Pasmo Klimczoka, Równicy i Czantorii w 48 godzin

Pasmo Klimczoka, Równicy i Czantorii w 48 godzin

Rok temu odwiedziłem dużą część Beskidu Śląskiego, zwiedzając całe pasmo Baraniej Góry, z najwyższym szczytem tych gór – Skrzycznem. Odbywało się to w ramach tygodniowego wędrowania z plecakiem przez Beskidy. Poczytać o tym możecie tutaj. Korzystając z wrześniowego urlopu postanowiłem powrócić w te góry,  żeby przejść resztę, czyli pasmo Klimczoka, Równicy i Czantorii. Beskid Śląski jest najbardziej wysunięty na zachód z pasm karpackich, pasmo to jest bardzo dobrze zagospodarowane turystycznie, schronisk jest tutaj cała masa, więc nie było problemu z wytyczeniem trasy. Największym kłopotem był sam dojazd do Bielska – Białej, (choć dojazd na PKS Bielsko-Biała oferuje Sindbad), zeszło mi z tym aż 7 godzin! Po przyjeździe, komunikacją miejską bezpośrednio spod dworca dotarłem do dzielnicy Olszówka, skąd wreszcie mogłem wyruszyć na szlak.

Największym problemem było zarzucenie na plecy ciężkiego plecaka, w którym musiałem zmieścić cały dobytek na trzy dni wędrowania. Była już 16h jak wszedłem na czerwony szlak prowadzący do schroniska na Szyndzielni. Najgorsze były pierwsze kilometry, później ramiona i plecy przyzwyczaiły się do ciężaru plecaka. Rozpocząłem swój sentymentalny  powrót do miejsc, w których byłem wczesną młodością, tak dawno, że nic praktycznie nie pamiętałem z tych miejsc, gdzie przechodziłem. A było to 20 lat temu jak pierwszy raz zaliczałem część pasma Klimczoka. Pierwsze było schronisko na Szyndzielni, piękny obiekt, który trochę przypomniał mi się z zakamarków pamięci. Przy schronisku warto zobaczyć coś, czego nie znajdziecie gdzie indziej. Chodzi o alpinarium, które zachwyci na pewno nie tylko botaników. Następnie zdobyłem szczyt Szyndzielni, prawie niezauważalny w terenie, by zejść na siodło pod Klimczokiem, a stamtąd zatrzymać się na chwilę w schronisku pod Klimczokiem.

Stąd już bliziutko miałem na szczyt Klimczoka, gdzie można zobaczyć fantastyczne panoramy Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Małego, Tatr, a także Śląska. Zwłaszcza widok ząbków Taterek między Babią Górą, a Pilskiem należy do smakowitych kąsków. Na szczycie jakiś pasjonat urządził mini ogród z przesłaniem patriotyczno – górskim. Miejsce jest bardzo urokliwe, spotkałem tam miejscowego pasjonata gór, który opowiedział mi trochę o tym miejscu. Ani się nie spostrzegłem jak minęła 19 godzina, a chciałem dojść na nocleg na Błatnią, na skraj pasma Klimczoka. Jako, że było tam niedaleko założyłem czołówkę na głowę i ruszyłem przez ciemny las. Samotna wędrówka w takich warunkach dostarcza pewnych, innych niż górskie emocji.

Na otwartym terenie było jeszcze widno i mogłem podziwiać z rozległych polan rozlewający się pomarańczową łuną zachód słońca, oraz wierzchołek Skrzycznego, z charakterystycznym, z daleka widocznym świecącym masztem. To był mój punkt odniesienia na mej drodze, a pokonywałem kolejne wzniesienia, tj.Trzy Kopce, Stołów, a między nimi uroczą Polanę Horodowską. Zacząłem się już martwić kiedy dotrę do bezpiecznej przystani, gdy w końcu znalazłem się na Polanie Błatnej. To fantastyczne miejsce, o niezwykłych walorach widokowych w dzień i w nocy! Mi było dane tą wieczorową porą oglądać niezliczone światełka wielkiego miasta, jakim jest Bielsko – Biała i wiele innych światełek okolicznych miast i wiosek.

Na polanie jest takie miejsce, gdzie są studnie skąd schronisko na Błatniej czepie wodę, z daleka wygląda to jak bunkier, w nocnej scenerii zrobiło to na mnie duże wrażenie. Już myślałem, że mnie wilki zjedzą w na tym pustkowiu,gdy w końcu zobaczyłem światełka schroniska. Była 20 godzina, muszę przyznać, że poczułem się jakbym odnalazł azyl w tej nocnej krainie. Na domiar złego nie mogłem się jeszcze dodzwonić tutaj i powiadomić, że przychodzę na nocleg. Gospodyni tego miejsca poinformowała mnie, że jestem jedynym gościem tej nocy i dała mi najlepszy pokój. Poczułem się wyjątkowo, jak to dobrze chodzić po pustych od turystów górach, jaka to różnica jak nie trzeba iść gęsiego jak na Giewont, czy wspinać się w tłumie turystów na Orlej Perci, albo uważać jak na Rysach, żeby nie potknąć się o czyjąś nogę.

Już nie mówię nawet o nocowaniu w Tatrach, w Murowańcu, gdzie zawsze nie ma miejsc, czy „Piątce”, gdzie nieraz trzeba spać na podłodze w toalecie, albo przed schroniskiem. Tu miałem komfort i mogłem się wyspać w komfortowych warunkach. Gosposia, Pani Owczarz, co za zbieg okoliczności…jest bardzo pogadaną osobą, więc do późna słuchałem jednak jej opowieści o schroniskowym życiu. Historia jej pracy tam jest bardzo zajmująca, szkoda, że gospodarze już kończą swą służbę na Błatniej. Bo prowadzenie schroniska o prawdziwa misja i trzeba po prostu kochać góry. Rano nie pospałem długo, bo czekał mnie najdłuższy odcinek wycieczki. Najpierw wybiegłem sobie z powrotem na polanę nad schroniskiem, żeby podziwiać poranne panoramy z tego miejsca.

Niestety poranne mgły i zamglenia trochę psuły widoczność. Wyruszyłem więc dalej zielonym szlakiem schodząc do Brennej. Po drodze minąłem ranczo, gdzie także udzielają noclegów oraz można pojeździć konno.  Stamtąd ruszyłem dalej w pasmo Równicy. To najniższe pasmo Beskidu Śląskiego, ale równie widokowe. Już po niecałych dwóch godzinach znalazłem się na najwyższym szczycie tego pasma – Równicy, gdzie już bardzo blisko było do schroniska pod szczytem. To cudowne miejsce, skąd pięknie widać dolinę Wisły i Pogórze Śląskie. Miejsce to upodobali sobie chyba okoliczni mieszkańcy, którzy tłumnie oblegają to miejsce wraz z turystami zwłaszcza z pobliskiego Śląska. Powyżej schroniska znajduje się jeszcze ładna, nowa karczma, która też przyciąga wypoczywających w tym rejonie Polski. Posiliłem się nieco przedpołudniową kawą i orzeźwiłem małym piwem z miętą- specjalnością tego przybytku i musiałem zejść na dół, tym razem do Ustronia – Polany.

Było wczesne popołudnie, więc miałem wciąż mnóstwo czasu, żeby zagłębić się w kolejne pasmo tych gór- pasmo Czantorii. Wspinałem się żmudnie czerwonym szlakiem, który zaczyna się niedaleko, w Ustroniu – Zdroju,  jako początek całego Głównego Szlaku Beskidzkiego im.Kazimierza Sosnowskiego. Przy powrocie do domu zajrzałem tam, żeby zrobić pamiątkową fotkę w tamtym miejscu. Początkowo na szczyt idzie się w pobliżu kolejki krzesełkowej, których zresztą w Beskidzie Śląskim jest pełno, można wyjechać też na Skrzyczne, Szyndzielnię, Stożek czy Soszów. Przy górnej stacji znajduje się miejsce niezwykłe, jeśli chodzi o góry, a mianowicie sokolarnię, gdzie można obejrzeć wiele osobników tych pięknych ptaków.

Z miejsca tego rozciąga się rewelacyjna panorama doliny Wisły, z uzdrowiskami jak Ustroń, Wisła. Szczególnie wtopione w przyrodę, piramidalne budynki uzdrowiskowe Ustronia – Zdroju z dzielnicy Zawodzie Górne prezentują się niezwykle ciekawie. Mnie jednak ciągneło na sam szczyt Czantorii Wielkiej, który znajduje się już na granicy polsko – czeskiej. Tak się złożyło, że pierwszy raz miałem okazję zobaczyć czeskie góry. A wszystko dzięki niesamowitej wieży widokowej, którą wybudowali tu nasi bracia – Czesi. Takiego kolosa to jeszcze nie widziałem, mimo tego, że na paru wieżach już byłem w Polsce i na Słowacji. Widoki oczywiście na wszystkie strony świata, jedyny mankament to taki, że wstęp jest płatny 5 zł.

Natomiast prawdziwą rewelacją jest to, że na szczycie wieży, na każdej stronie świata są tabliczki z opisami widocznych szczytów, tego nigdzie nie spotkałem. Dzięki panoramom znalazłem sobie nowe cele górskie, gdyż bardzo spodobał mi się widoczny po czeskiej stronie Beskid Śląsko – Morawski. Na szczycie oprócz tego są wiaty i bufet. Jako, że czas ciągle miałem dobry postanowiłem trochę zboczyć i zajrzeć do czeskiego schroniska pod Czantorią. Przyznam się, że spróbowałem tam czeskiego piwa pierwszy raz  życiu i bardzo mi posmakowało. W ogóle wiele było tych pierwszych razów w czasie tej wędrówki. Pora było ruszać jednak dalej. Po bardzo stromym zejściu granicznym szlakiem, który miał mnie dalej prowadzić na przełęcz Beskidek musiałem znowu się wspinać, tym razem na Soszów Mały i Soszów Wielki.

