Wędrówka przez Campo Imperatore- z Corno Grande na Picco Confalonieri i dalej
Dzisiaj obiecany opis drugiej części wędrówki po cudownym płaskowyżu Campo Imperatore we włoskich Apeninach. Ostatnio wędrowaliśmy wspólnie na najwyższy szczyt tego pasma – Corno Grande, dziś pokaże Wam jak najłatwiej stamtąd zejść i co można robić dalej ciesząc się pięknym dniem. Delektowałem się widokami ze wschodniego wierzchołka całą godzinę, by w końcu ruszyć na dół. Wybrałem zejście tzw. Via normale, czyli najłatwiejszą trasą na kulminację Apeninów. Względną łatwość szlaku mogłem rozpoznać po tłumach turystów, którzy wchodzili właśnie tędy. Zaraz na początku należy uważać, by nie zgubić szlaku, gdyż ten schodzi z grani szczytowej w prawo i potem ostro w dół po stromych skałach. Na wprost zaś prowadzi nieoznakowana ścieżka grzbietem odchodzącym od wierzchołka na wschód, która później łączy się z właściwym znakowanym szlakiem (Via delle creste).
Trasa zejściowa jest początkowo dość ostra jak to w wysokich górach, gdzieś trzeba stracić wysokość. Po schodzeniu w dół mamy punkt widokowy na słynny lodowczyk Ghiacciaio del Calderone, najbardziej na południu Europy zlokalizowany lodowiec! W tym miejscu mamy dwa warianty ścieżki do dalszego zejścia, obie schodzą się kilkaset metrów poniżej. Wspaniale też prezentują się stąd pozostałe wierzchołki Corno Grande. Po połączeniu ścieżek jest odbicie w prawo na przełęcz Passo del Cannone, skąd zaczyna się podejście na zachodni szczyt. My skręcamy w lewo obniżając się wzdłuż tego bocznego grzbietu. Szlak prowadzi tu po nieprzyjemnych piargach, więc należy być ostrożnym. Spotkamy tutaj obelisk poświęcony Giovanniemu De Giorgi i Massimiliano Cassa. To byli żołnierze z garnizonu w L’Aquili, którzy zginęli podczas wycieczki w listopadzie 2014 r.
Po kilku minutach szlak łączy się ze ścieżką graniową i wznosi krótkim podejściem na siodło przełęczy Sella del Brecciaio ( 2506 m). Stąd można udać się na ferratę wyprowadzającą na cudny szczyt Corno Piccolo, którego niezwykły kształt przyciągał moją uwagę od początku zejścia. Ja kontynuowałem zejście w kierunku parkingów i kolejki na Campo Imperatore. Do przejścia miałem zanikający lodowczyk Ghiaione del Brecciaio. Zejście z jego czoła do kolejnej doliny było dość nieprzyjemne, bardzo sypkie. Na dole odchodził w prawo szlak do schroniska Rifugio Giuseppe Garibaldi. Ja jednak musiałem znowu trochę się wspiąć na siodło Sella di Monte Aquila. Tutaj byłem już rano, ale postanowiłem nie schodzić tym samym trawersem co wcześniej, tylko zdobyć jeszcze jedną tego dnia górę.
I tak fajną graniową trasą wszedłem na Picco Confalonieri mierzący 2422 m. Z wierzchołka roztaczają się fenomenalne widoki. Mogłem zobaczyć całą swoją trasę na Corno Grande, genialny szpic Corno Piccolo, czy szczyty po drugiej stronie doliny, z przykuwającymi uwagę Pizzo Intermesoli, Pizzo Cefalone, Cima Giovanni Paolo II oraz najbliższy Monte Portella. Właśnie poniżej tej góry stoi urocze schronisko Rifugio Duca degli Abruzzi, gdzie był czas na posiłek i pyszną kawkę. To miejsce jest najbliżej usytuowanym punktem widokowym od parkingów i kolejki, więc wchodzi tu mnóstwo turystów, głównie tych „niedzielnych”. Wejście zajmuje niecałą godzinkę, natomiast w dół zbiegłem w 40 minut. Kapitalnie spod schroniska prezentuje się płaskowyż Campo Imperatore i całość zabudowań w otoczeniu górnej stacji kolejki Funivia del Gran Sasso d’Italia.
Tym samym po wspaniale spędzonych kilku godzinach w Apeninach pozostał mi tylko zjazd na parking przy dolnej stacji w Fonte Cerreto, gdzie czekał mój samochód. Ale wcześniej pozwiedzałem wszystko co się dało, wszedłem do kaplicy Madonna Della Neve, gdzie są zdjęcia poświęcone wizycie w tym miejscu papieża Jana Pawła II, a także zaliczyłem hotel, gdzie był więziony Mussolini, ale to wszystko opisałem w pierwszej części opowieści o zdobywaniu Corno Grande, do czytania której zapraszam, kto przeoczył… Na koniec jak zawsze polecam obejrzenie galerii zdjęć z tych magicznych miejsc, które udało mi się odkryć! Kto ma ochotę może postawić mi kawkę, bym nie zasnął podczas długo godzinnych prac nad każdym artykułem. 🙂 Z górskim pozdrowieniem
Marcogor