W górach Szumawy – grzbietem granicznym od szczytu Plechy, aż po Tristolicnik

W górach Szumawy – grzbietem granicznym od szczytu Plechy, aż po Tristolicnik

Drugiego dnia pobytu w Czechach udaliśmy się do miejscowości Nova Pec, by zdobywać najwyższe szczyty gór Szumawa. Pasmo to ma długość około 140 km i rozciąga się wzdłuż południowo – zachodniej granicy Czech. Granicę tutaj tworzą jeszcze Bawaria i Górna Austria. W najszerszym miejscu ma szerokość 45 km. W stronę Czech góry powoli opadają, na drugą stronę granicy jest już bardziej stromo. Wygodą jest, że miejsca wyjściowe są na wysokości 600 – 800 m, a zatem lekko pod górkę wychodzi się na główny grzbiet. Klimat jest tutaj raczej surowy – zimno i wilgotno. Nawet latem często występują przymrozki. Źródło (raczej dwa) ma tutaj najdłuższa czeska rzeka – Wełtawa. Na płaskowyżu jest sporo torfowisk i te też przyczyniają się do chłodnego klimatu. Trzeba dodać, że Szumawa to jedne z najstarszych gór w Europie. Niestety aktualnie olbrzymia część lasów została zniszczona przez kornika drukarza… 

panorama ze szczytu Plechy na wiatrołomy

Stąd wyruszamy całą grupą wygodną drogą jak nas prowadzi zielony szlak. Szybko dochodzimy do baru w lesie o trudnej nazwie Rijiste, gdzie z powodu upału większość grupy wypija piwko…i dalej szeroką drogą, których tu nie brakuje idziemy w kierunku leśnego jeziorka. Z rozejścia można było od razu pójść na wprost na grzbiet graniczny, ale ja jestem ciekawy świata. Dodam tylko, że oprócz szlaków jest tu mnóstwo ścieżek rowerowych i narciarskich. Spotykamy tutaj też ciekawostkę – stary pławny kanał, zwany Schwarzenberský plavební kanál. Zaprojektował go Josef Rosenauer, którego pomnik odnajduje na końcu wędrówki w Haidmuhle. Był to inżynier leśnictwa i geodezji za czasów Marii Teresy i Józefa II. Od młodości służył u panów szumawskich ze Schwarzenberga. Pomnik jest w miejscu, gdzie kanał się rozpoczynał. Pierwsza część kanału miała długość ponad 40 km i służyła na spławianie drewna opałowego do samego Wiednia. Był czynny od 1793 do 1962 roku! Jeszcze podam jedną daną techniczną – przeciętny spadek wynosił 2,5 promila (2,5 mm na 1 m długości). Za komuny kanał był w wielu miejscach poniszczony, jednak zapaleńcy przyłożyli rękę do dzieła i odnowiono 11 km kanału.

pomnik inżyniera Rosenauera

Po pewnym czasie opuszczamy naszą trasę wchodząc w las, w tzw. ścieżkę ku jezioru. Tu jeszcze podam jedną informację dla amatorów spania pod gwiazdami. W Parku Narodowym Szumawa są w odstępach jednodniowej wędrówki w pobliżu głównego szlaku porobione „awaryjne pola noclegowe”. Są to miejsca, gdzie można legalnie zanocować pod warunkiem, że tylko na jedną noc, bez rozpalania ogniska i tylko w dobie od 18:00 do 9:00. Własnie takie spotykamy w tym miejscu, przed opuszczeniem drogi. Ciekawym terenem dochodzę z kolegą, z którym we dwóch postanawiamy przyśpieszyć nad cudnie położone jeziorko górskie zwane Plešné jezero. To już wysokość 1090 m. Jest to jedno z ośmiu (po czeskiej stronie jest ich pięć) polodowcowych jezior Szumawy. Jezioro Plechy kiedyś służyło do nawadniania spływowego kanału Schwarzenberga. Za komuny do roku 1978 miała tutaj siedzibę 14. kompania Straży Granicznej w byłym schronisku. Potem kompanię przeniesiono w inną lokalizację i jezioro zostało za drutami osamotnione. Aż do czasów, gdy runęła Żelazna Kurtyna! Masakra prawda? 

nad jeziorkiem Plechy

Muszę tu powrócić do historii, bo ona też jest fascynująca. Szumawa ma swoje tragiczne epizody. Była częścią i największym symbolem „zadrutowanej” Czechosłowacji w przeciągu lat 50 – 80 XX stulecia. Tutaj się kończył świat socjalizmu i tam dalej następował „zły” kapitalizm. W całym paśmie granicy z Austrią i Republiką Federalną Niemiec w głąb kraju było ustanowione pasmo graniczne, gdzie można było wchodzić tylko miejscowym i to na specjalne zezwolenie. Jeszcze przed właściwą granicą były wybudowane podwójne lub nawet potrójne zasieki z drutu kolczastego tzw. ściana sygnalizacyjna, która po naruszeniu powodowała wszczęcie alarmu. Przy jeziorze jest miejsce na biwak, mnóstwo ławeczek, zadaszona wiata, bo tu łączy się kilka szlaków i jest to popularne miejsce wypoczynkowe.

replika ściany w osadzie Buczyna koło Kwildy

Stąd ruszyłem wąską ścieżyną na główny grzbiet pasma. Miejscami ciężko było się przecisnąć wśród drzew, później zaczęło się ostre podejście w stylu tatrzańskim. Ale trwało to krótko i doszedłem do pomnika Stiftera, który usytuowany jest na skraju urwiska. To olbrzymi monumentalny obelisk upamiętniający tego znanego pisarza związanego z tym regionem. W rejonie tych gór utworzono specjalną trasę edukacyjną po śladach Adalberta Stiftera. Był to pisarz austriacki, uznawany dziś za klasyka literatury austriackiej, malarz, jeden z bardziej znaczących twórców okresu biedermeierowskiego. Dzieła Stiftera w dużym stopniu wpłynęły na kształt dziewiętnastowiecznej literatury austriackiej. Obok pomnika znajduje się ubezpieczony punkt widokowy na jezioro Plechy w dole oraz okoliczne szczyty. Bajeczny widok, doskonale widać jak duże przewyższenie zrobiło się podczas wspinaczki liczącej zaledwie 1,5 km. Północne zbocza Plechý są częścią „Trojmezenský prales”- największej i najlepiej zachowanej pozostałości górskiego lasu świerkowego w Europie Środkowej. Kawałek wyżej jest kolejny punkt widokowy, zwany Kučerovu vyhlídku ( pisow.czeska).

pomnik Stiftera

Kilka fotek i udałem się dalej, by szybko osiągnąć wierzchołek najwyższego szczytu Szumawy, wspólnego dla Czech i Austrii. Odtąd miałem poruszać się granicą tych państw. Szczyt Plechy (niem. Plöckenstein) ma wysokość 1378 m. Zwieńczeniem jest fajna grupa skalna, gdzie umieszczono metalowy krzyż. Poniżej są miejsca do odpoczynku, książka wpisów, a nawet pieczątka. W rejonie jest więcej fajnych skałek, korzystając z okazji, że miałem sporą przewagę nad grupą powspinałem się na kilka najciekawszych. Widoki na Szumawę były ładne, Alp tym razem nie było widać, niestety przygnębiające wrażenie robił wymarły przez kornika las, praktycznie wszędzie uschnięte drzewa! Doszło tutaj do niezwykłego zdarzenia. Spotkały się dwie duże grupy turystów z Nowego Sącza! Nasza z PTT Nowy Sącz, z ekipą PTTK Nowy Sącz. Obie te organizacje wybrały te góry za cel na weekend majowy! Jako, że ludzie się znali radości było co niemiara!

kulminacja szczytu Plechy

Pogadałem na szczycie z naszym przewodnikiem i razem z nowym kolegą dostaliśmy zgodę na szybki marsz na znacznie dłuższy odcinek, niż miała przejść grupa. No, ale ja przyjechałem tu, aby jak najwięcej zwiedzić, dlatego 30 km nie było mi straszne. Ruszyliśmy granicą po płaskim w miarę terenie, by po kilku minutach dojść na małe siodło zwane Rakouska Louka. Po chwili byliśmy na kolejnym obniżeniu, tzw. Trojmezi. To trójstyk trzech państw. Spotykają się tu granice Czech, Niemiec i Austrii. Jak wszędzie są fajne trójkątne słupy graniczne. To był mój czwarty trójstyk w życiu odwiedzony, wszystkie w górach oczywiście. Kilka fotek i czekało nas delikatne podejście na mało wybitny szczyt Trojmezna, uwieńczony interesującą skałką szczytową. A wszystko wśród umarłych drzew… Następnie było długie zejście i dotarliśmy do asfaltowej drogi rowerowej, a poniżej nawet samochodowej, która prowadziła z Austrii pod sam grzbiet graniczny. To tzw. Hochstrasse, która zaczyna się w Schwarzenbergu. 

grupa skalna na Tristoliczniku

Doprowadziła ona nas raz dwa na szczyt Tristolicnika (niem.Dreisesselberg) na wysokość 1311 m. Leży tutaj bajeczna formacja skalna przypominająca swą urodą, to co znamy z Gór Stołowych. Zresztą takich cudów w obrębie wierzchołka jest więcej. Na skałę można wyjść po wykutych schodach, na górze jest ubezpieczona platforma widokowa, do dyspozycji luneta. Dzięki temu mogłem zobaczyć nie tylko pobliskie góry Szumawy jak Boubín (1362 m), czy Bobík (1264 m), ale także oddalone o 150 km Alpy na czele z Dachsteinem i Watzmannem. Na przeciwko stoi inna świetna skałka, na którą też można się wspiąć i zrobić genialne fotki. Za skałami schowane jest austriackie schronisko czynne tylko w okresie letnim. Ładny budynek w niemieckim surowym stylu, ale niestety pocałowaliśmy klamkę. 

Berggasthof Dreisessel

Tu stała się rzecz dziwna… mieliśmy rozpocząć stąd zejście w stronę naszego noclegu, jednak zobaczyłem tablicę informującą o kaplicy na skale i tak mnie to zaciekawiło, że postanowiliśmy zobaczyć to na własne oczy. To było dobre posunięcie, gdyż odkryłem kolejne cudne grupy skalne, a na ostatniej z nich, niecały kwadrans od schroniska odnalazłem kaplicę przyklejoną do skały. Zaś na wierzchołku skały stał olbrzymi krzyż, prowadziły tam wykute w skale schodki. Zatem udało mi się zdobyć czwartą górę tego dnia. Wierzchołek nazwany Hochstein liczy 1331 m i rozpościerają się z niego kapitalne widoki na całe pasmo górskie Szumawy. Natomiast duża kaplica na dole poświęcona jest biskupowi Jan Nepomucenowi Neumannowi. Ten urodzony w Czechach, niedaleko tego miejsca kapłan wyjechał na misję do USA w XIX w. i został tam biskupem. Za dokonania we wdrażaniu katolicyzmu na terenie Ameryki został pierwszym amerykańskim świętym. 

kaplica biskupa Neumanna pod skałą Hochstein

I tu popełniliśmy z kolegą błąd, zamiast zawrócić z niebieskiego szlaku na czerwony poszliśmy przed siebie w dół licząc, że dojdziemy leśnymi drogami, które widzieliśmy na mapie do celu. Tak się też stało, ale nachodziliśmy się dobre dziesięć kilometrów więcej i po powrocie nogi wchodziły nam do d… Takie to są przygody nie raz na pionierskim szlaku. Dzięki temu zwiedziliśmy jeszcze ładne niemieckie miasteczko, bo wylądowaliśmy na trochę w Niemczech. Po błądzeniu po wioseczkach trafiliśmy do Haidmühle. To graniczna wieś, gdzie powinniśmy zejść od razu. Jest to klimatyczne miejsce żyjące z turystów, którzy stąd wyruszają w góry, bo szlak na Tristolicnik odkryliśmy idąc już na przejście graniczne. Po drodze raziły w oczy pomniki ku pamięci synów tej ziemi walczącej dla hitlerowskich Niemiec.

grupy skał widoczne z Hochsteina

Tak dotarliśmy w końcu z powrotem do Czech, do zanikającej osady Nové Údolí (Neuthal/Nowa Dolina). Kiedyś osada miała z 250 obywateli, jednak niedawne czasy spowodowały jej zanik. Tutaj było można przejechać się pociągiem z Czeskich Budziejowic, trasą kiedyś aż do Passau. Jednak za komuny ludność wysiedlono, pociągi kończyły bieg w niedalekim, położonym 5 km dalej Stożcu. Tam mieliśmy dotrzeć ostatecznie na nocleg. I tu zdarzył się cud! Byliśmy załamani perspektywą marszu kolejnych kilometrów asfaltem. Mieliśmy już serdecznie obaj z kolegą dość. W osadzie okazało się, że stoi pociąg, odnowiona linia do Budziejowic przez Stożec! Zostaliśmy zatem uratowani… obok mini peronu stoi tu wagon, gdzie jest małe muzeum historii kolei regionalnej i bar dla spragnionych w drugim wagonie. Poza tym prowadzi tędy ścieżka rowerowa i w ogóle jest to dobre połączenie transgranicznych tras turystycznych. 

osada Nove Udoli

Jeszcze jedna ciekawa historia na koniec. Za komuny na granicę jeździły tylko kontrolowane pociągi manipulacyjne po drewno. Parę metrów torów było wyrwanych. Wioska Haidmühle już położona w Niemczech dalej funkcjonowała. Jednak w 1974 po niemieckiej stronie aż do miasteczka Jandelsbrunn (18 km) tory wyrwano. Czesi po opadnięciu stalowej kurtyny odnowili trasę aż do Nowej Doliny. Nawet paru zapaleńców ze spółki Pošumavské jižní dráhy (Poszumawskie Koleje Południowe) wybudowało 105 m torów aż na samą granicę. W sezonie można się przejechać historycznym pociągiem, a kolejowi zapaleńcy mogą przejechać się nawet na drezynie. Można więc wykupić bilet i przejechać się aż do samego Passau w Niemczech. Na odcinku bez torów po niemieckiej stronie kursuje autobus. 

krajobraz rejonu Haidmuhle skąd wypływa Wełtawa

W tym miejscu wpływa również do Czech Studená Vltava (Kalte Moldau/Zimna Wełtawa), która tworzy się 3 km za Haidmühle połączeniem trzech górskich potoków. Kto był w Pradze wie, jak wygląda ta rzeka po zasileniu przez wszystkie dopływy.  Ja szczęśliwie dojechałem pociągiem do wsi Stożec, gdzie zakończyła się ta niezapomniana przygoda. Tak naprawdę brakło pięciu minut, by nam odjechał… No jeszcze na dobitkę zostało przejście na drugi koniec wioski, gdzie czekał nocleg. Warto przeżywać takie ciekawe chwile, bo człowiek wiele się uczy i pokornieje. W każdym razie pasmo Szumawy urzekło mnie swym pięknem. Oceńcie to sami oglądając galerię zdjęć z wyprawy. Zapraszam też do opisu pierwszej części pobytu w tych górach. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

z

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

1 komentarz

  1. Globtroterek

    Te skały przypominają nam trochę nasze z Gór Stołowych 😉 Wielka szkoda, że las jest w takim stanie. Mimo wszystko my też będziemy kiedyś musieli się wybrać w te miejsca, na górską wycieczkę 😉

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »