcze Snieznej Bialki .
Problemem jest pogoda .
Moze juz w tym roku.