Wybierz stronę

Kamień nad Jaśliskami, czyli spotkanie z legendą

Kamień nad Jaśliskami, czyli spotkanie z legendą

Kolejny wiosenny weekend poświeciłem na poznanie tajemniczej góry Kamień nad Jaśliskami. Tamte tereny Beskidu Niskiego nie były mi szerzej znane, więc przyszła pora nadrabiać zaległości. Słyszałem wcześniej od kolegi , że góra ukrywa kilka sekretów i jest atrakcyjna krajoznawczo. Wycieczkę rozpocząłem w miejscowości Jaśliska, znanej z tego, że kręcono tutaj sceny do polskich filmów, jak „Wino truskawkowe”, czy ostatnio „Boże Ciało”. To dawne miasto wyróżnia zabytkowy zespół zabudowy drewnianej z zachowanym układem urbanistycznym dawnego miasteczka w rynku. Stoi tu także Kościół pw. św. Katarzyny – murowany, wybudowany w latach 1724–56, rozbudowany w 1912. Wewnątrz znajduje się m.in. cudowny obraz Matki Bożej Królowej Nieba i Ziemi (Matka Boska Jaśliska), z XV w. Obraz ten, otaczany kultem i stanowiący cel pielgrzymek Słowaków i Łemków, został ukoronowany przez Jana Pawła II.

kościół w Jaśliskach

Inne ciekawostki to kapliczka „Na Szwedzkim Kurhanie”, cmentarz wojenny z I wojny św. oraz Kaplica na Łamańcach, przy drodze do Lipowca. Wewnątrz kaplicy znajduje się stara figura ukrzyżowanego Zbawiciela, na tle sylwetek stojących pod Krzyżem Matki Bożej i Św. Jana Ewangelisty oraz panoramy Jerozolimy. I właśnie w stronę Lipowca wyruszyliśmy żółtym szlakiem z moją grupą zwiedziwszy kaplicę. Prawdziwy start w góry nastąpił, przy Gutkowej Kolibie, gdzie rozpoczyna się zielony szlak, tzw. Spirytusową Drogą, ze względu na jej dawny przemytniczy charakter. Przy starej drodze do Lipowca można zostawić bez problemu samochód i zrobić stąd pętlę.

początek zielonego szlaku przy Gutkowej Kolibie

Gospodarstwo agroturystyczne powstało tutaj na terenie dawnej zagrody łemkowskiej. Przechodząc przez mostek na potoku Bełcza dostrzegamy stylizowaną kapliczkę z 2011 r, z ikoną Chrystusa namalowaną w kanonie Mandylionu, autorstwa Olgierda Sołtysa. Podejście w masyw Kamienia jest przyjemne, po wejściu na wierzchołek Łozowej zaczynają się atrakcje masywu Kamienia. Ale już po kilkunastominutowym podejściu dochodzimy do krawędzi lasu, skąd roztacza się szeroka panorama Jaślisk, doliny dolnego Lipowca, oraz okolicznych gór: Tokarni, Kamarki, Petrosa, Bani Szklarskiej i pasma Jawornika – aż po Polańską.

panorama Jaślisk

Góra zwana też Bieszczadem, wysoka na 857 m jest najwyższym szczytem w całym wschodnim i środkowym Beskidzie Niskim. Jest ona rozłożysta, dwuwierzchołkowa, o spłaszczonej wierzchowinie szczytowej, o mało wyraźnie zaznaczonych wierzchołkach i stromo opadających zboczach, górujących nad Jaśliskami. W górnej części wzniesienia występują na zboczach formy skalne w postaci wychodni piaskowca, ścian i okazałych bloków skalnych. Rzeźbę urozmaicają zarośnięte lasem duże wyrobiska po dawnych kamieniołomach położone na południowym, północnym i zachodnim zboczu.

