Ćwilin, Luboń Wielki i Miejska Góra w jeden dzień

Ćwilin, Luboń Wielki i Miejska Góra w jeden dzień

 Lipiec tego roku był bardzo burzowy. Każdy prawie weekend był ozdobiony fajerwerkami na niebie. Trudno było się wybrać w góry bez ryzyka spotkania z nawałnicą. Głód gór robi swoje, więc któregoś dnia nie bacząc na nic postanowiłem zrobić sobie całodniowy wypad w Beskid Wyspowy, odwiedzając kilka szczytów jednego dnia. Od początku liczyłem się z tym, że będę musiał uciekać przed burzami i tak się też stało. Beskidy to piękne i mało odwiedzane góry, a Beskid Wyspowy to już świeci pustkami. A więc coś dla koneserów wędrówek górskich, choć w lecie jest bardzo gorąco i duszno na takich niskich wysokościach. Ale czy to ważne dla nas górołazów? Wycieczkę rozpocząłem od dojazdu do Limanowej, skąd szybko wspiąłem się na górującą nad tym miastem Miejską Górę. Wysokość niezbyt imponująca, ale na szczycie znajduje się krzyż milenijny z platformą widokową, skąd roztacza się fantastyczny widok na Beskidy. W momencie wybudowania był największym krzyżem w Polsce.

Ma on wysokość 37 metrów, pomalowany jest białą, odblaskową farbą i jest nocą oświetlony czterema reflektorami. Dzięki temu góra jest rozpoznawalna z dużych odległości również nocą. Mnie również ten nocny widok nieraz przyciągał i udało się.  Pod tarasem znajduje się kapliczka z kopią obrazu Matki Boskiej Bolesnej z limanowskiej bazyliki.  Obok krzyża znajdują się ławki i tablica z opisem panoramy widokowej, w sezonie letnim czynny jest bufet. Widoki ze szczytu Miejskiej Góry obejmują nie tylko Beskid Wyspowy, ale również Beskid Sądecki, Pieniny, Tatry. Po przejściu od krzyża kilkaset metrów szlakiem w północno-wschodnim kierunku otwiera się druga panorama widokowa na zachodnią i północną część Beskidu Wyspowego niewidoczną spod krzyża – w tamtym punkcie zasłaniają ją drzewa. Miejska Góra wznosi się ponad miastem Limanowa na wysokość 716 m n.p.m. Wraz z sąsiednią Łysą Górą, od której oddzielona jest płytką przełęczą, wchodzi w skład Pasma Łososińskiego. 

Było ciągle wczesne przedpołudnie, kiedy zbiegłem na dół i pojechałem dalej, tym razem do Jurkowa. Tutaj w planie było wyjście na widokowy szczyt – Ćwilin, drugi co do wysokości szczyt górski Beskidu Wyspowego. Nazwa góry pochodzi od niemieckiego słowa Zwilling, tzn. bliźniak (sąsiedniej Śnieżnicy), a nadali ją w XIV w. niemieccy osadnicy w Tymbarku i Jurkowie. Po wejściu do lasu, w połowie drogi złapała mnie pierwsza tego dnia burza. Schroniłem się  w zagajniku, ale stracha miałem niezłego. Siedząc tak i moknąc pod drzewami w pewnym momencie zauważyłem lisa, który chyba zaślepiony ulewą prawie wpadł mi pod nogi. Przeczekałem tak pól godziny i burza w końcu odeszła, choć długo krążyła nade mną. To naprawdę nic przyjemnego. Potem szybko już wszedłem na wierzchołek i rozłożyłem się na ławach, żeby wysuszyć rzeczy. Z drugiej strony doszła do mnie niespodziewanie grupa turystów, która też pod szczytem przeczekała burzę. Byłem na Polanie Michurowej  , zwaną też halą na Ćwilinie.

To niesamowite miejsce, słynące z pięknych zachodów słońca.  Obecnie hala w wyniku zarastania lasem jest dużo mniejsza. Nieopodal szlaku, przy kępie buków, znajduje się drewniana kapliczka z ołtarzem. Wystawiono je w 2000 r. z okazji obchodów Roku Millenijnego. W dolnej części polany, obok resztek kamiennego szałasu znajduje się niewielkie źródło wody. Właśnie na Polanie Michurowej Kazimierz Sosnowski miał wymyślić określenie „Beskid Wyspowy”. Z polany Michurowej i znajdującego się na niej szczytu Ćwilina roztaczają się rozległe widoki na wschód, południe i zachód, głównie na GorceTatry i sąsiednie wzniesienia Beskidu Wyspowego. Przy dobrej pogodzie widoczne są: Babia GóraBeskid Sądecki, oraz znajdujące się na Słowacji Magura Spiska i Wielki Chocz. Na samym szczycie Ćwilina znajdują się stół i ławy dla turystów. Stromy i rozległy stok polany Michurowej jest dobrym punktem startowym dla paralotniarzy, których można tu często spotkać.

Czas gonił, bo zrobiło się późne popołudnie, więc zeszedłem z powrotem do auta do Jurkowa i udałem sie w kierunku Rabki – Zaryte. Stwierdziłem, że zdążę zdobyć jeszcze jeden szczyt  i udało się. Na Luboń Wielki, bo o nim mowa szedłem żółtym szlakiem, tzw. Percią Borkowskiego prowadząca przez rezerwat przyrody. Jest to najtrudniejszy szlak, w obrębie rezerwatu wspinaczka po skałach, przez największe gołoborza Beskidu Wyspowego. Właśnie na  południowo-wschodnim stoku utworzono rezerwat przyrody Luboń Wielki dla ochrony jedynego w Beskidzie Wyspowym tak dużego gołoborza oraz skałek zwanych „Dziurawymi Turniami” i jaskini. Ze szczytem Lubonia także związane jest wiele legend i opowieści ludowych. Na szczycie znajduje się nieduże schronisko PTTK , radiowo-telewizyjna stacja nadawcza, punkt meteorologiczny, ławki i stoły dla turystów. Wybudowane w 1931 r. schronisko jest jedynym górskim schroniskiem w całym Beskidzie Wyspowym.

Widoczna z daleka sylwetka przekaźnika pozwala na bezbłędne rozpoznanie tej góry. Przekaźnik został wybudowany w 1961 r. w celu umożliwienia transmisji mistrzostw świata FIS w Zakopanem. Ze szczytu rozlega się panorama na północ i zachód, zwłaszcza doskonale widać stąd Babią Górę, która z daleka wygląda jak stożek wulkanu. Tego dnia mogłem podziwiać także zbliżający się zachód słońca, mimo trochę zamglonej pogody. Niestety kolejna burza zmusiła mnie do przerwania oglądania spektaklu, gdyż chciałem zdążyć przed burzą i zmrokiem zejść do auta. Udało mi się tego dokonać, choć po drodze znowu wystraszył mnie mieszkaniec lasu, tym razem olbrzymi jeleń, który wszedł niespodziewanie prosto na szlak. Plan minimum jaki sobie założyłem został wykonany, samotna wędrówka bardzo mi pasowała tego dnia, turystów prawie nie spotykałem, rzec można byłem sam na sam z naturą. Schodziłem sąsiednim szlakiem – zielonym.

Ćwilin i Luboń zdobyłem po raz kolejny, ale za pierwszym razem widziałem tylko mgłę. Więc warto było wrócić, nawet w tak niepewną pogodę. Czasami można wiele osiągnąć wbrew przeciwnościom losu, tylko trzeba odważyć się wyjść z domu. Spędziłem w górach wiele godzin, przeszedłem wiele kilometrów beskidzkich szlaków, zmokłem, wyschnąłem, podziwiałem widoki, obcowałem sam na sam z przyrodą, delektowałem się wędrówką, w ciszy odnalazłem ducha gór…stałem się częścią tego magicznego górskiego świata, musiałem więc szczęśliwy powrócić do domu, ale w moje góry będę powracał zawsze i stale, póki sił starczy! Zapraszam na koniec do obejrzenia fotorelacji z wyprawy. Oby do następnego razu, z górskim pozdrowieniem 

                                                                                        Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

  1. Mati

    My w maju byliśmy w Beskidzie Wyspowym. Trasa z Limanowej na Jaworz. W swojej wędrówce może minęliśmy 4 osoby. Faktycznie Beskid Wyspowy nie należy do popularnych, a szkoda.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »