Wielki Chocz w weekend majowy
Weekend majowy to zazwyczaj dla wielu turystów czas do wykorzystania na poznanie nowych zakątków świata, a dla górołazów szansa na dłuższe obcowanie z górami. Ten w roku 2009 wykorzystałem na poznanie zupełnie nowego pasma górskiego, leżącego na Słowacji, niedaleko Słowackiego morza, czyli Liptowskiej Mary. Mowa o Górach Choczańskich, które położone są w cudownym miejscu, blisko zalewu, źródeł termalnych w Besenowej i pośrodku innych potężnych pasm górskich – Tatr Zachodnich na wschodzie, Małej Fatry na zachodzie, Niżnych Tatr na południu i Skoruszyńskich Wierchów oraz Orawskiej Magury na północy. Ich najwyższy szczyt – Wielki Chocz stanowi najlepszy punkt widokowy na całej północnej Słowacji. Ale po kolei, wyjechaliśmy z Polski 1.maja razem z Amelką i Arashem kierując się na Liptowski Mikulasz, tam zrobiliśmy dłuższy postój nad Liptowskim Morzem, żeby nacieszyć się widokami gór dookoła wody. Objętość zgromadzonej wody wynosi ok. 360 mln m³, co czyni Liptowską Marę największym zbiornikiem zaporowym Słowacji.
Jest tam takie urocze miejsce w pobliżu przystani w Bobrowniku z kaplicą nad samym brzegiem zalewu, przeniesioną z zalanych terenów, gdzie można naprawdę się rozmarzyć patrząc na połączenie urody gór i wody. W pobliżu znajduje się też unikatowy park archeologiczny Havránok. Leży on blisko zbiornika wodnego Liptovská Mara, jest to magiczne miejsce, które oczarowało wielu dawnych mieszkańców Liptowa – regionu na północy Słowacji – a dziś jego zwiedzanie dostarczy nam wspaniałych wrażeń. Havránok stanowi jedno z najważniejszych znalezisk archeologicznych na Słowacji, dokumentując obecność ludów celtyckich na Liptowie w IV-I w. p.n.e. Archeologowie znaleźli tu pozostałości osady z młodszej epoki żelaza, nazywanej również okresem lateńskim. Celtowie byli pierwszymi znanymi mieszkańcami Słowacji. Celtowie z Liptowa należeli do plemienia Kotynów. Zakres znalezisk wskazuje na fakt, że na Havránku znajdowała się ich siedziba o ponadregionalnym znaczeniu.
Oprócz znacznej ilości ceramiki, biżuterii oraz przedmiotów z żelaza i brązu odnaleziono tu też szczątki murów obronnych, miejsca kultu dawnych druidów oraz domów celtyckich. Na Havránku znalazła zastosowanie tzw. archeologia eksperymentalna. Nie tylko odkryto i zakonserwowano obiekty w tradycyjny sposób, ale doszło też do ich twórczej rekonstrukcji i odtworzono dawne obiekty. Dzięki temu w Havránku powstał pierwszy słowacki park archeologiczny pod gołym niebem, w którym możemy podziwiać repliki budowli mieszkalnych, pieca do wypalania ceramiki, miejsca do składania ofiar oraz wałów z bramą wjazdową. W trakcie sezonu letniego odbywają się tu różne imprezy kulturalne, jak pojedynki szermierskie, czy też pokazy obrzędów celtyckich i różnych rzemiosł. Naprawdę warto stracić trochę czasu i poświęcić go na zwiedzenie tego niezwykłego miejsca, w dodatku w tak cudnym otoczeniu.
Po spędzeniu tu przedpołudnia ruszyliśmy dalej objeżdżając zalew w kierunku miejscowości Lućky, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Po zajęciu pokoi w przyjemnej agroturystyce ruszyliśmy na podbój miasteczka. Szukaliśmy wodospadu Luciańskiego, który widziałem wcześniej na fotkach. To co zobaczyliśmy na żywo przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Słowa tego nie oddadzą, więc odsyłam od razu do galerii z wycieczki. Ale napisać muszę, że piękniejszego wodospadu poza Tatrami nie widziałem na Słowacji. Wodospad znajduje się na potoku Teplianka. Tworzy go kilka kaskad o wysokości 12 m, spadających ze skraju trawertynowego tarasu do położonych niżej jeziorek; od 1974 r. objęty jest ochroną jako pomnik przyrody. Jako, że czasu było jeszcze dużo postanowiliśmy wykorzystać popołudnie na wyjście do położonego na wysokiej górze żamku Liptowskiego, a dokładniej jego ruin zwanego również Sielnickim Hradem. Są to ruiny średniowiecznego zamku obronnego położonego na południowym skraju Gór Choczańskich, w Liptowie.
Był to najwyżej położony zamek na terenie dzisiejszej Słowacji, jak i jeden z najwyżej położonych zamków w całej Europie Środkowej. Ruiny wznoszą się na szczycie Sestrč (999 m n.p.m.) w grupie Sielnickich Wierchów, pomiędzy Doliną Sesterską na wschodzie a Doliną Kalameńską na zachodzie, ponad dzisiejszymi wsiami Bukovina i Kalameny. Zamek stał na skalistym wierchu, z dwóch stron obrywającym się pionowymi skalnymi ścianami, a z dwóch opadającym bardzo stromymi stokami. W podszczytowych skałach znajduje się niewielka jaskinia, która była zamieszkana przez człowieka już w eneolicie. Na szczycie natomiast znajdowało się otoczone półokrągłym wałem ziemnym grodzisko kultury halsztackiej, z którą zapewne są związane dawniejsze znaleziska przedmiotów brązowych. Roztacza się stamtąd wspaniała panorama na Góry Choczańskie, Niżne Tatry, a z podejścia także na Tatry Zachodnie. Wychodziliśmy z wioski Kalameny, która znajduje się w pobliżu Lucków przez przełęcz pod Kralową, a zejście nastąpiło sąsiednią przełęczą Polany.
Przy rozejściu szlaków na końcu wioski znajduje się naturalne źródło termalne, które mieszkańcy chętnie wykorzystują do kąpieli na dziko. Dzień był pełen zróżnicowanych wrażeń, miejscowa ludność bardzo serdeczna, więc udany dzień musiał zakończyć się w lokalnej karczmie na degustacji słowackiego piwa. Kolejny dzień miał zaowocować zdobyciem Wielkiego Chocza. Trasę zaplanowałem tak, żeby przejść możliwie cały masyw. Tak więc 2.maja rano wsiedliśmy do busa i dojechaliśmy do miasta Rużomberok, głównej aglomeracji tej części Słowacji. Tam rozpoczyna się szlak, który wiedzie przez park zamkowy i doprowadza do ruin zamku Likawa. Są to ruiny średniowiecznego zamku, wznoszące się nad wsią Likavka. Zamek wzniesiony został na skalistym garbie u podnóży Przedniego Chocza, na pograniczu Kotliny Liptowskiej i Gór Choczańskich. Był najważniejszą twierdzą dolnego Liptowa. Strzegł ważnego strategicznie szlaku handlowego, wiodącego z Liptowa na Orawę i dalej do Polski.
Chcieliśmy przy okazji zobaczyć kolejne zamczysko, a ze wzgórza roztacza się także ciekawa panorama miasta Rużomberok i Małej Fatry. Dalsza droga była już typowo górska, nastąpiło ciężkie podejście na Przedniego Chocza – 1249m. Później po obniżeniu na przełęcz Spustiak przetrawersowaliśmy Zadniego Chocza i doszliśmy na Średnią Polanę, już pod głównym szczytem Chocza. Niestety w trakcie naszej wędrówki pogoda się popsuła i wszystko dookoła osnuła mgła! Wilgotność zrobiła się tak duża, a zimno tak przeraźliwe, że zaszyliśmy się w bacówce na Polanie. Postanowiliśmy ogrzać się przy ognisku i wysuszyć przemoczoną odzież. Nazbieraliśmy trochę suchego drewna, rozpaliliśmy ogień i zrobiło się bardzo przyjemnie. Postanowiliśmy przeczekać pogorszenie pogody i wyjść na szczyt. Niestety mijały kolejne kwadranse, a mgła nie ustępowała. Zdecydowaliśmy się więc ruszyć dalej,żeby zdążyć przed zmrokiem na nocleg. Szybko osiągnęliśmy kulminacyjny wierzchołek Wielkiego Chocza – 1611m.
Niestety zamiast spodziewanej panoramy na wszystkie strony świata nie zobaczyliśmy dosłownie nic. Mgła osnuła wszystko dookoła aurą tajemniczości. Nie cieszyliśmy się zbyt długo ze zdobycia szczytu, gdyż było nadal przeraźliwie zimno. Szybko zeszliśmy na Małego Chocza – 1465m przez przełęcz Vraca i dalej Jastrzębią Doliną doszliśmy do drogi, która doprowadziła nas do uzdrowiskowej części miasteczka Lucky – Kupeli. W czasie powrotnego szlaku pogoda się poprawiła i zobaczyliśmy Chocza w całej okazałości w pięknym słońcu. Aj jak to bolało…Już wtedy postanowiłem, że tam powrócę i tak się stało, o czym możecie się przekonać czytając o moim drugim spotkaniu z Wielkim Choczem, tym razem bardziej widokowym. Podczas schodzenia spotkaliśmy też wesołą grupę mieszaną polsko – słowacką prowadzoną przez brata zakonnego z Krakowa. Kolejny górski dzień przeszedł do historii, a wieczór upłynął na planowaniu dnia następnego. Ale o tym przeczytacie w drugiej części mej opowieści o moich wędrówkach przez Góry Choczańskie . Teraz zapraszam do obejrzenia fotograficznego zapisu mojej dwudniowej trasy.
Marcogor