teren osuwiska

W kilku z nich, po opadach można zaobserwować jeziorka okresowe, niestety sucha wiosna spowodowała, że nic nie znalazłem. Powyżej połączenia z żółtym szlakiem idzie się zboczami olbrzymiego osuwiska. Widać nadal olbrzymie zwały ziemi i materiału skalnego, jakie runęły w dół. Można odnaleźć za to unikatowe bagniska zwane przez miejscową ludność „berezedniami”. Teren ten należy już do rezerwatu przyrody „Kamień nad Jaśliskami”. Niekiedy nad pobliskimi mokradłami i bobrowymi zalewiskami na Bełczy uda nam się wypatrzeć czaplę siwą, a także bociana czarnego.

dawne wyrobiska kamieniołomu

Po stromym podejściu dochodzimy do krawędzi skalnego urwiska, skąd pomiędzy gałęziami (szczególnie, gdy zimą pozbawione są liści) można wypatrzeć dalekie szczyty zachodniej części Beskidu Niskiego (m. in. Busov i Lackową), a nawet, przy dobrej widoczności Cergov i Tatry. I nam się to udało! Na południowo-zachodnich stokach Kamienia nad Jaśliskami wprawne oko geologa bez trudu rozpozna efekty procesów osuwiskowych, jakie w decydujący sposób modelowały ten obszar. Ogromne masy skalne osunęły się tutaj, tworząc rozległe gruzowiska oraz nisze osuwiskowe, w których w okresie roztopów gromadzi się woda. W jednej z takich nisz tworzy się wczesną wiosną malownicze okresowe jeziorko zwane Sinym Wyrem, (widoczne z naszego szlaku poniżej urwiska), ale niestety nie dane nam było tej wiosny zaobserwować te cuda.

wierzchołek Bieszczada

Teren ten był także do początków XX wieku obszarem intensywnej eksploatacji kamienia. Z miejscowych, gruboławicowych, twardych piaskowców wytwarzano w Jaśliskach kamienie młyńskie, żarna, a także kamienie węgielne pod drewniane budynki. Do dziś w herbie miasteczka widzimy skrzyżowane młotki kamieniarzy. Szczytowe partie góry Kamień są dosłownie poryte pozostałościami dawnych wyrobisk. Po kolejnym dość stromym podejściu dochodzimy prawie do granicznego węzła szlaków. Wcześniej ku północy odbiega ścieżka, która w kilka minut doprowadza do najwyższej kulminacji masywu. Miejsce to sygnalizuje olbrzymi kopiec usypanych kamieni. Nieopodal odnajdziemy obelisk upamiętniający wycieczkę, jaką odbył tutaj Karol Wojtyła. Jest też tabliczka szczytowa.

obelisk papieski na szczycie Kamienia

Po dwóch godzinach marszu należał nam się odpoczynek. Okazało się, że na południową stronę, dzięki wiatrołomom są tu całkiem fajne widoki na słowacką część Beskidu Niskiego. Wypoczęci ruszyliśmy w kierunku granicy polsko- słowackiej, gdzie leży niższy wierzchołek Bieszczada. Stąd postanowiliśmy cofnąć się szlakiem granicznym na zachód, gdzie można zobaczyć odrestaurowane cmentarze z I wojny światowej, podczas której góra Kamień była terenem zaciekłych walk pomiędzy armią rosyjską i austro-węgierską.

widok ze szczytu Bieszczada

Idąc granicą napotykamy sześć nekropolii i pojedynczych grobów po słowackiej stronie, by na wysokości ostatniej (szóstej z kolei) nekropoli po słowackiej stronie, w pobliżu słupka granicznego nr 134/2 odnaleźć również cmentarz wojenny po polskiej stronie. Te napotkane leśne nekropolie położone w miejscu zwanym Czereniny od czasu ostatniej wojny długo były zapomniane, mało kto o nich wiedział, mało kto potrafił je odnaleźć. Zarastały przez wiele lat, sytuacja jednak zmieniła się, gdy cmentarzami zaopiekowała się grupa pasjonatów z Jasła: GIN – Galicyjska Inicjatywa Nekropolia. Na pobliskim drzewie wisi nawet dzwon wykonany z oryginalnej łuski armatniej.

jedna ze słowackich nekropolii

Po tych odkryciach przyszła pora powrotu do skrzyżowania szlaków. Tam odnajdujemy skrzynkę z księgą wpisów, zatem nasz ślad bytności w tym miejscu musiał pozostać. Idziemy granicą czerwonym i niebieskim szlakiem. Na grani zwanej Fujów niebieski szlak odbija w prawo w dolinę Bełczy, gdzie poprowadzono ścieżkę dydaktyczno- przyrodniczą, my kontynuujemy wycieczkę dalej czerwonym, aż do przełęczy, wchodząc jeszcze na mało wybitny Fedorkov. Po drodze mijamy także odbicie do źródełka Laborca, by ściśle granicą dotrzeć na siodło przełęczy Beskid nad Czeremchą ( Certizske sedlo). Rozdziela ona szczyty Klin (687 m n.p.m.) i Fedorkov (766 m n.p.m.). Przez przełęcz przebiega droga łącząca polską wieś Jaśliska ze słowacką wsią Čertižné, prowadząca dalej do Medzilaborec .

widok na przełęcz

Tutaj czekała na nas niespodzianka w postaci patrolu straży granicznej, który pilnuje, by nie przekraczać granicy państwa w czasach epidemii… Na szczęście zapytali tylko grzecznie, czy nie byliśmy na Słowacji i strach minął! Pozwolili nawet zrobić fotki, a stoją tam: drewniana turystyczna wiata z ławami dla turystów oraz słowacki metalowy słupek drogowskazowy szlaków turystycznych. Jest też polska brama -witacz gminy Jaśliska, a także piękna „Boża Męka” – drewniany krzyż z blaszaną figurą Chrystusa Ukrzyżowanego na kamiennym postumencie. Kilka fotek i zaczęliśmy szybki odwrót, co by wojacy się nie rozmyślili…

witacz na przełęczy

Schodziliśmy wygodną, kamienistą drogą, dawnym traktem węgierskim, która miała niegdyś ważne znaczenie gospodarcze. Leżąc na szlaku handlowym z Węgier do Polski: Budapeszt – Miszkolc – Koszyce – Preszów – Stropkov – Przełęcz Beskid nad Czeremchą – Jaśliska – Przełęcz Szklarska – Rymanów – Sanok. Pierwszą osadą po polskiej stronie granicy była Czeremcha, ale wcześniej w miejscu zwanym Kasarnia odnajdujemy ruiny wojskowej strażnicy z okresu międzywojennego. Zaś trochę niżej spotykamy wiatę, wraz z mapą ścieżki rowerowej, która również tędy przebiega. Jest więc okazja na kolejny posiłek, przed dalszą wędrówką. Docieramy potem do Czeremchy.

wiata rowerowa na rozdrożu w Czeremsze

W dolinie zachowały się nieliczne ślady po dawnych mieszkańcach: cerkwisko, kilka nagrobków na dawnym cmentarzu, ruiny strażnicy oraz kilka przydrożnych krzyży. Na cmentarzu stoi też nowy nagrobek pani Janet Fuchila, obywatelki Stanów Zjednoczonych. Jej przodkowie wywodzili się stąd, o czym słyszała z opowieści matki i tutaj nakazała, by pochowano jej prochy. Tę niezwykłą opowieść przekazał nam bardzo miły gospodarz Gutkowej Koliby. Idąc dalej w dół doliny w pewnym momencie drogę przebiegła nam wataha wilków… na szczęście byliśmy w bezpiecznej odległości! Po lewej stronie pojawiła się odnoga drogi, prowadzącej do warownych okopów konfederatów barskich, ale nikomu już się nie chciało tam podejść.

miejsce po cerkwi w Ceremsze

W końcu zeszliśmy do wylotu doliny Bełczy, gdzie do żółtego szlaku, prowadzącego z przełęczy dołączył niebieski. W sumie są cztery możliwości podejścia na szczyt Bieszczada. Teraz przy drodze zaczęły się nam ukazywać interesujące drogowskazy, jak np: Babadag 1034 km, czy Nordkapp 3190 km. Ktoś miał fantazję… postawienie tych tablic jest inicjatywą jednego z prywatnych właścicieli okolicznych gruntów. Nordkapp to Przylądek Północny, najdalej wysunięty na północ punkt świata, do którego można dojechać drogą kontynentalną. Leży w trudno dostępnej Arktyce 2100 km od bieguna północnego, za najdalej na północ wysuniętym miastem świata. Zaś Babadag to miasto w Rumunii, bardziej jest nam znane z twórczości Andrzeja Stasiuka, współczesnego prozaika mieszkającego niedaleko mnie w łemkowskiej wiosce. Napisał on książkę „Jadąc do Babadag” o zapomnianych miejscach Europy Środkowej, uważanych powszechnie za brzydsze i gorsze. Mijamy także ciekawy schron turystyczny z fajnym regulaminem dla turystów, który znajdziecie w galerii.

jeden z wesołych drogowskazów

Tak niepostrzeżenie weszliśmy do kolejnej wymarłej wsi- Lipowca. Po drodze mijając następne ciekawe drogowskazy, jak np. ul. Starowiślna w Krakowie 64h, Howerla 12 h, Tokaj 78h. Ta dawna ludna, łemkowska wieś, obecnie jest praktycznie prawie pusta. Ma zaledwie kilku stałych mieszkańców prowadzących gospodarstwa agroturystyczne, jak Gutkowa Koliba i Ostoja. Najpierw naszym oczom ukazały się ruiny budynków działającego tu w latach powojennych Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Lipowcu (PGR). Zaraz dalej po przeciwległej stronie drogi widzimy tabliczki z nazwami ulic – ustawione przy polnych drogach, wskazują ulicę Babciną i ulicę Dziadkową. I znowu ciarki przechodzą po plecach… ile tu jest zapomnianej historii tej ziemi i jej mieszkańców.

cerkwisko i cmentarz w Lipowcu

Centrum Lipowca to obecnie głównie zabudowania gospodarstwa agroturystycznego „Ostoja” stworzone w 1998 roku przez Józefa Kuśnierza, stworzone z pasji do koni i miłości do Beskidu Niskiego. Stąd zatem rozchodzą się szlaki konne w teren. Spośród łemkowskich wiosek Lipowiec wyróżniał się liczbą cerkwi jakie posiadał w czasach świetności. Przez pewien czas stały we wsi trzy cerkwie. Teraźniejszość jest brutalna, o jej świetności świadczą nietrudne do odnalezienia ślady historii (miejsca po cerkwi, cmentarze, krzyże i kapliczki przydrożne). Najlepiej zachowane jest miejsce po unickiej cerkwi zbudowanej w latach 30-tych.

kaplica Warianków

Idąc w górę wsi, po przekroczeniu Bielczy cerkwisko znajduje się zaraz po lewej stronie, na niewielkiej wyniosłości terenu, odnajdziemy tu także cmentarz, gdzie zachowało się kilka nagrobków. Natomiast poniżej mostku, po lewej stoi owiana legendą kapliczka zbudowana na początku XX-go wieku przez rodzinę Warianków . Zbudowana została z kamienia rzecznego w 1911 r. Wewnątrz wisi ikona Matki Bożej z Dzieciątkiem, umieszczona tam przez miejscowych grekokatolików, którzy w okresie międzywojennym przeszli na prawosławie. 

W dniu 26 maja 1949 trzech chłopców z Jaślisk bawiło się w księży okadzając kapliczkę tlącymi się elementami z ogniska. Doszło do zaprószenia ognia i część ołtarza w kapliczce zaczęła się palić. Dwóch chłopców, przebywających w kapliczce rozpoczęło gaszenie pożaru, a trzeci – Janek Bukowczyk, przebywający wówczas przy ognisku, usłyszał łoskot toczącego się nań z góry głazu. Odwrócił się i ujrzał postać Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku w promieniach zachodzącego Słońca. Pogroziła mu ona palcem i powiedziała: Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Bukowczyk pobiegł do chłopców, którzy w międzyczasie ugasili ogień, zabrał ich ze sobą, ale Matki Bożej już nie było. Chłopiec opowiadał, że była ona podobna do osoby z obrazu w kapliczce, jednak dużo piękniejsza.

Wiadomość o objawieniu rozeszła się szybko po okolicy. Mimo okresu stalinowskiego, rozwinął się ruch pielgrzymkowy, zarówno indywidualny, jak i grupowy, który trwa nieprzerwanie do dziś. Kapliczką opiekuje się rodzina Lorenców z Jaślisk, a także córki fundatora z Kanady. W miejscu objawienia w 1993 Stanisław Lorenc wybudował drewnianą kapliczkę z dużą figurą Matki Bożej. Było to wotum wdzięczności za uratowanie jego synowej. Przy drodze do Jaślisk stoi natomiast drewniany Jurkiw Krest (krzyż) z 1903. Pomiędzy kościołem w Jaśliskach, a miejscem objawień ustawiono stacje Drogi Krzyżowej. Kolejna niesamowita historia z tego dzikiego regionu Beskidu Niskiego.

kaplica na Łamańcu w Jaśliskach

Nam pozostało tylko zejście do auta, przy Gutkowej Kolibie. Po drodze napotkałem jeszcze kilka kapliczek i przydrożnych krzyży, ludzie tutaj muszą być do dziś bardzo religijni. Na koniec tego wspaniałego dnia udaliśmy się całą grupa do koliby, gdzie gospodarz, były geolog ugościł nas kawą i ciastem i opowiedział kilka z tych niezwykłych opowieści. Na werandzie ma kolekcję minerałów z góry Kamień oraz militariów- pamiątek po dwóch wojnach. Miło nam upłynął czas i trzeba było wracać do domów. Polecam każdemu naprawdę odwiedziny takich mało znanych rejonów Beskidów, gdzie historia miesza się i łączy z pięknem natury i możemy odnaleźć wiele magicznych miejsc. Na koniec zachęcam do zajrzenia na fotorelację z wypadu. Zapraszam też do czytania mych innych wpisów o sercu bliskim Beskidzie Niskim. Z górskim pozdrowieniem

 Marcogor

 

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

7 komentarzy

  1. Bielsko24

    super zdjęcia 🙂 jak dobrze, że w naszym kraju jest wiele takich pieknych miejsc do zwiedzania bo w tym roku raczej zagraniczne tereny na podróże u nas przynajmniej w planach odpadają 🙂

    Odpowiedz
  2. mirosado

    ekstra wycieczka, fajny opis. Bywałem tam swego czasu, najczęściej wędrowałem z namiotem, samotnie i sypiałem „na dziko”. Dawne czasy!

    Odpowiedz
  3. Halina

    Wspaniała wycieczka, i swietna relacja. tyle informacji, że nawet w przewodnikach nie ma więcej.
    Od dłuższego czasu czytam twój blog i bardzo mi się on podoba. obszerne opisy ciekawych miejsc, fajne zdjęcia, tak trzymaj. pozdrawiam . Halina.

    Odpowiedz
  4. kefir

    Też się kiedyś szwędałem po tych okolicach:)

    Odpowiedz
  5. Ewa

    Znowu przeniosłam się w moje ulubione strony. Piękny przekaz. Dziękuję

    Odpowiedz
  6. Saszek

    Na piesze wycieczki nie potrzeba niczego innego. widoki na Beskidzie niskim są przepiękne i rozległe. Jedno z lepszych miejsca na spokojniejsze spacery i swobodne oddychanie pełna piersią. Ludzi też tam mniej niż w wyższych górach, same zalety.

    Odpowiedz
  7. Sławek

    Beskid Niski jest magiczny, piękny i tajemniczy. Bez turystów, spokój, cisza;

    Super artykuł, miło się czyta – można zaplanować nowe miejsca do zwiedzenia w Beskidzie Niskim, który dla nas jest jeszcze nieodkryty.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »