Walentynki w schronisku Roztoka połączone ze spacerem na Rusinową Polanę i Wiktorówki
W lutym 2009 roku wpadłem na pomysł, żeby zebrać całą naszą miejscową ekipę górołazów i wyjechać wspólnie na weekend w Tatry. Postanowiłem zrealizować ten plan w dzień św.Walentego. To miało więc być zarazem spotkanie zakochanych w górach ludzi, we własnym gronie, z górami. Zima tego pamiętnego roku była taka, że hej…śniegu nigdzie nie brakowało, a w Tatrach pokrywa śnieżna nawet w dolinach miała metr grubości. Chciałem na własne oczy zobaczyć uroki prawdziwej, śnieżnej zimy w górach i przeżyć wspólnie ze współtowarzyszami kolejną przygodę. Zebrałem zatem naszą grupę i dwoma autami dojechaliśmy na parking w Palenicy Białczańskiej. Wcześniej sprawdziłem jak zawsze pogodę na portalu meteovista.pl. Od dawna korzystam z ich prognoz, gdy wyjeżdżam w góry. Tym razem spojrzałem na pogodę dla Zakopanego. Dobrze jest zawsze skorzystać z kilku źródeł, ale to nie zawodzi!
Droga do Zakopanego pełna była już przygód, co biorąc ciągłe zaskoczenie naszych drogowców opadami śniegu, nie powinno dziwić nikogo. Na parkingu w Palenicy zostawiliśmy auta i ruszyliśmy z całym ekwipunkiem w kierunku schroniska Roztoka, gdzie mieliśmy świętować święto zakochanych, przez cały weekend. Parking może pomieścić maksymalnie do 850 aut na raz. Leżące tu wejście do TPN jest najliczniej uczęszczane przez turystów. Średnio wchodzi tędy do parku jedna trzecia wszystkich odwiedzających Tatry. Na szczęście w zimie jest tu niemal pusto. Nasza trasa prowadziła początkowo Doliną Białki, drugą co do wielkości z tatrzańskich dolin walnych, która kończy się dopiero pod ścianą Zadniego Gerlacha. Już tutaj mogliśmy podziwiać zimowe wytwory natury, a leżący śnieg sięgał miejscami ponad metr. Wszystko to wyglądało jak w bajce. Czuliśmy się jak w baśniowej krainie śniegu i lodu. Kto był zimową porą w górach wie, jakie atrakcje potrafi stworzyć Matka Natura, korzystając tylko ze świata przyrody.
Drogą Oswalda Balzera wybudowaną już w 1902 r. szło się wygodnie, gdyż była wydeptana wąska ścieżka. Nie do uwierzenia, ale tego pamiętnego roku na asfalcie tutaj zalegało prawie metr śniegu. Dojazd do Morskiego Oka był niemożliwy. Tak dotarliśmy do Wodogrzmotów Mickiewicza. Słynne kaskady były w całości skute lodem. Z kamiennego mostu wybudowanego w 1900 r. widać dobrze jedynie Pośredni Wodogrzmot. Wodospady te nazwane zostały Wodogrzmotami z racji huku, jaki powoduje spadająca nimi woda, zwłaszcza po dużych opadach. Powstały one w miejscu, w którym woda pokonuje próg skalny, jakim Dolina Roztoki schodzi do Doliny Białki. Tutaj nasza grupka skręciła na zielony szlak zbiegający do schroniska Roztoka. Na placyku stoi tu drewniany budynek, pełniący funkcję magazynu schroniska. Dalsza nasza droga była przejściem przez tunel śnieżny, wykopany przez gospodarza schroniska. Inaczej nie dałoby się tam dostać. Najmłodsza w naszej ekipie Madzia ledwo wystawała ponad zaspy.
Tak trafiliśmy na polanę Stara Roztoka, gdzie stoi schronisko PTTK we władaniu, od tego właśnie roku, nowych gospodarzy. Mieliśmy okazję dobrze poznać, zwłaszcza przemiłą młodą gaździnę Anię i jej pociesznego synka Bolka. Dawniej polana była ważnym węzłem szlaków i prowadziła tędy droga do Morskiego Oka. Drewniane schronisko słynie z atmosfery „z dawnych lat”. W latach międzywojennych za czasów gospodarzącej w nim rodziny Grabowskich była to główna baza taterników polskich wspinających się na Słowacji (obok schroniska możliwa była wówczas przeprawa mostkiem przez Białkę). Obecnie schronisko im.Wincentego Pola jest oazą spokoju, na uboczu głównych tatrzańskich ścieżek. Mieliśmy spędzić tu noc św.Walentego i dobrze się bawić z przybyłymi także z innych stron Polski znajomymi. Z racji lawinowej czwórki plany górskie ograniczyliśmy do niedzielnego spaceru na Rusinową Polanę. Natomiast sobotnie popołudnie i wieczór upłynął na rozmowach, zabawie i integracji grupy. Darek nam przygrywał na gitarze, Arash tańczył z malutkim synkiem gospodarzy Bolkiem, lało się dobre piwo i było bardzo sympatycznie. Garstka turystów, która tu dotarła w czasie tego walentynkowego weekendu spowodowała, że impreza była kameralna, w naszym gronie znajomych i mieliśmy możność poznać nowych sympatycznych gospodarzy tego miejsca, gdyż nie byli tego sobotniego wieczoru specjalnie zabiegani.
