Moje góry – Tatry
Mówię Tatry, widzę koronę szczytów Białej Wody ponad turkusem Kaczego Stawu w burzowy, letni dzień. Tak, to tu bije serce Tatr.
Mówię Tatry, widzę zimową baśń zaczarowanie dalekich Ciemnych Smreczyn, paletę barw poranka na niebie, oblewającą tysiącem odcieni ognistej purpury i pomarańczy ponure sylwetki śpiących olbrzymów Łomnicy, Kieżmarskich i Lodowego…
Nad głową niski, zawsze wilgotny, granitowy okap. Pod nogami zimna czeluść Ciężkiej, przed oczami niczym niezmącona przestrzeń, cisza nad ciszami przerywana zrazu szmerem skrytej gdzieś głęboko w otchłani siklawy, przylatującym tu wysoko z delikatnym szeptem zagubionej porannej bryzy. Witaj w domu…
Mówię Tatry, czuję chłodne muśnięcie październikowego wiatru na policzkach, który szumem samotnych smreków
spod jaworzyńskiego kościółka oznajmił swoje przybycie z dalekich, skalnych wrót gdzieś pod Ostrym. I tych smreków
coraz mniej i grób księcia już nie pusty, życie w dolinach pisze wciąż nowe karty, miedziana sygnaturka zagięta uderzeniem pioruna połyskuje słońcem.
Siedzę na mojej starej ławce z widokiem. Murań, Szeroka, tajemne wcięcie królestwa Jaworowej,
tu wszystko jak dawniej, jak zawsze. Jutro znowu razem przedrepczemy zapomniane ścieżki…
Mówię Tatry, tęsknię. Myślę, kiedy znowu tu i tam będę.
Moja Jaworzyno, Cubryno i Lodowy kiedy znowu wszystkie Was zobaczę.
Tomasz Świst
Piękny fragment/cytat.
Pozdrawiam.
Moje oczy nie widziały tego wszystkiego ale ostetnie wersy to też moje myśli… TĘSKNIĘ bardzo.
Zgadzam się również z przedmówcami – zacytowany fragment jest piękny 🙂