Z przełęczy Cibiana na Monte Rite, czyli w dolomitowym raju

Z przełęczy Cibiana na Monte Rite, czyli w dolomitowym raju

Kolejna moja przygoda w Dolomitach Friulijskich miała  miejsce w masywie Monte Rite, gdzie utworzono rezerwat z ciekawą ścieżką przyrodniczą. Góra niezbyt wysoka i samo wyjście na szczyt bardzo proste i łatwe, bo prawie do końca prowadzi bita droga, ale widoki po drodze i z wierzchołka są niesamowite. Widać bardzo dobrze niezwykłe, strzeliste szczyty, urwiska i przepaściste ściany właściwych Dolomitów. Panoramy były tak cudne, dzięki wspaniałej pogodzie, że nasyciłem oczy tym nieskazitelnym pięknem po wsze czasy… Zjawiskowe krajobrazy wyryły w mym sercu trwały ślad, którego już nie da się zaleczyć. Zakochałem się wielką miłością do tych miejsc przecudnych. Zobaczyłem najurokliwsze pejzaże w swym długim już przecież górskim życiu. Będę tu wracał, to pewne! I wcale nie trzeba wspinać się wysoko, bo niebosiężnych graniach, by oddać serce i dusze wielkiej miłości!

widok na Dolinę Boite

A zaczęło się wszystko niewinnie na przełęczy Cibiana, położonej bardzo wysoko, bo na wysokości 1536 m. Miejsce to przecina wąska droga, więc dowiózł nas tutaj autokar, jest też parking i duże schronisko. Z tego punktu wybiega w górę bita, kiedyś wojskowa droga , którą szliśmy na szczyt. Wyżej można też dojechać taxi -busem, który kursuje ze schroniska Rifugio Remaurio, czyli z przełęczy. Cena 8 Euro, lub 12 góra-dół.  Przejazd kończy się trzysta metrów przed kolejnym schroniskiem Rifugio Dolomites, już na 2160 m. My szliśmy oczywiście piechotą te siedem kilometrów. Już po kilku minutach zaczęły się nam ukazywać niepowtarzalne widoki, które cieszyły nas do samego końca dnia. Naprawdę cuda tego dnia ujrzały me oczy… Po drodze musieliśmy pokonać tunel wydrążony w skale, a za nim ujrzeliśmy budynek najpewniej jakiś wojskowy, bo pozamykany na cztery spusty. Ale można było wygodnie się rozsiąść dookoła i zjeść drugie śniadanie.

na pierwszym planie Monte Rite, poniżej widoczne schronisko i muzeum

Po wejściu na przełęcz Forcella Deona otworzyły się panoramy na drugą stronę masywu. To był już kosmiczny odlot, nie pamiętam w swoim życiu nagromadzenia tylu górskich piękności w jednym miejscu. Tutaj droga zakręca i prowadzi prosto do wymienionego schroniska. Jest cudnie położone, pod nami ciągła się dolina, którą przyjechaliśmy, a dookoła górskie kolosy . Zimne piwko wypite na tarasie w tej bajkowej scenerii smakowało najlepiej w życiu. Kilkaset metrów powyżej stoją pozostałości wojskowej fortecy z czasów I wojny św. To właśnie ten budynek zaadoptowano na górskie muzeum Reinholda Messnera. Dobudowano tylko szklana nadbudówkę z widokową platformą. 

platforma nad Mountain Messner Museum

A historia jest taka, że w 1997 r. Reinhold Messner rozpoczął starania o wzniesienie na Monte Rite jednego z sześciu oddziałów Messner Mountain Museum (MMM). Przy współpracy z regionem Wenecja Euganejska, gminą Cibiana di Cadore oraz lokalną społecznością, rozpoczęto renowację obiektów przeznaczonych na przyszłe muzeum. Muzeum zostało otwarte w 2002 r., który był Międzynarodowym Rokiem Gór ustanowionym przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Oddział Messner Mountain Museum mieści ekspozycję dotyczącą skał. Prezentuje proces podboju Dolomitów, w tym życie badaczy oraz alpinistów, związanych z regionem.

dawny fort, obecne MMM

W zbiorach placówki znajduje się kolekcja obrazów przedstawiających Dolomity, pochodzących z różnych epok począwszy od czasów rzymskich. W budynkach muzeum organizowane są również wystawy czasowe. Wewnątrz odrestaurowany fort przypomina nawę kościoła z dwudziestoma bocznymi ołtarzami, gdzie Reinhold Messner podaje krok po kroku sprawozdanie z rozwoju Dolomitów. Opowiada historię przy pomocy relikwii i pamiątek oraz w odniesieniu do tych przyrodników i alpinistów, którzy pisali historię alpejską z ich odkryciami, nowymi trasami i pierwszymi wejściami – począwszy od Dolomieu i brytyjskich pionierów. Muzeum czynne jest od 1.VI do 30.IX, w godz.10-17, wstęp 8 Euro. Zdecydowanie warto odwiedzić to wyjątkowe muzeum w chmurach!

masyw Monte Rite ze swymi urwiskami

Po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej, na wierzchołek Monte Rite był już tylko kawałeczek. Niestety sam szczyt jest zniszczony, wygląda jakby planowano tam budowę jakiejś platformy czy coś. Ale najważniejsze było, że jest genialnym punktem widokowym. Dlatego trekkingi po Dolomitach mają sens, nie tylko ferraty. Można było zobaczyć z niego nieziemskie masywy Monte Schiara, Monte Agnèr, Monte Civetta, Marmolada, Monte Pelmo, Tofana di Rozes, Sorapis, Antelao oraz Marmarole. Cześć z nich była ukryta chwilami w chmurach, ale i tak te słynne kolosy zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. To przecież najbardziej spektakularne góry tego pasma! Do tego w dole, w oddali można było dojrzeć słynny narciarski kurort Cortinę d’Ampezzo i malownicze jezioro.

panorama Dolomitów z Monte Rite

Po długim delektowaniu się tym czystym pięknem rozpoczęliśmy zejście w dół prześlicznej doliny, by trawersem wzdłuż niekiedy przepaścistych skał zejść na przełączkę. Trasa miejscami była ubezpieczona łańcuchami, a nawet metalowymi mostkami. Ale zejście było łatwe i szybkie, chwilę można było odpocząć na ławeczkach w kamiennej arenie, by zdobyć kolejny szczyt. Tym razem to miała być odosobniona wyniosła skala z krzyżem, zwana Croce di Monte Rite, mająca tylko 1977 m, ale jedną wielką zaletę, zobaczyć z niego mogliśmy poprzednią zdobytą górę. Potem czekało nas dość żmudne obejście lasem i ponowne wspięcie się na znaną już przełęcz Forcella Deona. Tu kończyła się okrężna ścieżka  przyrodnicza.

schronisko Refugio Dolomites

Ale po drodze zauważyłem dróżkę w bok i postanowiłem ją sprawdzić. To był dobry plan, gdyż zaprowadziła mnie na bezleśne wypłaszczenie z kolejnym urokliwym widokiem w stronę Monte Antelao. Miejsce to nazwano Col de le Mede. To musi być odwiedzany punkt widokowy, gdyż postawiono tu nawet drewniane barierki i ławkę. Ze znanej już przełęczy rozpoczęliśmy odwrót inną trasą, po pewnym czasie z widokowych łąk przyszło nam zejść do lasu i trawersować długo jego stoki, by dojść do ładnego schroniska Rifugio Gianpietro Talamini. Trzeba było przy tym uważać, gdyż szlaki są tu numerowane (ale zawsze jeden kolor czerwony) i łatwo było zboczyć na niewłaściwy. Tu zjedliśmy posiłek, by nabrać sił przed ostatnim etapem wędrówki. Jak to w życiu bywa czekało nas tylko nudne zejście drogą dojazdową do schroniska, aż do miasteczka Vodo di Cadore.

widoczek z Col de la Mede

Na domiar złego złapał nas deszcz, zupełnie znienacka i nie wiadomo skąd, jak to bywa w górach.  Jedyny schron po drodze, czyli chata Rifugio la Maceta było zamknięte. Ale opady jednak nie trwały długo i do malowniczo położonej miejscowości zeszliśmy w słońcu. Vodo di Cadore leży u stóp potężnych gór, można by tam zamieszkać i patrzeć z okien na to niezrównane piękno. Stoi tu pomnik poświęcony znanemu lokalnemu dziennikarzowi, którego imieniem nazwano także schronisko Talamini. Dolomity to magia zaklęta w skale i mistyka zarazem, gdy się zjednoczy z nimi mały człowiek. Majestat tych gór poraził mnie i urzekł na zawsze. Rzec by można, że zostawiłem tam swą duszę i będę musiał po nią ciągle wracać. Ale niech przemówią teraz moje fotki z wyprawy, zamiast słów. Wy również zachwyćcie się niezwykłą urodą tych gór! Bo nasza wycieczka zakończyła się właśnie tutaj tego niezapomnianego dnia wejściem do autokaru.  Zapraszam zatem na fotorelacje i na wcześniejsze wpisy o tym paśmie… na Monte Borga i Monte Piave. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »