
Wejście na Pachoł, Spaloną Kopę i Małego Salatyna

Dziś zabiorę Was w jeden z najdzikszych rejonów słowackich Tatr Zachodnich. Są takie doliny na końcu Tatr, które nikt nie odwiedza. Są nieskazitelnie dzikie i puste od turystów, a równie piękne. Zwłaszcza ich część szczytowa, którą pokonałem przechodząc niesamowitą granią, zawieszony w podniebnym świecie. Uroku tej wędrówce dodawała też pochmurna pogoda. Burzowe chmury, które w końcu mnie dogoniły, przejścia w bród przez potoki, gdyż kładki były zerwane w pełni ilustrują klimat tej niezapomnianej wycieczki. Odbyłem ją wiele lat temu z niezawodną ekipą Gorlickiej Grupy Górskiej. Ale po kolei…
By trafić do tego zapomnianego raju musieliśmy dojechać przez Poprad do Liptowskiego Mikulasza. Za samym miastem jest skręt do wsi Bobrovec i Jalovec. Przejeżdżamy je całe dojeżdżając do końca szosy w osadzie Bobrowiecki Wapiennik (słow. Bobrovecka vapenica). Tam zaczynają się szlaki w te najdziksze masywy Tatr. Położony na wysokości 748 m n.p.m. jest miejscem wylotu Doliny Jałowieckiej. Znajdziemy tu końcowy przystanek autobusowy, parking i miejsce biwakowe. Leży ona na obrzeżu Tatr, już na obszarze Kotliny Liptowskiej.
Nad osadą znajduje się duża i równa łąka zwana Lespieńce. Na jej zachodnim obrzeżu, na wzniesieniu stoi kaplica z napisem „Sionská Hora Matky Božej” (w tłumaczeniu na język polski oznacza to: Góra Syjonu Matki Bożej). Moja grupa jednak ruszyła od razu na żółty szlak prowadzący do Doliny Jałowieckiej. Szutrowa droga prowadzi tam wraz ze ścieżką rowerową do „Rázcestie na Tokarinách”, gdzie odbija w lewo zielony szlak prowadzący m.in do Chaty Czerwieniec. Swój bieg rozpoczyna tutaj też tatrzańska magistrala, która łączy większość słowackich dolin.
Po chwili doszliśmy do „Ústie Jaloveckej doliny”, gdzie żółty szlak zagłębiał się w jej mroczny klimat pośród mieszanych lasów, by doprowadzić nas do „Rázcestie pod Lyscom”, gdzie skręciliśmy na zielono- niebieski szlak prowadzący wzdłuż potoku Jalovćanka już Doliną Parzychwost. Na kolejnej krzyżówce szlaki rozchodziły się i stąd rozpoczęła się nasza bardzo przygodowa pętelka. Bowiem tu mieliśmy powrócić na końcu eskapady, by zejść do aut. Potok jest dziki i piękny – pieni się na głazach, a z progów spada huczącymi kaskadami i bystrzycami.
Po 4 km z parkingu przechodzimy przez mostek na Głębokim Potoku, łączącym się niżej z głównym u stóp malowniczego wodospadu. Odtąd idziemy już niebieskim szlakiem w głąb bardzo dzikiej doliny Parzychwost! Odgałęzia się ona od Doliny Jałowieckiej na wysokości około 1000 m i podnosi w północno-wschodnim kierunku, górą podchodząc pod główną grań Tatr Zachodnich, która była naszym celem na pewnym odcinku. Dolina Parzychwost ma długość 3 km i wznosi się od 1000 po 2178 m n.p.m., więc ma dużą deniwelację względną (1178 m) przy stosunkowo niedużej długości.
Początkowy odcinek głównego ciągu doliny Parzychwost jest łagodny, ale górny pod Zawratami jest bardzo stromy. Zwłaszcza końcowy odcinek niebieskiego szlaku wspinającego się na Banikowską Przełęcz przez Zawraty należy do jednego z najbardziej stromych w całych Tatrach. Z tym właśnie przyszło nam się zmierzyć tego lipcowego dnia! A już na początku wędrówki okazało się, że wielka woda po zimie porwała jeden z mostków i musieliśmy przechodzić przez lodowaty potok bez butów… 🙂 Śmiechu było co niemiara, ale daliśmy radę!
Warto przejść tę wyrypę, bo o Dolinie Parzychwost nawet Józef Nyka pisze w swoim przewodniku „Tatry słowackie”, że – „jest to jeden z najładniejszych pod względem krajobrazowym i przyrodniczym szlaków Tatr Zachodnich”. Znaki niebieskie wznoszą się coraz wyżej na zbocze, wiodąc przez przepiękny las górnoreglowy- złożony ze starych krępych drzew, nisko ugałęzionych i obwieszonych porostami. Pokonując go chwilami czuliśmy się jak w dżungli 🙂 , zdecydowanie chodzi tędy garstka turystów! Gdy pojawiają się pierwsze kosówki ścieżka obniża się w parów potoczku.
Przekroczywszy go przechodzi przez wspaniały las w górną część doliny, która zakręca tu w lewo i przyjmuje nazwę Ostre Perci. Po wyjściu z lasu w oddali możemy podziwiać kaskady i bystrzyce na potoku Jalovćanka. Tu zaczyna się najmozolniejszy odcinek trasy! Przekroczywszy na wysokości ok. 1450 m wątły już strumyk, podchodzimy licznymi zakosami wśród łanów kosówki, a później szeroką grzędą. Na trawiastym stoku pod przełęczą kończą się zakosy, a prosto poprowadzona ścieżka należy do najstromszych w Tatrach!
Mozół wspinaczki wynagradzają nam coraz wspanialsze widoki. I tak po 7 km osiągamy Banikowską przełęcz (słow. Baníkovské sedlo- 2040 m)! To siodło w grani głównej Tatr Zachodnich pomiędzy Banówką (2178 m) a Pachołem (2166 m). Przełęcz ta jest jednym z przejść łączących doliny południowej i północnej strony Tatr oraz Orawę z Liptowem. Odsłania się z niej widok na niesamowite otoczenie Doliny Rohackiej i żłób Doliny Spalonej oraz pobliskie szczyty. Po długim odpoczynku ruszyliśmy już graniowym czerwonym szlakiem na pierwszy wierzchołek, czyli Pachoła.
Wydeptana dróżka wznosi się tu, częściowo zygzakiem, stromym i jednostajnie nachylonym zboczem na trawiasty wierzchołek mierzący 2167 m (słow. Pachoľa) . Jest to dość wybitny i wyraźnie wyodrębniony szczyt o kształcie piramidy. Stoi tutaj niewielki, metalowy krzyż, przy którym była obowiązkowa sesja zdjęciowa… 🙂 Ze szczytu mamy rozległe panoramy widokowe. Szczególnie ciekawie prezentują się stąd północne ściany Banówki, grań Rohaczy i Skrzyniarek. Mimo niskich chmur tego dnia na zachodzie ukazał się nam dziki, wypełniony rumowiskami kocioł Dol. Głębokiej.
Dalsza trasa skręca tu ostro w prawo. Grzbiet załamuje się na północny wschód wginając się niewybitną przełęczą (Spalona przeł.). Sprowadza ku niej dość ostra skalista grań, której uskok pokonujemy od zach. nieregularną depresją. Z siodełka podchodzimy w górę, omijając skalne zęby około kwadransa na niepokaźny pd.-wsch. wierzchołek Spalonej (2080 m), a potem zaś, przez szczytową łąkę, na spłaszczony wierzchołek główny (Spalona Kopa 2085 m). Spomiędzy dwóch ramion spada tu ku pn. wsch. Mała Dol. Spalona. Zrobiliśmy tu krótką przerwę, gdyż deszczowe chmury zaczęły nieprzyjemnie podążać ku nam…
Główny grzbiet tatrzański wraca w masywie Spalonej do swego ogólnego pn.-zach. kierunku. Obniża się długą granią Skrzyniarek, pozębioną szeregiem skalnych czub i turniczek, które ścieżka omija to z jednej, to z drugiej strony. Grzbiet Skrzyniarek to coś, co prawdziwe tygryski lubią najbardziej… 🙂 Trudności mamy tutaj umiarkowane, choć ekspozycja miejscami jest znaczna! Ale droga zabezpieczona jest stalowym żelastwem… Widoki zmieniają się ustawicznie, wyróżnia się zwłaszcza masyw Spalonej i Pacholi, podcięty głębokim kotłem.
