
„Zimna Anna”, czyli relacja z samotnej szarży na Aconcaguę

Okres świąteczny to dobry czas na czytanie ulubionych lektur. Zatem do mojej ręki trafiła kolejna pozycja z serii Literatury górskiej na świecie wydanej przez Wydawnictwo Stapis. Tym razem była to pasjonująca opowieść o zdobywaniu legendarnej góry, która stanowi pragnienie wielu wspinaczy. Mowa o najwyższym szczycie obu Ameryk , czyli Kamiennym Strażniku, potocznie zwanym Aconcagua, mierzącym bagatela 6960m. Swoje frapujące wejście opisał tym razem szczecinianin Marek Ratajczak. Fotoamator, zapalony biegacz i niedzielny wspinacz, wychowany na Przedgórzu Sudeckim. A także raczkujący literat, który zasłynął 4 lata temu powieścią ” Krew bacy”.
Jego nowa książka nosi tytuł ” Zimna Anna”. To czulsza nazwa góry, wypowiadana jednak drżącym głosem i z należytym respektem. Bo wejście na nią wcale nie musi być sielanką. O tym właśnie możecie przeczytać podczas lektury. Bo książka ta to zapis solowej wyprawy na Aconcaguę, a następnie na chilijską pustynię Atakama, przeplatany szczecińskimi wątkami autotematycznymi. To genialna powieść drogi, czy może raczej wędrówki, ze sporą dozą refleksji nad kondycją współczesnego świata i człowieka. To jest również zapis walki głównego bohatera z kapryśną górą, przeciwnościami losu i samym sobą – organizmem, umysłem, uczuciami…
W tej arcyciekawej książce liryczna egzotyka przeplata się tu sprawną prozą z blokowiskową poetyką, a fabuła czasem przywodzi na myśl rasowy thriller. Autor doprawia tę smakowitą całość dobrym alkoholem i muzyką. W efekcie otrzymujemy, my czytelnicy, wyborny, idealnie schłodzony andyjskim mrozem drink… Podczas I Wyprawy Andyjskiej w 1934 r Polacy zdobyli Aconcaguę nową, bardzo trudną drogą – przechodząc Lodowiec Polaków, nazwany tak na ich cześć. Trzy lata później podczas drugiej wyprawy zdobyli Ojos del Salado i Nevado Pissis, czyli drugi i trzeci szczyt Ameryki Południowej. Mamy tu więc duże tradycje, jednak obecnie większość rodaków wybiera „Zimną Ankę”. Dla mnie to najpiękniejsze góry świata.
Lektura pozwoli nam poznać także odpowiedź na to pytanie, dlaczego tak jest. Przekonamy się też, że książka o górach to nie musi być tylko „prężenie muskułów”, ale również piękna forma i treść. Autor wspiął się na wyżyny, tym bardziej polecam Wam do przeczytania. Możecie ją nabyć w dobrych księgarniach. Być może dojdziecie do wniosku, że to nie była wyprawa, taka jak inne. Że to opowieść bardziej o ułomności ludzkiej w obliczu zetknięcia z jednym ze szczytów Korony Ziemi. To nie jest zwykła powieść, a na pewno bliska nam, bo wszyscy mamy swoje słabości. Na czytanie dobrej książki każdy czas jest dobry… zatem zapraszam do czytania. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
Myślę że warto, dla niektórych jest to waże, przeżyć taką przygodę. Kocham góry, też bym chciała, ale wiem że nie mam szans bo nie poradziłabym sobie. Podziwiam u nich, siłę w pokonywaniu wszystkich trudności, związanych ze wspinaczka. Zawsze trzymam kciuki i życzę jak najlepiej.
Witaj, góra technicznie nie jest trudna. Wymaga jednakże odporności na braki tlenowe, no i kondycji fizycznej. Jest męka, ale takiej satysfakcji nie dało mi w życiu chyba nic… Wszak zwycięstwo nad sobą i swoją słabością jest nieocenione. By zweryfikować Twoje predyspozycje, proponuję Elbrus – to były dla mnie wrota do tego andyjskiego raju. Pozdrawiam i życzę powodzenia. No i jeszcze jeden powód, by tam pojechać – Mendoza – najpiękniejsze miasto, jakie widziałem, no i wołowina, której próżno szukać u nas…