Wybierz stronę

Drogą Transfogaraską nad Balea Cascada, Balea Lac, jezioro Vidraru i zamek Poienari oraz wejście na Vf.Laitel

Drogą Transfogaraską nad Balea Cascada, Balea Lac, jezioro Vidraru i zamek Poienari oraz wejście na Vf.Laitel

Poprzedni rok zaowocował moim pierwszym pobytem w Górach Fogaraskich w Rumunii. Oczywiście pierwszą atrakcją jaką się ogląda będąc tam jest słynna Droga Transfogaraska. Wynika to z tego, że przecina ona to pasmo górskie i jest najłatwiejszym sposobem dostępu do głównej grani Fogaraszy ciągnących się przez wiele kilometrów grzbietem mierzącym ponad 2000 m. A w tej grani zdobyć można dwa najwyższe szczyty Karpat Płd. – Moldoveanu i Negoiu, zaliczające się do czołówki całych Karpat. Jadąc autem w te góry przejazd widokową drogą należy do obowiązkowych atrakcji. Ja z kolegami także musiałem przeżyć tę fascynującą przygodę. Kierując się z Polski wjeżdżamy na nią w miejscowości Cartisoara. Odcinek DN7C określany mianem „właściwej” Drogi Transfogaraskiej liczy 90,2 km długości.

Najbardziej spektakularnie prezentuje się północny odcinek drogi. W części południowej, przy trasie znajdują się liczne atrakcje, m.in.: zapora na rzece Ardżesz o wysokości 160 metrów tworząca jezioro Vidraru oraz zamek Poienari, należący do Włada Palownika (pierwowzoru Drakuli). Przy drodze działa kilka hoteli i schronisk. Na trasie znajduje się 27 wiaduktów, 830 mostów oraz kilka mniejszych tuneli. Najwyżej położony fragment drogi (2042 m n.p.m.) stanowi zarazem najdłuższy tunel w Rumunii (długości 884 m), przecinający łańcuch górski. Ze względu na liczne zakręty, na drodze obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h. Tunel w najwyższym punkcie drogi jest zamknięty od października (lub listopada) do kwietnia (lub maja), z powodu opadów śniegu i porywistych wiatrów. Droga została wybudowana w latach 1970–1974 na polecenie Nicolae Ceaușescu, w miejscu istniejących duktów leśnych oraz szlaków górskich.

Przejazd licznymi serpentynami dostarcza wielu emocji, w kilku miejscach są małe zatoczki, gdzie można się zatrzymać i podziwiać wypiętrzające się coraz bardziej góry. Jadąc możemy zaobserwować też trochę pomników poświęconych budowniczym tej drogi, z których kilkuset zginęło. Pierwszym obowiązkowym celem przy trasie jest obejrzenie znanego wodospadu, zwanego Cascada Balea. Jest to największy wodospad w Rumunii o wysokości 60 m. Znajduje się mniej więcej w połowie drogi po północnej stronie. Z Trasy Transfogaraskiej jest tam zjazd do kilku budynków w bocznej dolince, m.in Hotelu Balea Cascada, z tego miejsca startuje także kolejka gondolowa nad Balea Lac. Jest tu więc parking oraz mnóstwo kramików i straganów oraz butików z pamiątkami. Miejsce przypomina bardzo handlowy plac pod Gubałówką. 

Spod hotelu wychodzi znakowana na czerwono trasa turystyczna pod wodospad. Turystów chętnych na dotarcie do celu jest mnóstwo, większość w miejskim obuwiu, ale dotarcie po chwilami mokrym szlaku, śliskich kamieniach i korzeniach sprawia, że wiele osób rezygnuje. Bo jednak jest to normalny szlak górski, choć dotarcie zajmuje niewiele ponad pół godziny. Wodospad jest olbrzymi i słychać go już z daleka. Docierając na miejsce robi naprawdę niesamowite wrażenie. Można wspiąć się pod same kaskady wody. Również dziki potok Balea miejscami jest bardzo efektowny. Oglądałem wiele zdjęć wodospadu i w końcu udało mi się dotrzeć tu osobiście. Potem pozostaje powrót tą samą ścieżką na parking, albo można kontynuować wędrówkę nad jezioro Balea. My zawróciliśmy, by dojechać tam autem, bo planów było dużo na cały dzień, choć okazało się, że ten wysokogórski pokrzyżowała pogoda.

 

Po dojechaniu nad Balea Lac okazało się, że wszystko tam spowiła mgła. Mimo tego ruszyliśmy na zaplanowany szlak. Tego dnia mieliśmy atakować Negoiu słynnym żlebem Draculi. Po wejściu na czerwony, graniowy szlak na przełęczy Paltinu mimo dalszego braku widoczności ruszyliśmy wedle planu, ale niestety po chwili z ciężkich chmur nad nami rozpadał się długotrwały deszcz. Mimo tego wytrwale szliśmy przed siebie, choć szlak chwilami prowadził wąską granią, niejednokrotnie ubezpieczoną łańcuchami. Udało się w ulewie wejść na dwa pomniejsze szczyty: Varful Paltinului mierzący 2399 m oraz Varful Laitel mierzący 2390m. Doszliśmy później do schronu przy jeziorze Caltun, gdzie próbowaliśmy choć troszkę się wysuszyć i rozgrzać. Niestety mocne opady nie ustawały i mimo bliskości głównego celu podjęliśmy decyzję o powrocie do samochodu nad Balea Lac. Bałem się po prostu, że się utopimy w stromym żlebie Draculi przy tych opadach, zresztą widoki również byłyby zerowe z Negoiu.

Zatem zawróciliśmy dolinnym szlakiem znakowanym na niebiesko. Niesamowicie wyglądały kaskady, które spadały z każdego stromszego stoku góry. Dolinną ścieżką, którą szliśmy też płynęły potoki wody, Ogólnie wszędzie były podtopienia i rozlewiska, chyba tylko raz wcześniej zdarzyło mi się chodzić po wysokich górach w takich warunkach. Ale trzeba była jakoś dotrzeć do cywilizacji. Po dojściu do potoku Paltinul przestało nagle padać i wyszło słońce! Byliśmy wtedy w kotlince otoczonej zewsząd olbrzymimi szczytami. Rozłożyliśmy się na jednej ze skałek, żeby choć trochę się wysuszyć i nabrać energii. Czekało nas jeszcze jedno podejście, bo musieliśmy przejść przez boczny grzbiet, by dojść do Drogi Transfogaraskiej. Udało się to i w końcu mogliśmy zobaczyć co nieco.

Teraz już wygodną drogą zeszliśmy prosto do tunelu przecinającego grań Fogaraszy. Niedaleko niego odkryliśmy małe, przytulne schronisko, gdzie mogliśmy posilić się ciepłym posiłkiem. Tak pokrzepieni przeszliśmy przez tunel do jeziora Balea. Tunel jest nie oświetlony i jak się okazało także nie zabetonowany. To po prostu surowa granitowa skała, w której wydrążono potrzebny przejazd. Chodnika też tam nie ma, więc było znowu trochę emocji. W końcu dotarliśmy do auta. Jako, że czasu zostało podjęliśmy decyzję, by zjechać na południową stronę gór Drogą Transfogaraską i zwiedzić tamtejsze atrakcje. Ta strona jest mniej atrakcyjna, po wyjechaniu z górzystego terenu, który jak zawsze nas zachwycał swą urodą trafiliśmy nad wielkie jezioro zaporowe, a potem nad samą zaporę.

Zapora mierzy 160 m wysokości i przyciąga rzesze turystów, gdyż jest przejezdna. Jezioro zaporowe Vidraru, bo o nim mowa jest bardzo znanym celem rekreacyjnym Rumunów. Liczne są tu hotele i pensjonaty. Własnie tutaj napotkaliśmy niedźwiedzią rodzinkę przy samej szosie… Misie nic sobie nie robiły z ludzi! Powierzchnia zbiornika wynosi 8,93 km², maksymalna głębokość to około 155 m. Powstało po zakończeniu w 1965 trwającej cztery i pół roku budowy zapory na rzece Ardżesz kilka kilometrów na północ od miejscowości Arefu. Rozciąga się wzdłuż 28 km dawnego nurtu rzeki; obecnie, po ukończeniu zapory i wypełnieniu dolin rzeki, ma długość 14 km. W pobliżu zapory znajduje się zamek Poenari – właściwa siedziba słynnego Draculi, czyli tak naprawdę Vlada Palovnika. Jego ruiny stały się naszym ostatnim celem tego długiego dnia.

Zamek Poenari, znany także jako Cytadela Poenari (rum. Cetatea Poenari) stoi na wzgórzu nad doliną uformowaną przez rzekę Ardżesz, blisko Gór Fogaraskich. Jest usytuowany na szczycie wzgórza, po lewej stronie Szosy Transfogarskiej, pnącej się do góry. Ładnie widać go już z daleka. Prowadzą na niego niezliczone schody… wejście jest płatne. Byliśmy tam przed 18 h i kasjerka właśnie zamykała interes, ale uprzejmie poradziła nam, że możemy wejść na zamek na dziko, obchodząc ogrodzenie i potem dostać się stromym lasem do schodów, które prowadzą do ruin. Zamek został założony mniej więcej na początku XIII wieku przez pierwszych władców Wołoszczyzny. Około XIV wieku stał się główną twierdzą władców z dynastii Basarab. 

W XV wieku potencjał zamku dostrzegł Wład Palownik, który odbudował i wzmocnił mury twierdzy, tworząc z niej jedną ze swoich głównych fortec. Wład posłużył za pierwowzór literackiej postaci Drakuli, co sprawia, że jego zamek stał się atrakcją dla turystów. Obecnie do zamku prowadzi 1480 schodów. Z murów są bardzo ładne widoki na dolinę, góry i cześć Drogi Transfogaraskiej. Chociaż zamek był użytkowany jeszcze w wiele lat po śmierci Włada w 1476, został opuszczony w pierwszej połowie XVI wieku i zrujnowany w wieku XVII. Z powodu swojego rozmiaru i położenia zamek był bardzo trudny do zdobycia czy zniszczenia. Jednak w 1888 obsunięcie ziemi zrujnowało część zamku, która zsunęła się do rzeki. Pomimo to zamek został szybko naprawiony, a mury i wieże stoją do dziś. Wrażenie robią już na samym początku zwiedzania postaci wisielców i nabitych na pal przed wejściem na zamek. 

Szybko uwinęliśmy się ze zwiedzaniem i przed nocą udało się zejść na dół. Pozostał nam tylko powrót znaną nam już drogą na nocleg po drugiej stronie pasma. To było moje pierwsze spotkanie z Fogaraszami, nieudane jeśli chodzi o zdobycie najwyższych szczytów , gdyż pogoda nie siadła, ale owocne w poznanie najważniejszych ciekawostek regionu. Teren górski również został rozpoznany i za drugim razem będę mądrzejszy. A myślę, że powrócę tam, bo ostre granie i wyniosłe szczyty bardzo kuszą i przypominają ukochane Tatry. Dziękuję bardzo współtowarzyszom eskapady, a zwłaszcza wspaniałemu kierowcy, który odważnie woził nas po przepaścistych szosach górskich. Na koniec zapraszam do przeczytania także pierwszej części mej fogaraskiej opowieści i zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z tego mokrego dnia. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

UBEZPIECZENIE W GÓRY- NA SZYBKO

Pasma Górskie

Translate »