
Katastrofa awionetki na Babiej Górze

W rejonie Babiej Góry, na wysokości 1500 m n.p.m. rozbił się mały samolot. Zginęły trzy osoby. Samolot leciał z Poznania do Bratysławy. To nie pierwszy taki wypadek w tym rejonie. W 1969 r. blisko szczytu Policy zginęło 55 osób. Naczelnik grupy beskidzkiej GOPR Jerzy Siodłak powiedział, że do wypadku doszło w niedostępnym rejonie Babiej Góry, tzw. żlebie Poszukiwaczy Skarbów. To przy szlaku przez Akademicką Perć na Babią Górę. Aby tam dotrzeć, trzeba samochodami terenowymi dojechać w okolice schroniska na Markowych Szczawinach, a później iść pieszo. Goprowcy na miejsce doprowadzili policjantów i prokuratorów. W drodze są także przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Dopiero po oględzinach miejsca katastrofy będzie można zwieźć ciała ofiar do doliny.
Samolot Piper 34 wyleciał z poznańskiego lotniska Ławica o godzinie 6.30. Na pokładzie był pilot i dwóch pasażerów, w tym biznesmen z Poznania. Jak poinformował nas Patryk Pudełko, ratownik dyżurny beskidzkiej grupy GOPR, w rejonie wypadku nie było turystów. Poszukiwania trwały od godziny 10.30, kiedy zaginięcie samolotu zgłosiła kontroler ruchu lotniczego z Bratysławy. Maszyna planowo miała wylądować w stolicy Słowacji o 8.11. Najpierw poszukiwania prowadziła lotnicza służba poszukiwania i ratownictwa. Po około trzech godzinach do akcji poszukiwawczej włączono ratowników GOPR-u. Niedługo potem odnaleźli oni szczątki maszyny i zwłoki.
– Wszystko było totalnie zwęglone, nie byliśmy w stanie rozpoznać numerów seryjnych, a tym samym ustalić właściciela samolotu. Znaleźliśmy trzy zwęglone ciała – powiedział Pudełko.
źródło: gazetakrakowska.pl