Zimowo nad Łomnicki Staw
Po wielu tygodniach srogiej zimy, mroźnej i lawinowej w górach z powodu olbrzymich mas sniegu, w końcu zawitała na niziny długo wyczekiwana wiosna, a na pewno przedwiośnie. Korzystając z pierwszego ciepłego weekendu marca wybrałem się z dwójką kumpli – Danielem i Sławkiem na górski spacer po Tatrach, aby zobaczyć na własne oczy tę wielką zimę w górach. Postanowiliśmy udać się nad Łomnicki Staw w słowackich Tatrach Wysokich, żeby przy okazji obejrzeć narciarzy w akcji. W trakcie wycieczki zobaczyliśmy także helikopter w akcji i ratowników Horskiej Służby, którzy udzielali pomocy poszkodowanemu turyście i przyziemiali nad Łomnickim Stawem. Pierwszy raz miałem okazję obejrzeć akcję ratunkową tak z bliska. Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy w Starym Smokowcu, skąd spacerową trasą podeszliśmy na Hrebieniok. Tutaj w pełni już mogliśmy podziwiać panoramę Łomnickiego szczytu i masyw Sławkowskiego szczytu.
Dalsza trasa nie była już taka łatwa i przyjemna, gdyż szlaki pokryła cienka warstwa lodu i miejscami było bardzo trudno utrzymać się na nogach. Dojście do schroniska Zamkowskiego poszło w miarę szybko i wprawnie. Przy chacie czekały miłe niespodzianki – lodowe igloo, mające nawet szybkę z lodu i ścianka lodowa zrobiona sztucznie przy drzewie, na potrzeby treningowe wspinaczy. Kolejnym etapem naszej trasy było przejście magistralą tatrzańską nad Łomnicki staw. Po wyjściu z lasu, przy widokowej wiacie mogliśmy delektować sie wspaniałą panoramą grani Sławkowskiego szczytu, Hrebienioka, podtatrzańskich miejscowości i w oddali łańcucha Niżnych Tatr. Przed nami było jednak przejście pod grzbietem opadającym z Łomnickiej Baszty. Szlak przecinający Łomnicki grzebień okazał sie miejscami bardzo stromy i trudny do przejścia w warunkach zimowych, zwłaszcza jak się nie posiada raków!
Udało się, ale spociłem się przy tym jak nigdy, głównie z emocji, bo trudności kondycyjnych tutaj nie było. Do tego pojawił się przed nami śmigłowiec Horskiej Służby, który najwyraźniej szukał kogoś i w końcu wysadził jednego z ratowników poniżej naszej drogi. A więc to tu przed nami ktoś pojechał na dół! Nie było mi do śmiechu, spociłem się jeszcze bardziej, obiecałem sobie, że nigdy nawet na niby łatwą, spacerową trasę nie wybiorę się bez sprzętu zimowego. Zima całkowicie zmienia skalę trudności szlaków, a nikt nie przewidzi, jakie będą warunki na trasie, w tym dniu pojawiła się lodoszreń, która zdecydowanie utrudniła wędrówkę. Jak zawsze, mądry Polak po szkodzie, można było to przewidzieć po ostatnim ociepleniu. W końcu doszliśmy do zabudowań przy Łomnickim Stawie. Schronisko Łomnickie zasypane po dach, a nartostrada pełna ludzi zakochanych w białym szaleńsywie.
Teren wokól stacji kolejki został dokładnie zaludniony, że ciężko było zrobić fotkę gór bez ludzi. Tu spotkała nas kolejna przygoda, oto nadleciał helikopter z rannym turystą przypiętym na linie do ratownika i przyziemił na naszych oczach, żeby wsadzić rannego do środka i odlecieć dopiero do szpitala. Próbowaliśmy wyjechac jeszcze kolejką na Łomnicką przełęcz, skąd roztacza się niezwykła panorama, ale okazało się, że bez nart nie wpuszczają. Koledzy pozwiedzali więc okolicę, bo byli tu pierwszy raz, długo patrzyli za kolejką, która wywoziła turystów na Łomnicki szczyt, a ja stwierdziłem, że Łomnickiego Stawu już nie ma, i to nie dlatego, że jest pod śniegiem, ale z powodu wycieknięcia wody z niecki stawu. Gleba tutaj jest taka, że łatwo przesiąka przez podłoże woda i staw kurczy się z roku na rok. Może po letnich opadach znowu się pojawi.
Trochę czasu zajęło nam debatowanie nam możliwościami zejścia w dół, po stwierdzeniu, że zjazd kolejką na dół kosztuje 10 euro wykluczyliśmy taką opcje, szlak na dół zasypany, więc pozostało nam tylko schodzenie prosto w dół skrajem nartostrady, choć ta trasa była też mocno sliska i zaliczyłem kilka upadków. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a po drodze mogliśmy podziwiać pędzących narciarzy i snowbordzistów. Nie mogłem wyjść z podziwu, że takie małe dzieci jeżdzą tu na trudnej przecież trasie! Po zejściu do stacji Start zobaczyłem w dole zbiornik, który wybudowano na potrzeby naśnieżania tras narciarskich. Nie miałem pojęcia, że zajmuje taką powierzchnię. Po dotarciu do Tatrzańskiej Łomnicy pozostało jeszcze dojechać jakoś do auta na parkingu w Smokowcu. Pomogła w tym popularna ” elektricka „, czyli TEŻ. Znowu koledzy mieli frajdę, gdyż mogli pierwszy raz w życiu się nią przejechać. I tak zakończyła się nasza zimowa przygoda tatrzańska. Zapraszam do fotorelacji.
Marcogor