Po drodze minąłem małą stację turystyczną Światowid i doszedłem do schroniska pod Soszowem Wielkim. Nieopodal jest kolejny wyciąg, który bardziej jest jednak nastawiony na turystykę  narciarską. Schronisko to ma super klimat, mimo istnienia od 80 lat pozostaję  wciąż w rękach drugich dopiero właścicieli. Rodzina z pokolenia na pokolenia prowadzi to schronisko, czyż to nie piękne? Powyżej znajduje się szczyt Soszowa, który znowu obdarza nas cudowną panoramą, ciężko wyrokować skąd widoki są najlepsze. Ten miał tę przewagę, że zobaczyłem z niego cała trasę, którą wcześniej przeszedłem, a więc pasma Klimczoka, Równicy i Czantorii. Dalsza wycieczka biegła przez Cieślar i Mały Stożek na Wielkiego Stożka, gdzie poniżej stoi położone tuż pod szczytem schronisko PTTK.

Tutaj miał być mój kolejny nocleg. Tym razem nocowało ze mną kilku turystów, więc było z kim pogadać i wymienić się doświadczeniami górskimi. Przy okazji pozdrawiam uroczą parę z Warszawy, z którą tak miło się gadało. Prognozy pogodowe na kolejne dni zapowiadały się bardzo źle, więc rano postanowiłem zejść na dół i pozwiedzać uzdrowiska. Tak więc rano zszedłem najkrótsza trasą, doliną Łabajową do Wisły. Plan został wykonany, trzy pasma Beskidu Śląskiego zaliczone, więc całe te góry mogę  zaliczyć do poznanych w pełni. Prognozy się sprawdziły, punktualnie o 11h zaczął padać deszcz i tak miało być przez kolejne 48h. Odwiedziłem jeszcze muzeum Małysza z jego trofeami oraz tablicę, gdzie rozpoczyna się Główny Szlak Beskidzki i przez Skoczów i Bielsko – Białą wróciłem do domu. Graficzny obraz mej eskapady znajdziecie tu. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji. A kto chce niech wróci do opowieści sprzed roku z przejścia pasma Baraniej Góry ze Skrzycznem.

Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

5 komentarzy

  1. Dominik

    Pozdrowienia od spotkanego pod Czantorią rowerzysty. 🙂

    Odpowiedz
  2. Sławek

    pozdrawia pasjonat z Bielska spotkany na Klimczoku ok 19tej

    Odpowiedz
  3. Jakub i Jola

    Marku, dziękujemy serdecznie za pozdrowienia. Miło było Cię poznać, nie każdego dnia spotyka się takich ludzi. Myślę, że miesiąc czasu wspólnej wędrówki, byłoby za mało na Twoje opowiadania.

    My rano, po pożegnaniu z Tobą na Stożku, kontynuowaliśmy naszą przygodę z Głównym Szlakiem Beskidzkim. Dokładnie o 11, gdy byliśmy w Kubalonce, zaczęło padać i padało tak bez przerwy do 18. W Schronisku na Przysłopie byliśmy już przemoknięci i z średnimi humorami ze względu na bardzo słabą widoczność. I zostalibyśmy już tam pewnie na noc, gdyby nie plan który miałem na ten dzień do zrealizowania. Postanowiłem więc, że pójdziemy dalej…, i tak o godz. 15.10 oświadczyłem się Joli na szczycie wieży widokowej na Baraniej Górze:) Mgła była taka, że nie dość że nie było widać żadnego szczytu wokół, to nawet nie było widać samej Baraniej Góry;D Miało to swój urok, bo czuliśmy się jak w chmurach, tylko ja, Jola i nic więcej. Po chwili wzruszenia, ostrożnie zeszliśmy z wieży i ruszyliśmy w stronę Węgierskiej Górki. Mimo ciągłego deszczu szło już się nam wyjątkowo lekko i z uśmiechami na twarzach. Przez 3 godziny schodzenia nie spotkaliśmy żadnej żywej duszy. Na miejscu, zmoczeni do suchej nitki, poszliśmy na kolację, oczywiście z grzanym winem. Na spokojnie mogliśmy powymieniać się wrażeniami z mijającego dnia. Nocleg znaleźliśmy dopiero jak zaczął zapadać zmrok. Po kilku nocach w schroniskach (czasem z zimną wodą) pokój z łazienką za 35zł był dla nas jak najlepszy apartament.

    Tak więc jak widzisz pewnie ten dzień będziemy pamiętać do końca życia. Mamy nadzieję że spotkamy się jeszcze kiedyś na szlaku, życzymy wszystkiego dobrego w Nowym Roku i co najmniej 41 dni w górach;)

    Odpowiedz
  4. kefir

    Przyjemne są te kapuściane beskidy.

    Odpowiedz
  5. Kasia

    Piękne zdjęcia i ciekawe opisy. Świetnie się to czyta Panie Marku. Też jestem pasjonatką turystyki górskiej i chętnie biorę też swoje dzieci tam gdzie jest dla nich bezpiecznie. Pozdrawiam.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »