Wybierz stronę

Z przełęczy Cereda na przełęcz Forcella D’Oltro, czyli w dolomitowej bajce

Z przełęczy Cereda na przełęcz Forcella D’Oltro, czyli w dolomitowej bajce

Kolejny dzień urlopu w Dolomitach przyniósł kolejne niezapomniane wrażenia. I jeszcze bardziej poczułem się jak w bajce, jakbym trafił do baśniowej krainy magii. Może to zasługa wspaniałej pogody, a może trafiłem na coraz to piękniejsze miejsca. Przekonawszy się raz, że te góry są rajem na ziemi, tylko utwierdzałem się w tym przekonaniu. Tym razem wycieczkowy autokar dowiózł nas na przełęcz Cereda, czyli wysoko, bo na 1369 m. Stoi tam kilka domów i schronisko Rifugio Cereda. Z drogi fajnie już było widać skałki, na które mieliśmy się wspinać, należące do parku Paneveggio Pale di San Martino. 

Początkowo szliśmy drogą wśród domów, później dróżką na końcu której otworzyły się boskie widoki na wapienne pasma. Idąc cały czas szlakiem o nr.718 w miejscy zwanym Bastie skręciliśmy w las. Tu zaczęło się ostre podejście, najpierw lasem, a później jeszcze stromiej pośród skałek. Szlak był piękny, w ogóle nie czułem tego podejścia, aż chciało się wspinać w górę… Zapewne nieraz tak macie, gdy urzekają was okoliczności przyrody! I tak w otoczeniu finezyjnych skał dotarłem na przełęcz Regade. Widoki stąd były już urzekające, ale najlepsze było dopiero przede mną, jak się okazało wkrótce.

Dalsza trasa biegła na kolejne siodełko pośród cudnych gniazd skalnych, by dalej prowadzić trawersem poniżej szczytów. Panoramy z tej godzinnej wędrówki były nie do opisania, wprost oszałamiające… Genialna pogoda też robiła swoje, a ja poddałem się tej magii zaklętej w kamieniach. Chwilami bałem się, że się obudzę i odnajdę w zwykłym, szarym świecie. Ale na szczęście nie, moja bajka trwała wciąż, czułem się jak w opowieści z jednej z baśni dzieciństwa. Z przełączki nasz szlak łagodnie opadał w dół, by na rozejściu skręcić na stromę podejście w kierunku kolejnej przełęczy Forcella d’Oltro. To było krótkie, ale bardzo intensywne podejście.

Widok jaki zobaczyłem z tego siodła wynagrodził wszystko. Wszystko co przeszedłem wcześniej miałem u stóp, a panorama na drugą stronę urzekła mnie na zawsze. Olbrzymie kolosy widoczne w oddali, wznoszące się nad głęboką doliną Canali wyglądały majestatycznie. To była grupa San Martino – szczyty o cudnych kształtach, pionowych ścianach i niebotycznych urwiskach. Po nasyceniu oczu tymi widokami i zrobieniem dziesiątków zdjęć rozpocząłem dość strome zejście, najpierw wygodną ścieżką, a potem po piargach. Schodziliśmy powoli na dno doliny, a widoki także na gigantyczne ściany z których schodziliśmy robiły mega wrażenie. Po dojściu do kolejnej krzyżówki szlaków zwanej Campigol dell O’ltro skręciliśmy już w las, by dojść do schroniska.

Po dłuższej wędrówce ukazało się moim oczom. Cudnie położone na skraju urwiska Rifugio Treviso. Położone po wschodniej stronie doliny Val Canali schronisko to duży kamienny budynek z 39 miejscami noclegowymi, barem i restauracją. Przed I wojną nazywano go Rifugio Canali. Prowadzi go przewodnik Tullio Simoni z rodziną. To wspaniała baza wypadowa na pobliskie trzytysięczniki i ferraty. Obok jest mała kaplica z tablicami upamiętniającymi ofiary tych gór. Jedzenie mają tu bardzo dobre, cześć naszej grupy skorzystała z możliwości zjedzenia obiadu. Mi wystarczyło zimne piwko i rozmowa z turystkami z Rosji. Byłem w lekkim zdziwieniu, że tutaj nawet studentki z tego kraju trafiły. 

Po tym ostatnim postoju pozostało nam tylko zejście stromymi schodami w lesie na kamienistą drogę, która prowadziła dnem doliny Canali. Jej środkiem płynie rzeka, ale w tym okresie była prawie wyschnięta. Gdy tylko wyszliśmy na otwartą przestrzeń znowu pojawiły się nieziemskie widoki na okoliczne szczyty zamykające dolinę. Przeszliśmy drewniany mostek, za którym droga zamieniła się w wąski asfalt, co oznaczało powolny powrót do cywilizacji i koniec genialnej przygody. Po prawej stronie pojawiło się odejście do bacówki Malga Canali, gdzie też można coś zjeść, a poniżej jest mały parking dla aut osobowych. 

Trochę poniżej pod okapem olbrzymiej skały, która zapewne oderwała się z któregoś wierzchołka zauważyłem malutką figurkę Matki Bożej z lampionem. Idąc dalej dotarliśmy do małej osady, gdzie stoi kilka pensjonatów i duża gospoda, a kilkadziesiąt metrów dalej jest duży parking, gdzie czekał nasz autokar. Miejsce to nazwano Cant del Gal. Dojechać tutaj możemy z przełęczy Cereda, gdzie rozpoczęła się nasza wędrówka. Chciałbym tu kiedyś wrócić i po wspinać się na pobliskie góry. Odkryłem kolejne magiczne miejsca, do których chce się powracać. Ale zobaczcie to sami na zdjęciach z wycieczki. Zapraszam też do czytania wcześniejszych opowiadań z Dolomitów. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »