Długi weekend w Dolinie Prosieckiej i Kwaczańskiej
Trzeci dzień naszej eskapady przez Góry Choczańskie rozpoczął się niestety od pakowania. Pora było ruszyć w drogę powrotną, ale nie od razu. Naszym celem na ten dzień było zwiedzenie dwóch znanych słowackich dolin, leżących w tych górach – Prosieckiej i Kwaczańskiej, które miały podobno przypominać Słowacki Raj. Podjechaliśmy więc do miejscowości Prosiek, gdzie jest wejście do Doliny Prosieckiej. Doliną tą prowadzi ścieżka dydaktyczno-przyrodnicza (słow. Náučný chodnik »Prosiecka a Kvačianska dolina«), zaznajamiająca z najbardziej charakterystycznymi zjawiskami przyrodniczymi tego rejonu Gór Choczańskich (jej ciąg dalszy biegnie przez Svorad do Wielkiego Borowego i wzdłuż Doliny Kwaczańskiej schodzi do Kwaczan). Dolina została wycięta w wapieniach i dolomitach płaszczowiny choczańskiej. Ma charakter typowego przełomu antecedentnego, a jednocześnie jest klasycznym przykładem doliny krasowej z okresowym przepływem wody, z podziemnymi ciekami wodnymi, wywierzyskami, bogatą rzeźbą krasową itp.
Dolną, wylotową część doliny tworzy głęboka, otoczona pionowymi skałami i wąska na kilka metrów gardziel, zwana Wrotami. Jej dno, przy wyższych stanach wód na całej szerokości, zajmuje potok Prosieczanka. Tuż powyżej gardzieli znajduje się Vyvieranisko – główne wywierzysko Prosieckiego potoku. Wyżej dolina się rozszerza, a stoki stają się łagodniejsze. Ta część doliny, długości ok. 2 km, zwie się Półgórą (słow. Polhora) i jest zwykle bezwodna. Jej dno zasłane jest w większości skalnym gruzem, a na zboczach zwracają uwagę oryginalnie ukształtowane formy skalne, noszące nazwy: „Janosik”, „Niedźwiedź”, „Wielbłąd” czy „Sowa”. Na wysokości ok. 820 m n.p.m., w miejscu zwanym Vidová, w osi doliny wyrasta wzniesienie Kubín (1000 m n.p.m.) z wysoką na 150 m skałą zwaną Sokołem (słow. Sokol). Tu dolina rozwidla się na dwie gałęzie. Przejście nie zajęło nam zbyt wiele czasu mimo kilku miejsc ze sztucznymi ułatwieniami w postaci drabinek czy łańcuchów.
Niestety była susza i niski stan wód spowodował, że ładne kiedyś wodospady wyschły w tym największy wodospad Czerwone Piaski w lewej odnodze. Z doliny wyszliśmy prawą odnogą na widokowy płaskowyż Sworad, skąd można było podziwiać panoramę Wielkiego Chocza. Zeszliśmy następnie do wioski Wielkie Borowe, a stamtąd skręciliśmy do Doliny Borowianki, która jest odnogą Doliny Kwaczańskiej. W dolnej części doliny Borovianka podcięła wapienne zbocza Haja i Czarnej Hory, w wielu miejscach tworząc strome wapienne ściany i turnie. Na jednej z nich, tuż przy szlaku turystycznym, zamontowano betonowy krzyż. W miejscu połączenia tychże znajduje się malowniczy wodospad Roztocki, a nieopodal najbardziej ciekawy według mnie punkt naszej trasy, czyli Obłazy. Znajduje się tu kompleks zabudowań dwóch dawnych młynów wodnych, wzniesionych w I połowie XIX w., chroniony obecnie jako jeden z cenniejszych zabytków techniki w tej części Słowacji.
Sama Dolina Kwaczańska stanowi granicę między Górami Choczańskimi (na zachodzie) a Tatrami Zachodnimi (na wschodzie). Dalsze przejście tą doliną jest niestety dość monotonne, gdyż prawie cały czas idzie się dnem doliny i brakuje widoków na urwiste ściany. A tam gdzie szlak się wznosi, tam drzewa ograniczają widoczność. Dopiero po wyjściu z doliny na kwiecistą łąkę z widokami na Tatry Zachodnie z gniazdem Siwego Wierchu znowu poczuliśmy przypływ pozytywnej górskiej energii. Łąkami tymi za żółtymi znaczkami dochodzi się z powrotem na parking przy ujściu Doliny Prosiecznej. Trzeba tylko bardzo uważać pod nogi, bo lubią tutaj wygrzewać się w słońcu na kamieniach żmije. O mały włos kilka razy nie weszliśmy im na głowę! Z parkingu rozpoczął się najsmutniejszy etap naszej weekendowej przygody, czyli powrót do domu.
Przejazd trasą Liptowski Mikulasz – Poprad należy jednak do przyjemnych, a boskie widoki na Tatry wynagradzają wszystkie niewygody. Oczywiście nie mogło się obyć bez kilku przystanków i fotografowania panoram tatrzańskich. Na wieczór byliśmy już w domu, w Polsce. Tak zakończyła się nasza trzydniowa wyprawa w Góry Choczańskie. Naprawdę warto czasem oderwać się od znanych i ciągle powtarzanych wycieczek w najbardziej popularne rejony górskie w Polsce i odkryć coś nowego, choćby w pobliskiej Słowacji. Wszystko tam sprzyja turystom, bo ten kraj żyje z turystyki. A wycieczki w dobrym towarzystwie, ludzi podobnie jak ja pozytywnie zakręconych górami – Amelki i Arasha też smakują lepiej. Zapraszam na koniec do fotogalerii z ostatniego dnia naszego wypadu. A tutaj znajdziecie opis pierwszych dni wędrówki przez Góry Choczańskie.
Marcogor