Wybierz stronę

Wejście na Omu w Górach Suhard

Wejście na Omu w Górach Suhard

Po raz drugi w życiu miałem okazję odwiedzić Rumunię i pochodzić po tamtejszych górach. Mój pierwszy raz to był treking w obrębie płaskowyżu Padis w górach Bihor, tym razem dzięki wycieczce z PTTK Sanok odkrywałem podczas ostatniego długiego weekendu sierpniowego aż trzy pasma rumuńskich Karpat. Był więc czas, aby na spokojnie zakosztować rumuńskich klimatów z różnych miejsc i poznać różnorakie pasma górskie. Rumunia posiada ponad 55 % z całej powierzchni Karpat i choć to w skali całego kraju daje tylko 47% to jest to ogrom gór o jakich w Polsce możemy tylko pomarzyć. Powierzchniowo w Europie Karpaty ustępują tylko Alpom, ale dla porównania w Polsce mamy zaledwie 9,6% z całości tych gór. Wędrując po tutejszych szczytach i podziwiając panoramy miałem wrażenie, że góry tutaj się nie kończą. Ich bezmiar porażał w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Góry Suhard

Ale zarazem trzeba było skłonić nisko głowę przed potęgą i majestatem tych gór. W dużej mierze dzikich i nieujarzmionych, gdzie przyroda nauczyła już niejednego nierozważnego wędrowca pokory i uwielbienia dla cudów natury jakie nam tutaj Matka Natura przygotowała. Kto chce poczuć smak przygody bez granic niech wyrusza w rumuńskie Karpaty. Nie wszystkie pasma oczywiście są dzikie, niektóre zostały już dość dobrze opanowane przez turystów, ciągle rozrasta się baza turystyczna wraz ze wzrostem całego kraju. Dobrze, że ja nie byłem tu sam, bo na pewno nie byłbym gotowy na samotne eskapady. Dziękuję z tego miejsca wspaniałemu przewodnikowi Panu Jurkowi, który zęby zjadł na poznawaniu Rumunii i próbował nam przekazać swoją rozległą wiedzę. Przyznaję, że słuchałem z otwartymi ustami doceniając jego kunszt i znawstwo.

centrum kurortu Vatrai Dornei -wrót do Gór Suhard

Zamieszkaliśmy w znanym kurorcie rumuńskim Vatrai Dornei, zwanym bukowińską Krynicą Górską. Piękne uzdrowisko, ale to temat na inną opowieść. Tak w ogóle Bukowina to region szczególny na mapie Rumunii. Historycznie związany z Mołdawią, ale posiada zdecydowanie własną tożsamość. Ilość, a przede wszystkim wysoki poziom artystyczny zabytków sprawia, że Bukowina należy do najciekawszych rejonów kraju. No, ale ja byłem tu podziwiać góry nie zabytki. W pierwszy dzień weekendu pojechaliśmy w Góry Suhard, małe, ale bardzo malownicze pasmo wciśnięte między Alpy Rodniańskie, a Góry Kelimeńskie. Z hotelu jechaliśmy górską drogą wijącą się kilkoma serpentynami przez widokowe przełęcze, by dojechać do wsi Carlibaba.

w dole wieś Carlibaba i podejściowy stok narciarski w Góry Suhard

Autokar dowiózł nas na parking pod wyciągiem, gdzie zaczęła się moja kolejna przygoda z rumuńskimi Karpatami. Podchodziliśmy trawiastą drogą na przełaj przez łąki na pierwsze wzniesienie pod lasem, skąd już były pierwsze ładne widoczki. Potem kawałek drogi przez las, która wyprowadziła nas na pierwszą, cudną górską polanę z nieśmiałymi widokami na Omu, nasz główny cel dnia i zarazem najwyższy szczyt tych gór. Droga trawersowała pierwszy podczas tej wędrówki szczyt, ale ja nie mogłem sobie odmówić wspięcia na wierzchołek Vt.Stanisoarei – 1699m ukoronowany pasterskim krzyżem z patyków. Cel dzisiejszej wędrówki wydawał się stąd taki odległy. Natomiast w dole widoczne były doskonale zabudowania pasterskie, gdzie niektórzy współtowarzysze wycieczki udali się uzupełnić zapasy wody. Dzień był bowiem bardzo upalny.

mój drugi rumuński szczyt- na Vt.Stanisoarei 1699m

Wyraźna droga prowadziła nas łagodnie dalej trawersem mijając spiętrzenia skalne i nienazwane wzniesienia. Tym sposobem obeszliśmy wierzchołek Omu z dwóch stron, by zaatakować go dopiero z przełączki z przeciwnej strony masywu, skąd musieliśmy sporo zawrócić, ale wcześniej kosodrzewina nie pozwalała na żadne skróty. Tutaj zaś cały czas prowadziła nas wygodna droga. Ładnym widokowym grzbietem zbliżałem się szybko do szczytu, w pewnym momencie na przeszkodzie stanął skalisty przedwierzchołek, gdzie trzeba było użyć rąk, by się nań wdrapać. Główny szczyt okazał się wyrównanym plateau, zwieńczonym krzyżem z narodową flagą Rumunii. Z boku zaś znajduje się stary zardzewiały szlakowskaz z wysokością Omu –  1932m. Po długim odpoczynku i sfotografowaniu wszystkich możliwych panoram ruszyliśmy w dół na przeciwną stronę góry. Tym samym obeszliśmy ją dookoła.

skalisty przedwierzchołek i główny szczyt Omu z tyłu

Na szczyt szliśmy bez szlaku prowadzeni przez naszego niezawodnego przewodnika, a w dół wiódł nas już czerwony szlak. Po chwili byliśmy na kolejnej przełęczy z drewnianym krzyżem, gdzie Rumuni dojeżdżają swymi terenowymi autami. Jedno właśnie podjechało i wyskoczyła z niego cała rumuńska rodzinka z dzieciakami. Dobre i takie pokazywanie najmłodszym piękna górskiego świata. Stąd prowadziła w dół właśnie ta wygodna droga, którą czasami skracaliśmy sobie schodząc na przełaj przez łąki. Trasa mijała w pewnym momencie następne zagrody pasterskie. Tutaj jednak nie hodowano krów tylko owce. Minęliśmy zabudowania pozdrawiając młodych pasterzy zdobywając jeszcze jedną niezapowiadaną górkę. Po lewej naszym oczom ukazał się cudny wapienny kanion o lśniących w słońcu żółtych ścianach. Cała droga zejściowa okazała się długa i wyczerpująca w tym upale.

piękny dziki kanion w Górach Suhard

W końcu dostrzegliśmy zabudowania, głównie domy letniskowe, to był znak, że doszliśmy na przełęcz Rotunda oddzielającą Góry Suhard od Rodniańskich. Zdarzył się tu cud, gdyż znalazł się sprzedawca piwa, który zarobił majątek na naszej spragnionej, wysuszonej słońcem grupie. Mieliśmy dużo czasu na uzupełnienie płynów, gdyż musieliśmy czekać na zamówionego busa, który miał nas zwozić po szutrowej drodze do głównej trasy, gdzie oczekiwał autokar. Na przełęczy stoi metalowy krzyż, który stał się ulubionym miejscem do wspólnych fotek. Co dobre jednak, zawsze szybko się kończy i nasze uciechy też w chwili nadjechania busa. Czekało mnie jeszcze 14 km  monotonnego zjazdu i tak zakończył się pierwszy dzień mej rumuńskiej przygody. Dobrze, że przewodnik zaoszczędził nam tego zejścia po tej bitej drodze. Moje stopy by umarły, a to był dopiero początek wycieczki.

krzyż na przełęczy Rotunda z trzema flagami- Rumunii, Bukowiny i UE

Rumunia to piękny kraj, rozległe góry, życzliwi ludzie, wspaniała kultura, dobre jedzenie i genialna bałkańska muzyka urzekły mnie bez reszty… zakochałem się w tym kraju i zrobię wszystko by tu powracać najczęściej. Podobno Rumunia to skarbnica fauny i flory i przekonałem się, że to prawda. Czekały mnie kolejne dni odkrywania tego piękna, a ten wieczór miał się zakończyć nocnym zwiedzaniem naszej kurortu. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wycieczki i zachęcam gorąco na wypady w Karpaty rumuńskie. Są naprawdę warte grzechu, niejednego… Jutro mieliśmy powrócić na tą samą przełęcz, ale obrać inny kierunek. Dziękuję wszystkim współtowarzyszom wycieczki za wspólne przeżywanie radości. A szczególnie wspaniałemu przewodnikowi Jurkowi Tomaszkiewiczowi za obłędne przybliżenie nam tego piękna. Zapraszam już dziś na kolejne części mego rumuńskiego tryptyku. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

UBEZPIECZENIE W GÓRY- NA SZYBKO

Pasma Górskie

Translate »