Po pół godzinie od kulminacji Spalonej stajemy na najgłębszym z kilku siodełek i wyłomów, mając z lewej kamienne połacie Dol. Głębokiej, a z prawej zaś- Dol. Zadniej Salatyńskiej. Wcięcie to leży na wysokości około 1885 m. i zwane jest Przełęczą pod Dzwonem. Stąd grań tworzy dalsze zęby, a potem dźwiga się Salatyńską Kopą, za którą gubi się w przestronnym trawiastym zboczu potężnego Salatyńskiego Wierchu. Zatem czekało nas ostatnie tego dnia mozolne podejście. Przyśpieszyliśmy kroku, gdyż ciemne chmury wyraźnie nas goniły. Zbliżał się front burzowy, a to nie zwiastowało niczego dobrego…
Po dwóch godzinach wędrówki grzbietem od Banikowskiej Przełęczy dotarliśmy na wierzchołek Małego Salatyna (2046 m), nasz ostatni szczyt na ten dzień. Mały Salatyn (słow. Malý Salatín) to jeden z 6 szczytów grupy Salatynów. Mały Salatyn i Salatyn były dawniej terenami pasterskimi należącymi do hali Salatyn, wypasano na nich bydło z Doliny Jałowieckiej. Pastwisko Salatyn jest wzmiankowane już w dokumentach z 1615 r! Widoki ze szczytu mamy rozległe, obejmujące znaczną część szczytów Tatr Zachodnich. Jednak nie mieliśmy zbyt wiele czasu na ich podziwianie, gdyż nagle rozpętała się burza!
Burzowe chmury dogoniły nas w końcu, zagrzmiało i walnął piorun gdzieś nad naszymi głowami! Niektórym z nas aż włosy stanęły dęba… 🙂 Zrozumiałem powagę sytuacji i natychmiast zarządziłem odwrót. Stąd mieliśmy schodzić zielonym szlakiem do Doliny Głębokiej. Początkowo jest tam łatwe, trawiaste zejście, więc pędziliśmy ile sił w nogach, by zejść jak najniżej! W ucieczce przeszkadzała tylko potężna ulewa, która przetaczała się nad naszymi głowami! Zachowując odstępy zbiegaliśmy w dół, bo wiadomo, że pioruny lubią walić w skaliste granie!
Szlak prowadzi tam prawą stroną Suchego Źlebu przechodząc przez grzbiet opadający z masywu Salatynów. Później wiedzie murawami i wśród kosówek w dół doliny. Wyprowadza ostatecznie na upłaz zwany Nową Holą, gdzie miała kiedyś swój szałas wieś Jałowiec. Widok stąd na wspaniałe otoczenie Dol. Głębokiej z przesłaniającą pół nieba uboczą Salatyńskiego Wierchu robi wrażenie, zwłaszcza w burzowej scenerii! Pełna posępnego piękna, surowa, górna część doliny, otoczona skalnymi ścianami i wysłana głazowiskami sprawia nieziemskie wrażenie…
Po wejściu do lasu poczuliśmy się bezpiecznie, zresztą burza poszła sobie dalej, a deszcz ustawał! Czekało nas zejście długim trawersem poprzez stare lasy, a potem stromym zboczem, by ostatecznie zielony szlak zaprowadził nas do znanej już krzyżówki ” Parichvost pod Hlbokou dolinou”. Później znaną Doliną Parzychwost schodziliśmy po własnych śladach na parking w Bobrowieckiej Wapienicy. Choć czekało nas po drodze ponowne przekroczenie rwącego potoku z zerwanym mostkiem. Po dużych opadach nie było to takie łatwe! Na szczęście wszystkim się udało bez przygód i mokrzy, ale szczęśliwi wróciliśmy do aut.
To była jedna z tych niezapomnianych wędrówek tatrzańskich, które często wspominamy! Ale klimat i trochę ekstremalne przygody pozostają na zawsze w pamięci… 🙂 Polecam Wam odwiedzenie tych najdzikszych fragmentów Tatr, by odnaleźć ciszę i nieskażoną przyrodę! A na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu i czytania innych tatrzańskich wpisów na blogu… Zostawiam mapę naszej trasy, która miała 21,5 km i zajęła cały długi dzień! Ale suma podejść wyniosła ponad 1600 m! Gdziekolwiek jesteśmy Tatry zawsze są na pierwszym miejscu w sercu… To taka moja pierwsza miłość!
Trasa ta jest zamknięta zimą, stąd te napisy na mapie! A jeśli ten wpis dał Ci wartość, znalazłeś u mnie potrzebną wiedzę, inspiracje do podróży, to będę wdzięczny, jeśli postawisz mi kawę przez serwis Buycoffee. Tworzę bloga z ogromną przyjemnością i pasją od ponad 13 lat. Kawa mi się przyda do dalszej pracy. Bardzo dziękuję! To pozwoli mi dalej się rozwijać. Dziękuję za przeczytanie. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor