Zaginieni z Everestu
Kontuzja nogi i przymusowe siedzenie w domu to ciężka kara, dla kogoś kto cały czas wolny spędza w podróży i w górach. Cały sierpień nie wychyliłem nosa w góry, a jedynym wytchnieniem w tym czasie są książki. Te uwielbiam czytać od małego, a że teraz mam dość pokaźną biblioteczkę górskich lektur to nadrabiam zaległości. Ostatnio wziąłem na tapetę kolejną już książkę z serii literatury górskiej w świecie o Himalajach. Jak to zazwyczaj bywa opowiadanie to dotyczy śmiertelnych przypadków bohaterów, bo takie przecież najlepiej się sprzedają i pewnie też czytają. Tragedia w górach, wypadek, burzliwe perypetie bohaterów i w końcu śmierć to gotowy projekt na bestseller. Tak jest właśnie w powieści ” Zaginieni z Everestu” autorstwa Milana Vranka wydanej przez wydawnictwo Stapis.
Książkę opatrzył posłowiem polski himalaista Janusz Majer. Jest to opowieść o czterech słowackich wspinaczach, którzy odeszli na najwyższej górze świata. Została napisana na podstawie rozmów i wspomnień, nagrań z radiotelefonów, jak również spostrzeżeń i faktów z dzienników ekspedycji oraz listów pisanych przez bohaterów, więc jest zdecydowanie oparta na ścisłych faktach. Takie lektury są najbardziej wciągające, bo wiadomo, że z życia wzięte. Czwórkę chłopaków ze Słowacji połączyła lina i jedno marzenie – dokonać w Himalajach niemożliwego. Przejść najtrudniejszą drogę na Evereście w stylu alpejskim. Dusan Becik, Peter Bozik, Jaroslav Jasko i Jozef Just byli najlepszymi słowackimi wspinaczami lat osiemdziesiątych. Dusan był dzieckiem szczęścia i urodzonym przedsiębiorcą. Świetnie odnalazłby się w czasach, które właśnie nadchodziły. Drogą Petera był uśmiech; w każdej sytuacji widział dobrą stronę…
Jaro nie bał się niczego oprócz codziennego życia. Nie widział dla siebie miejsca w społeczeństwie, tylko w górach czuł się wolny. Jozef był człowiekiem prawym i godnym zaufania, profesjonalistą w każdym calu, a przy tym mężem i ojcem dwójki dzieci. Właśnie oni są bohaterami wartkiej opowieści pana Vranka. Milan opowiada o ich ostatniej wyprawie. Przygotowaniach, jej przebiegu, akcji górskiej. Kreśli portrety jej bohaterów. Znamy zakończenie ich historii. Chłopcy nigdy nie wrócili z Everestu. 17 października 1988 roku zostali uznani za zaginionych. Nie tylko oni padli ofiarą tej tragedii…
Pogoń za marzeniami, młodość, odwaga i zbyt wcześnie przerwane życie – jakże często właśnie w górach. Jak dobrze to znamy, prawda? Zwłaszcza my Polacy. Tak wiele myśli o tym przetoczyło się przez głowy, tyle słów zostało napisanych… Wśród nich piosenka Cień wielkiej góry Budki Suflera do słów Adama Sikorskiego, której refren brzmi:
„Góry wysokie, co im z Wami walczyć każe?
Ryzyko, śmierć, te są zawsze tutaj w parze.
Największa rzecz, swego strachu mur obalić,
Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej.
Tylko czasem zamyślenie, tylko czasem zamyślenie.
Po przeczytaniu tej niezwykłej, jakże ujmującej prostotą książki o niezwykłej historii czterech słowackich alpinistów niejeden czytelnik zapewne na długo pozostanie w cichym zamyśleniu… Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję, nie będziecie zawiedzeni! Do zakupienia np. w księgarni Stapis. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor