Jak wejść zimą na Kozi Wierch, czyli moja mega zimowa przygoda
Każdy z nas ma marzenia i dąży do tego, by choć kilka z nich zrealizować. Warto starać się o to mimo upływu czasu. Niedawno korzystając z okna pogodowego i mega dobrych warunków w Tatrach udało mi się wejść na najwyższy szczyt będący w całości położony w Polsce. Czekałem na to wiele lat i nagle nastąpiła ta chwila triumfu i radości. Wszystko zagrało tak jak powinno i niespodziewanie dla samego siebie zrobiłem to. Nadmienię, że nie jestem jakimś taternikiem, ani wielkim turystą zimowym, więc dla mnie to było wyzwanie, zwłaszcza, że młody już nie jestem… Ale pogoda i warun był taki, że ostatniej niedzieli każdemu kto chciał udawało się zdobyć Kozi Wierch, bo o nim mowa. Tego pamiętnego dnia niebo było błękitne, mróz odpowiedni, by dobrze się szło, ludzi mnóstwo, którzy podobnie jak ja wylegli na szlak korzystając z wyjątkowej aury tego dnia. W ten sposób na wymarzony wierzchołek wydeptana była autostrada, a twardy, ubity śnieg dawał znakomite warunki do wspinaczki. Również zagrożenie lawinowe było nikłe, zatem idealne okoliczności dla zimowej wędrówki dla laika takiego jak ja…
Wszystko zaczęło się na parkingu w Palenicy Białczańskiej o 7.30 rano. Wyremontowany parking już był zapełniony w pięciu rzędach samochodami, a koszt parkowania to obecnie 25 zł. Żwawo ruszyłem ze swoją ekipą z GGG bo było naprawdę zimno. Droga Oswalda Balzera nie dłużyła się zatem, bo już przy Wodogrzmotach Mickiewicza skręciliśmy na szlak do Doliny Roztoki. Warunki śnieżne były tak dobre, że nie było nawet potrzeby zakładania raków. Chodzenie zimowe ma to do siebie, że nie robi się długich i częstych postojów, bo organizm się szybko wychładza. Zatem szliśmy szybko podziwiając zimowy ubiór doliny. Po ostatnich wichurach połamało sporo nowych drzew, ale z drogi były uprzątnięte i odsłoniło się wiele ciekawych widoczków. Już z trasy na Morskie Oko ładnie prezentował się Gerlach z woalką z chmur, tutaj natomiast ponad drzewami wystawały strzeliste turnie Wołoszyna i Opalonego.
Doszliśmy w końcu do końca Doliny Roztoki, gdzie rozdziela się ścieżka. Tu dopiero ubraliśmy raki, by stromym zimowym obejściem za Kopą, ale po dobrym, zbitym śniegu powoli zbliżać się za tyczkami do progu Doliny Pięciu Stawów Polskich. Gdy tam dotarliśmy otworzył się przed nami nieziemski widok, jeden z tych, które pamięta się do końca życia. Czyli panorama na całe otoczenie doliny, ze wszystkimi kolosami ją otaczającymi. Nie będę wymieniał, bo każdy zna, wystarczy, że przemówią zdjęcia, a tych zrobiłem setki. Stąd już łatwo doszliśmy do schroniska w „Piątce”. Tam zastaliśmy tłumy takich samych napaleńców jak my, ale udało się znaleźć jakiś wolny kąt, by się ogrzać ciepłą herbatą lub kawą. To był dzień gry WOŚP, która i tutaj dotarła jak co roku. Wrzuciłem co nieco do puszki, zjadłem drugie śniadanie i w świetnych nastrojach ruszyliśmy całą grupą dalej.
W sumie to były jakieś tam plany pójścia na Gładką Przełęcz, ale zasiedzieliśmy się troszkę w schronisku, a dzień przecież wciąż krótki. Postanowiliśmy iść na Zawrat, myśląc, że będzie najłatwiej i najszybciej, ale po przejściu mostka i okrążeniu Wielkiego Stawu okazało się, że turyści nadal licznie idą na Kozi Wierch. Gdy zobaczyłem szeroko wydeptaną autostradę na szczyt wiedziałem już, że nie odpuszczę i wejdę tego dnia na wierzchołek, choćbym miał wracać doliną po ciemku i tak też się stało. Wspinaczka przy pomocy kijków, a potem czekana była ciężka, ale nie było aż tak stromo jak się obawiałem. W półtora godziny od startu ze schroniska osiągnęliśmy całą naszą ekipą przełączkę, skąd zostało nam tylko pięć minut na Kozi Wierch. I tę wąską grań udało się przejść bez trudności i o 13.30 zdobyłem wymarzony szczyt. Dziękuję Natalii, Waldkowi, Mariuszowi, Pawłowi i Arkowi za wspólny, jakże owocny trud.
Na wierzchołku mierzącym 2291 m ludzi było sporo, a tłumy wciąż szły w obie strony. Niestety trochę popsuła się pogoda, gdyż nadeszła mgła przysłaniająca widoki, ale z podejścia zrobiłem i tak mnóstwo genialnych fotek. Posiedzieliśmy pół godziny delektując się pięknem i napawając szczęściem z wejścia na tę kultową górę. A towarzyszyły nam niespodziewanie dwa kruki, które wzięły się nie wiadomo skąd. Ostatecznie trzeba było po tej chwili radości i zapomnienia rozpocząć odwrót, bo dzień się pomału kończył, a wiadomo, że na zejściach trzeba jeszcze bardziej uważać. Na szczęście wszyscy sobie poradziliśmy schodząc powolutku. Po godzinie byliśmy już w schronisku i po krótkim odpoczynku zaczęliśmy zejście z powrotem w dół, żegnając na progu doliny słońce!
Weszliśmy znowu w Dolinę Roztoki, pięknie przykrytą teraz chmurami. Najstromsze zejście do wyciągu zrobilismy jeszcze za dnia, potem nadeszła noc, ale było tak jasno od śniegu, że czołówkę założyłem dopiero niedaleko dojścia do asfaltu. Na koniec cudownego dnia poszliśmy jeszcze do schroniska Stara Roztoka na spóźniony obiad oraz by zjeść najlepszą w Tatrach szarlotkę… Nogi bolały strasznie, ale radość i spełnienie było ogromne. Jednak po prawie 11 godzinach spędzonych w górach zakwasy miałem takie, że ledwo doszedłem ze schroniska na parking w Palenicy, gdzie zakończyła się jedna z moich najcudowniejszych zimowych przygód górskich. Punktualnie o 19 godzinie wyjechaliśmy w stronę domu kończąc ten cudowny, wspólnie spędzony z GGG dzień. Jeszcze raz dziękuję współtowarzyszom za wspólną wędrówkę i pozdrawiam wszystkich napotkanych w ten magiczny dzień na szlaku. Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii boskich zdjęć z wyprawy. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
Świetna przygoda, piękny dzień…
Wniosek jeden: trzeba zawsze wierzyć w swoje możliwości! 🙂
Super przygoda, gratuluje.
Jestem, Marku, pod wrażeniem Twojej determinacji w górach. Piszesz, że ”młody już nie jesteś”; ja myślę sobie, że młodość określa nasze wnętrze i stan ducha a u Ciebie on jest niezaprzeczalnie kwitnący. Rzeczywiście dla ludzi, którzy nie uprawiają zimowej turystyki w wyższych partiach gór, Kozi Wierch może być wyzwaniem, chociaż myślę też, sugerując się także czasem przejścia (podajesz półtorej godziny na przełączkę), że dla Ciebie to powinna być zachęta do jeszcze bardziej wymagających wyzwań. Czekam na kolejne relacje. Pozdrawiam. 🙂
dziękuję za dobre słowo, ale daleko mi do Twojej kwitnącej młodości…:)
Zazdroszę udanego wejścia, cudowne widoki! Podczas swojego drugiego wyjazdu we wrześniu próbowaliśmy wejść na Kozi, niestety okazało się że że mimo niewielkich ilości śniegu było bardzo ślisko i bez raków nie chcieliśmy ryzykować. Mam madzieję, że następnym razem się uda i będzie mi również dane zobaczyć tą cudowną panoramę!
Przepiękne zdjęcia! Góry zimą mają swój niepowtarzalny, nieopisany urok. O wiele trudniej wchodzi się na szczyt, ale za to jaka satysfakcja 🙂
Tego dnia, dokładnie o tej godzinie byłem na Kościelcu, więc może się widzieliśmy 😉
Jak zawsze świetne zdjęcia i opis.Dojrzewam do zimowego wejścia na Kozi Wierch, chcę tej zimy – mam nadzieję, że pogida się wreszvie wyklaruje bo plan jest wejść tej zimy nie tylko na Kozi. Po głiwue chodzi mi jeszcze od Piątki Zawrat a od Gąsienicowej Kościelec i może jeszcze raz Świnica bo w listopadzie byłam ale warunki były na wpół zimowe więc jest niedosyt pozdrawiam Beata
Piekny zdjecia i rzeczowy opis trasy, szczegolnie gdy planuje sie pierwsze zimowe wyjscie w Wysokie Tatry.
Moglbym zapytac o sama partie szczytowa, czy waskosc grani sprawiala duze problemy?
Poza tym, czy uzywal pan czekana wczasie podejscia czy same kije moglyby wystarczyc?
grań szczytowa bywa niebezpieczna, trzeba czytać na bieżąco relację, bo to zalezy od warunków, na podejściu wystarczyły kijki i raki, a tam asekurowałem sie czekanem, ale wtedy była wydeptana autostrada…pozdrawiam