Po gorączce sobotniej nocy, w niedzielny poranek pora była zrealizować plany górskie. Powróciliśmy do Palenicy, żeby po odkopaniu naszych aut, tak tak…śniegu napadało przez noc jeszcze kolejne dwadzieścia centymetrów, dojechać na odśnieżony, o dziwo parking w Wierchporońcu. Stąd ruszyliśmy torując drogę w świeżym śniegu na Rusinową Polanę. To tylko godzinny spacerek, ale w takich warunkach dostarczył mnóstwa emocji, głównie z racji przedzierania się czasami przez metrowe zaspy. Śmiechu było co niemiara, gdy ktoś wpadał po pachy w biały puch. Rusinowa Polana przywitała nas cudowną śnieżną pierzynką, po kres horyzontu i zerowymi widokami, z racji niskich chmur. Ceniona jest ona wśród turystów własnie ze względu na piękne widoki na wschodnią część Tatr i leżącą poniżej Dolinę Białej Wody. Tym razem nie było nam dane podziwiać takich panoram. Również bacówka, gdzie sprzedawane są oscypki i inne wyroby z mleka owiec w zimie jest nieczynna.
Zeszliśmy więc do leżącego poniżej Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr na Wiktorówkach, żeby uczestniczyć tu w niedzielnej mszy św. To tutaj 14-letniej pasterce Marysi Murzańskiej ukazała się Matka Boża. Miejsce to upamiętnia figurka Matki Boskiej w kapliczce zawieszonej na drzewie przy schodach w lesie prowadzących z Rusinowej Polany. Wraz z rozwojem ruchu pielgrzymkowego górale wybudowali na polanie Kaplicę Matki Bożej Jaworzyńskiej, która z czasem stała się centrum turystycznego ośrodka duszpasterskiego. Na Wiktorówkach kilka razy w ciągu roku odbywają się uroczystości odpustowe związane z przypadającymi kolejno świętami ku czci Matki Bożej. Kaplica dzisiaj to drewniany budynek na granitowej podmurówce. W drewnianym ołtarzu, ozdobionym góralskimi wzorami, umieszczono lipową figurkę Matki Boskiej Jaworzyńskiej. W budynek wkomponowane jest pomieszczenie odwiedzane równie często jak kaplica – turystyczna kuchnia. Połączona jest z celami mieszkających tu zakonników. Woda doprowadzona do kuchni pochodzi ze źródełka i ma mieć właściwości uzdrawiające.
Niecodziennym elementem architektonicznym jest wbudowana w skarpę góry ambona (kazalnica) połączona z konfesjonałem (słuchalnicą). Konfesjonał z trzech stron chroni dach z szerokim okapem. Sanktuarium i polanę wielokrotnie odwiedzał kardynał Karol Wojtyła. Na skałach wokół kaplicy umieszczono wiele tablic pamiątkowych poświęconych osobom, które zginęły w górach. Istnieje tutaj także placówka TOPR. Przez lata Wiktorówki stały się miejscem szczególnie ważnym nie tylko dla górali, ale także dla turystów, taterników i myślę, ze każdy powinien ją odwiedzić. Czuć tu prawdziwy klimat Tatr, dawnego Zakopanego i całą mistykę tych gór. Nam pozostał już tylko powrót tą samą trasą do samochodów i droga do domu. To był niezapomniany wyjazd, prawdziwa integracja gorlickich miłośników gór, pomysł trafiony w stu procentach, oby takich więcej…Jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
Uroczo. Relacja z wycieczki piękna.Na Rusinowej Polanie byłam w lipcu 2005. W szałasie u bacy Staszka jadłam pyszne serki. Gęsią Szyję mijałam w deszczu.Pogoda poprawiła się dopiero przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Ale i tak była to udana wycieczka.