Akcja ratunkowa na Bukowym Berdzie
Wszyscy pewnie już słyszeli o zakrojonej na szeroką skalę akcji ratunkowej w Bieszczadach. Zebrałem tutaj trochę informacji, chaotycznie podawanych wczoraj przez cały dzień przez media. Wczoraj w godzinach rannych grupa młodzieży z instruktorami z obozu przetrwania z Wrocławia wezwali na pomoc GOPR. Młodzi ludzi postanowili wyjść na szczyt Bukowego Berda i rozbić tam obóz w ramach swojego survivalu. Byli dobrze przygotowani sprzętowo, ale nie wzięli pod uwagę najważniejszej sprawy, tj. warunków pogodowych. Ratownicy GOPR dwukrotnie odradzali tej grupie wyjście w góry i namawiali do zaniechania tej akcji górskiej w obecnych na ten czas warunkach pogodowych. Niestety młodzież wyszła w góry i rozbiła namioty na grzbiecie Bukowego Berda. W tym czasie na szczycie leżało około pół metra śniegu, a temperatura wynosiła -7 st. C. W nocy warunki pogorszyły się diametralnie. Zerwał się wiatr, wiejący z prędkością w porywach do 100 km/h. Pojawił się świeży znaczny opad śniegu, a zamieć śnieżna porobiła 1,5 metrowe zaspy. Rano widoczność spadła praktycznie do zera, u kilku osób pojawiły się symptomy odmrożeń.
Zdecydowano o wezwaniu pomocy. Dramatyczna akcja rozpoczęła się po godzinie 9 rano. I to była właściwa decyzja, bo nie wiadomo, jakby zakończyła się ta wyprawa. W akcji ratunkowej wzięli udział ratownicy GOPR z Ustrzyk, Cisnej i Sanoka, pracownicy Straży Granicznej oraz Lasów Państwowych. Młodzież utkwiła na grani na wysokości około 1200 m. W trakcie akcji rozpętała się kolejna burza śnieżna. Ratownicy dopiero około południa dotarli do poszkodowanych. Mimo podania namiarów GPS ciężko było odnaleźć przysypany obóz. Sprowadzono ich do wsi Muczne, gdzie znaleźli schronienie. Większość uczestników była w stanie iść o własnych siłach , poniżej grani czekały też skutery śnieżne.
Z powodu złych warunków w akcji nie mógł uczestniczyć śmigłowiec. Dwójka uczestników survivalu musiała zostać zwieziona w toboganach, gdyż nie była wstanie schodzić o własnych siłach. Trzem poszkodowanym musiano udzielić pomocy medycznej, a jeden został hospitalizowany. 16-letni chłopak przewieziony został do szpitala w Ustrzykach Dolnych. Jest wyziębiony, odwodniony i ma odmrożenia obu stóp. Wszystko skończyło się więc w miarę dobrze, ale gdyby warunki się pogarszały i przeszkodziły ratownikom w szybkim dotarciu do celu mogło być różnie. Dlaczego młodzi ludzie poszli ryzykować życie? A może nie zdawali sobie sprawy ze zmienności pogody w górach i zagrożeń z tym związanych! Podobno tak sami odpowiedzieli na to pytanie…
Dlaczego młodzież wybrała się w góry i rozbiła obóz w rejonie zagrożenia lawinowego?
– Z tego, co usłyszałem, miał to być egzamin dla tej szkoły przetrwania. – skwitował naczelnik GOPR.
Młodzieży po szczęśliwym zakończeniu przygody dopisywały humory, co było widać w telewizji, ale opiekun obozu przetrwania został zatrzymany przez policję. Czy tej całej akcji nie towarzyszył zbyt duży szum medialny, tego nie wiem, nie mnie to oceniać. Wiem jedno, w zimie wszędzie może być niebezpiecznie, nawet w Bieszczadach. Silny wiatr i mróz oraz niskie chmury i mgła, mogą okazać się śmiertelną pułapką. Więc uważajcie na siebie…Tutaj obejrzycie też film z akcji nakręcony przez goprowców.
Marcogor
GOPR-owcy dwukrotnie odradzali wyjście w góry czyli warunki pogodowe były znane. Taki obóz można w takich warunkach rozbić „w ogródku koło domu”.Nie wszyscy byli należycie wyposażeni. Nie przetrwali…
Dziękujmy Bogu za Goprowców!
A takie sytuacje były, są i będą. Można mieć jedynie nadzieję, że ci młodzi ludzie zmądrzeli i kolejny raz nie zafundują – sobie i innym, którzy narażali dla nich zdrowie i życie – takich doznań.
Egzamin zdali Ci którzy będąc w dobrej kondycji zdecydowali się przerwać obóz w trosce o kolegów….
„nie zdawali sobie sprawy ze zmienności pogody w górach i zagrożeń z tym związanych! „
Soniu! Z wypowiedzi goprowców nie wynika, by „przetrwalnicy” zmądrzeli. Zreszta gdyby nawet chcieli, to obecna akcja ich „mądrych” rodziców im w tym przeszkodzi. Rodzice plota 3po3 zeby uniknąc opłat za akcję, a młodziaki się pompują przeświadczeniem, że wszystko było ok i – cytuję – „daliby sobie rade i tak”.
Z jednej strony rozumiem pokonywanie własnych słabości, chęć sięgnięcia jeszcze dalej. Ale też bardzo smutne jest jak bardzo ludzie nie doceniają gór i natury… Uwielbiam zdobywać górskie szczyty ale nigdy kosztem zdrowia!
Marku, wielokrotnie realizując tzw „zboczenia” w Tatrach mogleś być w podobnej sytuacji- załamanie pogody, nieznajomośc miejsca i trasy- a ryzykowałeś i podejmowałeś takie wyprawy. Miałeś szczęście, uczestnicy szkoły przetrwania niestety nie.Kuba Terakowski wielokrotnie organizuje zimaki, może nie takie ekstremalne ale różnie się też zdarzało.
Bardzo łatwo jest bić leżącego czy kogoś kto jest bezradny wobec komentarzy dziennikarskich.
A wielokrotnie podkreślałem, że gdyby nie tacy ludzie jak ci z Bukowego Berda to nie byłoby homo sapiens, siedzielibyśmy dalej na drzewach. Przecież bezpiecznie i bez ryzyka.
Leszku ja wyraźnie napisałem, że nie mi oceniać całą sytuację! Ja zebrałem tylko w jednym miejscu suche fakty i je przedstawiłem, każdy ma własne zdanie w tym temacie…moje zboczenia jak to ładnie nazwałeś odbywam latem ,w zimie nigdy bym aż tak nie ryzykował, ja się boje nawet lawinowej jedynki…! 😀
Niestety kłania się po raz kolejny zasada, że w góry, oprócz sprzętu, przede wszystkim trzeba brać rozum i rozwagę… ;]
Nie rozumiem takiego braku pokory… Jesli GOPR dwa razy ostrzega i odradza przed wysciem w góry ? Co Ci pozal sie Boze „instruktorzy” sobie mysleli ??? Przeraza mnie taka ignorancja…
Nie oceniałbym pochopnie .
Czasami, kiedy warunki pogodowe nagle się załamują i nic nie widać na metr. Nerwy mogą puścić. Widziałem, co zostało z namiotu, który służył im za ochronę. Pozostały tylko strzępy.
Zatem czasami z pokora trzeba się przyznać, że lepiej było następnym razem. 🙂
Pozdrawiam!