Wypad na Jaworzynę i Rotundę z Regietowa w ramach zlotu GGG

Wypad na Jaworzynę i Rotundę z Regietowa w ramach zlotu GGG

Rozpoczął się kolejny rok, zatem przyszła pora na zrobienie następnego, zimowego zlotu Gorlickiej Grupy Górskiej. Wybór padł na lokalizację w Beskidzie Niskim, bo to góry sercu bliskie oraz pełne ciekawostek historycznych, czy krajoznawczych. No i mamy blisko od domu. Choć termin zimowy to jednak sceneria jaka nas ugościła na szlakach była raczej jesienna 🙂 Za miejsce spotkania wybrałem klimatyczny ośrodek Stara Cegielnia w Gładyszowie, gdzie oprócz niezwykłej, historycznej sali biesiadnej znajdziemy też muzeum jeździectwa i mamy możliwość jazdy konnej.

sala biesiadna w Starej Cegielni

Na organizację kuligu brakło śniegu, więc na dwa dni weekendowego pobytu przygotowałem plan na dwie wycieczki górskie po okolicy, by lepiej poznać kulturę, historię i przyrodę tej niezwykłej krainy Łemków. Nasza grupa miłośników gór ciągle się rozrasta i podczas zlotu przewinęło się aż 65 osób! Przyjechali oni z różnych stron, zatem ciekawi byli poznania tego frapującego kawałka Polski! W  sobotę pojechaliśmy do wsi Regietów, gdzie znajduje się słynna na cały kraj stadnina koni huculskich. 

konie huculskie w Regietowie

Obecna wieś Regietów powstała po 1945 w wyniku połączenia dwóch wsi – Regetowa Wyżnego i Regetowa Niżnego. Regetów Niżny, podobnie jak sąsiedni Smerekowiec lokowano na prawie wołoskim w 1521. Obydwie wsie zostały całkowicie wysiedlone po II wojnie światowej w ramach akcji „Wisła”. Później w Regetowie Niżnym powstał PGR i wieś została ponownie zasiedlona, podczas gdy Regetów Wyżny pozostaje do dziś niemal bezludny (spośród pojedynczych zabudowań, warta uwagi jest znajdująca się tutaj prawosławna czasownia Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja. 

Cerkiew św. Michała Archanioła w Regietowie

Samochody zostawiliśmy na parkingu przy nowej cerkwi pod wezwaniem św. Michała Archanioła (bo obok stoi stara) i ruszyliśmy na 15 km spacer, bo przecież GGG jest grupą górską, więc pierwsza integracja musiała nastąpić na szlaku… 🙂 Powędrowaliśmy dużą ekipą szosą jak prowadził żółty szlak pośród zabudowań wioski w kierunku bezludnego Regietowa Wyżniego. Uwagę przykuwały piękne kapliczki przydrożne, dzieło słynnych łemkowskich kamieniarzy! Pogoda była wyśmienita, więc powoli dreptaliśmy przed siebie obserwując ładne wiejskie zagrody.

zagroda w Regietowie

Szczególną uwagę przykuło obejście Pana Włodzia, który zorganizował mini skansen na powietrzu, prezentując setki starych sprzętów gospodarczych i nie tylko! Po minięciu ostatnich domostw dotarliśmy na bezludną, ale magiczną krainę, gdzie kiedyś toczyło się normalne życie. Regietów Wyżni to niesamowite miejsce, zawsze gdy je przemierzam czuje się jakbym był na księżycu… 🙂 Zatrzymaliśmy się przy wspomnianej czasowni, czyli Kaplicy Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja Cudotwórcy. Świątynia mieści się na starym cmentarzu prawosławnym, zbudowano ją w I połowie XVIII w.

prawosławna czasownia w Regetowie Wyżnim

Dalej szlak prowadzi polami, łąkami, a raczej wijącą się tam drogą szutrową pośród pięknych okoliczności przyrody! Mijamy po drodze znaną z fotografii dzwonnicę, gdzie obok niedawno wybudowano drewniany domek. To tereny po nieistniejącej wsi, więc potomkowie dawnych mieszkańców odzyskują swoje dobra… Nadal oglądać możemy zdziczałe sady, ślady po zagrodach, cmentarz parafialny i granice między polami uprawnymi, czy kilka fundamentów po nieistniejących już zabudowaniach… Kawał niesamowitej historii tych terenów! Jak ja lubię takie klimaty!

słynna dzwonnica w Regietowie

Żółty szlak wprowadził nas do lasu i wkrótce dotarliśmy na Przeł. Regetowską. Rozdziela ona pasma Gór Hańczowskich po stronie polskiej i Busova po stronie słowackiej. Biegnie przez nią droga gruntowa z polskiej wsi Regietów do słowackiej wsi Regetovka. Tutaj po krótkim odpoczynku odbiliśmy w lewo, by niebieskim szlakiem wznosić się stopniowo na wierzchołek Jaworzyny Konieczniańskiej. Dopiero ostatnie podejście daje popalić, ale cała grupa z łatwością zdobyła szczyt mierzący 881 m. Większy śnieg pojawił się na naszej trasie dopiero właśnie tutaj… 🙂

na wierzchołku Javoriny

I tak po dwóch godzinach wędrówki zameldowaliśmy się na kulminacji tego rozległego masywu, przez Słowaków zwanym Javorina. Łemkowie z pobliskiego Regietowa nazywali go „Wielką Jaworiną”. Cały masyw Jaworzyny pokrywają lasy, głównie bukowe, w dużej części zbliżone składem gatunkowym do pierwotnej puszczy karpackiej! Na polance szczytowej wybudowano ostatnio platformę widokową wraz z ławeczkami. Widać z niej nawet Jezioro Klimkówka oraz otaczające go szczyty: Suchą Homolę, Kiczere- Żdżar, czy długi masyw Magury Małastowskiej. Zrobiliśmy tu przerwę na drugie śniadanie…

ekipa GGG na szczycie Javoriny

Potem rozpoczęliśmy zejście dalej niebieskim szlakiem w kierunku Koniecznej. Po ostrym skręcie w lewo czekało nas bardzo strome zejście na rozległy płaskowyż, gdzie śnieg widoczny w kopule szczytowej nagle znikł…  🙂 .Idąc nim odnalazłem leśną drogę oznakowaną jako trasa niedawnego festiwalu biegowego przy pomocy palików z nalepkami. Ona miała nas zaprowadzić z powrotem do aut i tak się stało. Po dojściu do wygodnej drogi zwózkowej mieliśmy mały dylemat, czy obchodzić pobliski Dział (712 m) z prawej, czy lewej strony, ale wybraliśmy dłuższy wariant, gdyż czas mieliśmy bardzo dobry!

ostre zejście z wierzchołka

Kontynuując wycieczkę wzdłuż potoku Sidławka, a później nad Doliną Regietowskiego Potoku doszliśmy do studenckiej bazy namiotowej, gdzie mogliśmy wygodnie odpocząć. Potem zostało nam tylko wrócić na parking przy cerkwi w Regietowie Niżnym. I po 5 godzinach zakończyła się nasza eskapada, zatem mogliśmy się udać na nocleg do naszej bazy w Gładyszowie. Tam też w Starej Cegielni miała odbyć się nasza impreza integracyjna, na którą dojechały kolejne osoby, które nie mogły być w górach… Był czas na zakwaterowanie, obiad i zwiedzanie muzeum jeździectwa.

Muzeum jeździectwa w ośrodku Kario w Gładyszowie

A potem nastąpiła wieczorna integracja. Jako, że mieliśmy karnawał nie mogło braknąć tańców, hulanek i swawoli… 🙂 Wiadomo nie od dziś, że w zdrowym ciele zdrowy duch! Był zatem nawet czas na karaoke i zumbę… Oraz wspaniałą biesiadę, przy smacznym swojskim jadle. Termin był jednak wyjątkowy dla grupy! Minęło 15 lat odkąd założyłem GGG oficjalnie jako społeczność facebookową, a więc zaistnieliśmy w socialmediach. Grupa istniała jednak nieoficjalnie od roku 2000, gdy grupka przyjaciół postanowiła razem robić wypady w góry. I trwa to do dziś, mimo upływu 25 lat!

ekipa Gorlickiej Grupy Górskiej

Tylko się rozrośliśmy, bo górołazów wciąż przybywa… I dalej robimy wspólne wycieczki górskie na zasadzie planowania tych samych celów. Jako, że zrzeszamy osoby dorosłe każdy odpowiada za siebie i niczego nie zabraniamy, choć wspieramy się zawsze i ostrzegamy przed ryzykiem! Jednak jesteśmy paczką przyjaciół i górskich kompanów, którzy trzymają się razem robiąc czasami grupowe wyjazdy, a innym razem organizując coś w małych ekipach. Mamy własne koszulki grupowe i flagi, co nas wyróżnia pośród górskiej braci… Myślę, że napis GGG już jest znany na szlakach! 🙂

jubileuszowy tort, 10 lat od pierwszego zlotu

Ten blog zaś służy też jako kronika naszych wypraw małych i dużych… Świętowaliśmy teraz jeszcze jeden jubileusz, bowiem cyklicznie organizuje zloty Gorlickiej Grupy Górskiej w różnych miejscach. I ten w lutym 2025 r. był już XX z kolei! A 10 lat temu odbył się pierwszy… Zatem była nawet przemowa prezesa na wstępie i powitanie nowych członków oraz nagroda dla najbardziej aktywnej osoby na forum GGG, a potem już zabawa i rozmowy, by się lepiej poznać do późnych godzin nocnych! Salę biesiadną ozdobiły cudne prace koronkarskie koleżanki Magdaleny… Jednak rano trzeba było wstać na śniadanie i wyruszyć na kolejną wycieczkę, przewidzianą w planie zlotu!

skansen u Włodzia w Regietowie

Pojechaliśmy znowu do Regietowa, by pójść na krótki spacer na szczyt Rotundy, gdzie mieści się najładniejszy cmentarz wojenny z I wojny św. To kolejna atrakcja, którą chciałem pokazać części grupy, która odwiedziła ten rejon pierwszy raz. Nasz niedzielny wypad liczył sobie 10 km , więc nie trwał dłużej niż 3 godziny. Poprowadziłem mniejszą już ekipę niż pierwszego dnia polną drogą prowadząca ze wsi w stronę Zdyni. Wychodzi ona trochę poniżej stadniny koni, przechodzi przez mostek na potoku i wije się poprzez łąki, aż na skraj lasu, skąd rozpościerają się ładne widoki na Beskid Niski.

widoki na Beskid Niski z drogi na Rotundę

Potem droga wprowadza w las i łagodnie trawersuje szczyt, by doprowadzić nas do czerwonego szlaku w połowie drogi między Zdynią, a Rotundą. Zawracamy już za znakami na pobliski wierzchołek, gdzie obok wspomnianego cmentarza odnajdziemy tabliczkę szczytową, tablice informacyjne i ławeczki. Najważniejszy jest oczywiście cmentarz wojenny nr.51, który bardzo wiele osób uważa za najpiękniejsze dzieło Dušana Jurkovicia. Szczyt Rotundy mający 771 m ma formę dość kształtnej kopy (stąd nazwa „rotunda”). Nasze oczy zwrócone były jednak na wspaniale odbudowane gontyny!

cmentarz wojenny nr.51 na Rotundzie

Obiekt na planie koła otoczony jest kamiennym murkiem. Pierwotnie stało na cmentarzu 5 wysokich drewnianych wież – krzyży utrzymanych w stylistyce łemkowskiej – centralna o wysokości 16 metrów i 4 poboczne, 12 – metrowe. Z biegiem lat niszczały i popadły w całkowitą ruinę. Jednak dzięki staraniom dobrych ludzi odbudowano je ostatecznie w 2016 r. Wygląda to fenomenalnie, kto nie był tu jeszcze, musi koniecznie to zobaczyć na własne oczy! Obiekt cieszy bardzo dużym zainteresowaniem turystów, co było widać tej niedzieli, podczas kolejnego dnia genialnej pogody, jakby na zamówienie… 🙂

kamienna tablica z inskrypcją

Na kamiennej tablicy inskrypcyjnej z wykutym krzyżem maltańskim i czterowierszem w języku niemieckim, autorstwa Hansa Hauptmanna możemy przeczytać: (w tłumaczeniu brzmi on tak )

Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi,
A burze już nam nieraz we znaki się dały –
Wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi
I wcześniej okrywa purpurą swej chwały.

ekipa GGG na Rotundzie

Po tak pięknym dniu i tylu wrażeniach całego weekendu pozostało nam tylko zejść czerwonym szlakiem do wspomnianej bazy namiotowej i szosą wrócić do aut na parkingu przy stadninie koni. Poszliśmy jeszcze na kawę do karczmy huculskiej tamże, by tym akordem zakończyć nasz kolejny, rewelacyjny zlot. To było najlepsze spotkanie grupowe w historii, nie tylko z powody oszałamiającej frekwencji! Dziękuję wszystkim uczestnikom za udział i fantastyczną atmosferę jaka nam towarzyszyła przez ten niezapomniany weekend!

A zwłaszcza grupowiczom, którzy w jakikolwiek sposób uświetnili naszą imprezę… Jak również na ręce pani Teresy Kario podziękowania za wspaniałe przyjęcie naszej wesołej ekipy w ośrodku! I czekamy do następnego, równie udanego zlotu… Do zobaczenia EKIPO wkrótce na górskich szlakach. A Was drodzy czytelnicy jak zawsze na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z tego co się działo! I czytania innych wpisów o cudownym Beskidzie Niskim. Poniżej mapka, gdzie chodziliśmy podczas weekendu, choć idealnie nie da się naszych tras odwzorować na Mapy.cz, gdyż chodziliśmy też na dziko 🙂

 

Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że pan Kario i jego konie grały w większości polskich filmów historycznych! Jeśli ten wpis dał Ci wartość, znalazłeś u mnie potrzebną wiedzę, inspiracje do podróży, to będę wdzięczny, jeśli postawisz mi kawę. Tworzę bloga z ogromną przyjemnością i pasją od ponad 13 lat. Kawa mi się przyda do dalszej pracy. Bardzo dziękuję! To pozwoli mi dalej się rozwijać. Dziękuję za przeczytanie. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

 Postaw mi kawę na buycoffee.to

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

UBEZPIECZENIE W GÓRY- NA SZYBKO

Pasma Górskie

Translate »