Przez Magurkę i Jaworowy Wierch na Budin i Petrovkę
Korzystając z pięknej pogody pewnego grudniowego dnia wybrałem się na wycieczkę w pasmo Magury Orawskiej. Chciałem poznać jej część zwaną Budinską Magurą wraz z fragmentami Pogórza Orawskiego, by wejść na najwyższy szczyt tego ostatniego, brakujący mi do Korony Gór Słowacji. Magura Orawska (słow. Oravská Magura) znajduje się w północnej części Słowacji, w historycznym regionie Orawa. Według polskiej regionalizacji fizycznogeograficznej należy do Beskidów Zachodnich, Słowacy zaś zaliczają ją do mezoregionu Stredné Beskydy. Pasmo leży między rzekami Orawą i jej dopływem Zázrivką, a Białą Orawą na północy. Ciągnie się z południowego zachodu na północny wschód pasem szerokości 5–10 km i długości 36 km. Biała Orawa oddziela je od Beskidu Żywieckiego, a Orawa od Gór Choczańskich i Pogórza Skoruszyńskiego. Na południowym zachodzie Magura Orawska graniczy z Małą Fatrą, oddziela je dolina potoku Zázrivka.
Magura Orawska jest dzielona na trzy mniejsze jednostki:
-część centralną z Minčolem (1394 m) i Kubińską Halą (1346 m), zwaną też czasem pasmem Kubińskiej Hali;
-część północną z Paraczem (1325 m) i Príslopcem (1258 m), zwaną grupą Paracza;
-część wschodnią z Budínem (1222 m) i Magurką (1107 m), zwaną od najwyższego szczytu pasmem Budína (a przez Słowaków wyróżnianą czasem jako Budínska Magura).
Pasmo Budína oddziela od centralnej części, tj. Pasma Kubińskiej Hali, dość głęboka, wyraźna przełęcz Príslop (808 m). Odwiedziłem kiedyś już pasmo Kubińskiej Hali, więc teraz padło jak wspomniałem na pasmo Budina wraz z pogórzem.
Wycieczkę z wesołą kompanią z Gorlickiej Grupy Górskiej zaplanowałem tak, że rozstawiliśmy auta na początku i końcu zaplanowanej wędrówki. To ułatwiło logistykę i powrót do punktu wyjścia, choć zawsze można skorzystać z komunikacji publicznej, która kursuje regularnie na ruchliwej trasie Dolny Kubin – Namestowo. Na start wyznaczyłem miasteczko Twardoszyn, w którym najstarszym zabytkiem jest drewniany gotycki kościółek z II połowy XV wieku z barokowym ołtarzem z XVIII w. Ale tym razem pociągały mnie góry, a nie zwiedzanie. Auto zostało na parkingu przy cmentarzu i wyruszyliśmy niebieskim szlakiem w górę. Najpierw ulicami miasta, a potem wygodną żwirową drogą, która doprowadziła nas pośród malowniczych łąk pod Skałkę, tj. duży ostaniec skalny z krzyżem na szczycie i kaplicą Matki Bożej. Obok postawiono zadaszoną wiatę, widocznie to miejsce kultu przyciąga dużo pątników. Ale lokalizacja jest bardzo czarująca…
Oczywiście musiałem się wspiąć na górę, by lepiej zobaczyć ładne widoki na okolicę. Na dole jesień walczyła z zimą, oszronione pola i łąki wspaniale oddawały porę roku, jaką wybrałem na tę eskapadę. Zresztą im wyżej podchodziliśmy, już normalnym szlakiem w terenie, tym panoramy były rozleglejsze. Coraz lepiej było widać wierzchołki Tatr Zachodnich, czy pobliskie Góry Choczańskie. Szliśmy malowniczymi łąkami, aż na szczyt Jaworowego Wierchu, będącym najwyższym szczytem Pogórza Orawskiego. Inni kartografowie według innego podziału pierwszeństwo dają wierzchołkowi Kopca, który zatem musiałem też kiedyś odwiedzić! Pod kulminacją Javorovego Vrchu, mierzącego 1076 m stoi nowa zadaszona wiata, gdzie można się schronić przed złymi warunkami atmosferycznymi. Widoki na południe są naprawdę genialne, więc delektowaliśmy się nimi długo.
Dalsza trasa biegła przez przeł. Priehyby, skąd wychodzi zielony szlak nad Zalew Orawski. My podążaliśmy dalej niebieskim do siodła Pod Magurką. Tutaj dołączył czerwony szlak biegnący głównym grzbietem Magury Orawskiej. Będąc tak blisko stwierdziłem, że trzeba zdobyć przy okazji wierzchołek Magurki, mierzący 1107 m. Ten charakterystyczny szczyt widziany jest z daleka, także z Polski i łatwo rozpoznawalny dzięki olbrzymiemu przekaźnikowi tv na górze. Na podejściu odkryłem ciekawą, murowaną miejscówkę, tj. ” Útulňa pod Magurkou”, gdzie można przenocować po wcześniejszym uzgodnieniu z tutejszym „chatarem”. Masywna, zalesiona sylwetka Magurki dominuje od południa nad Namiestowem.
Magurka jest charakterystycznym punktem orientacyjnym w panoramie Kotliny Orawskiej ze względu na wzniesioną na jej szczycie i widoczną z daleka jak wspomniałem wysoką wieżę przekaźnika telekomunikacyjnego. Ze Słanickiej Osady nad brzegiem Jeziora Orawskiego na sam szczyt pod przekaźnik prowadzi wąska, asfaltowa szosa (zakaz ruchu pojazdów mechanicznych poza uprawnionymi). Z małej polanki poniżej wierzchołka możemy dojrzeć wody Zalewu Orawskiego i Tatry. Poza tym teren jest ogrodzony i niedostępny, zatem zawróciliśmy z powrotem w dół na siodełko pod Magurą, by dalej kontynuować wycieczkę czerwonym szlakiem przez Budinską Magurę. Szliśmy już teraz lasem, po grani, by osiągnąć kulminację Budina mierzącego 1221 m. Tutaj zastaliśmy już warunki zimowe…
Szczyt Budína wznosi się mniej więcej w połowie długości tego pasma. Stanowi go niezbyt wybitne wzniesienie głównego grzbietu pasma. Sam szczyt jest zalesiony, większe polany znajdują się na grzbiecie po obu jego stronach. Z nich mogliśmy znowu zaobserwować piękne widoki na słowackie góry. Wędrowaliśmy dalej granią osiągając drugi wierzchołek, zwany Budin II ( 1184 m). Kawałek dalej weszliśmy na również zalesiony wierzchołek Šubovki ( 1127 m). Tutaj skręciliśmy ostro na niebieski szlak i odtąd czekał nas spacer w dół. Strome zejście po kilku minutach przeszło w łagodny trawers leśną drogą i doprowadziło nas na siodło „Pri Petrovke”. Tu wybudowano kolejny schron turystyczny, których jest mnóstwo na tej trasie. Znowu mogliśmy wygodnie trochę odpocząć po trudach nagłego tracenia wysokości, ale za to później czekała nas wspaniała wędrówką przez następne widokowe hale, już prawie do samego końca naszego wypadu.
Szybko osiągnęliśmy mało wybitny wierzchołek Petrovki ( 942 m), z którego wspaniale prezentuje się Wielki Chocz. Potem przetrawersowaliśmy kulminację Čížikovej, by zejść do lasu schodząc coraz niżej. Na rozstaju ” Za Lučivným”, gdzie odgałęzia się żółty szlak do wsi Nižná mieliśmy już blisko do dna doliny, którą płynie rzeka Orava. Trzymaliśmy się do końca niebieskich znaczków, które doprowadziły nas do uroczej wioski Podbiel. Na parkingu przy kościele czekał na nas samochód. Przed przejściem mostem przez Oravę odchodziła w bok ścieżka przyrodnicza na ciekawą wychodnią skalną zwaną Červená skala, ale brakło już na nią czasu, bo musieliśmy jeszcze pojechać po drugie auto i wrócić do domu. Zatem będzie po co tam wracać, gdyż w pobliżu jest też ładny wodospad. A nam czasu przed zmrokiem, bo grudniowy dzień jest przecież krótki, starczyło tylko na szybkie obejrzenie centrum Podbielu. A jest tam co zobaczyć!
W 1977 część wsi (Bobrova) została uznana za rezerwat architektury ludowej – ocalała tutaj drewniana zabudowa charakterystyczna dla środkowej Orawy. Podbiel jest dwurzędową wsią ulicową, z trójkątnym placem wokół kościoła. Wzdłuż głównej drogi stoją drewniane chaty zrębowe, kryte gontem z rzeźbionymi gankami, najczęściej ustawione rzędem ku ulicy swoją węższą ścianą. W jednym rzędzie stoi ich kilka, często wraz z zabudowaniami gospodarczymi. Najbardziej interesująca jest tzw. Bobrova raľa – kompleks domów zbudowanych w jednej linii. Budynki mają wspólne podwórza, umieszczone prawie w identycznych odległościach od siebie, otwarte od strony ulicy. Miejscowe domy pochodzą z II połowy XIX i początku XX wieku – na niektórych belkach stropowych zachowały się daty i nazwiska budowniczych.
Większość zabytkowych domów nie jest obecnie zamieszkana, ale w niektórych mogą przenocować turyści. Innym ciekawym obiektem jest zrekonstruowany budynek dawnej szkółki kościelnej, w którym urządzono niewielkie muzeum etnograficzne. Od całkowitej ruiny uratowano również zabudowania huty z XIX wieku. Także zdecydowanie mam tu po co wracać, żeby na spokojnie odkryć te cuda, coś a’ la nasz Chochołów. Wycieczka nie była specjalnie długa, w sam raz na krótki dzień. Ale widoki, dzięki też fantastycznej pogodzie urzekały i polecam każdemu na spokojny spacer. Ten region Słowacji wciąż jest słabo znany przeze mnie i będę tu zapewne powracał nie jeden raz. A na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu i czytania innych wpisów z cyklu KGS. Kto ma ochotę może postawić mi także kawę… Z górskim pozdrowieniem
Marcogor