Z Zuberca przez Palenicę na Siwy Wierch i Rzędowe Skały
Tatry to jedyne góry w Polsce typu wysokogórskiego. Dlatego zapewne są najbardziej kochane i oblegane przez turystów z kraju. Ja jednak wolę odwiedzać częściej ich słowacką część, gdyż jest puściej i spokojniej. Choć oczywiście nie wszędzie, bo boom na Tatry nie maleje, a ruch turystyczny stale rośnie w tym regionie. Nie lubię powtarzać wejścia na zdobyte wcześniej szczyty, choć są wyjątki. Są miejsca w tych górach tak piękne, że mógłbym przypominać sobie ich majestat i magię co roku. Do takich szczytów w tym paśmie należy bez wątpienia Siwy Wierch i przyległe do niego Rzędowe Skały. Choć ta góra położona gdzieś na końcu słowackich Tatr Zachodnich nie jest zbyt wysoka, bo mierzy tylko 1805 m, to jest niesamowicie piękna.
Niezwykły krajobraz skalnego miasta, pełnego turni, wieżyczek, iglic, labiryntów, czy kominków, gdzie łańcuchy ułatwiają poruszanie się po szlaku każdemu turyście na zawsze zostanie w pamięci i sercu! Ten istny majestatyczny cud natury zapewnia w tym miejscu wapienna budowa geologiczna masywu, co daje nam tak mistyczne pejzaże, dzięki wyjątkowej przyrodzie i fantastycznym widokom. Także położenie na końcu Tatr stwarza w tym miejscu możliwość genialnych panoram. Ja zakochałem się w tych miejscówkach na zabój… i od pierwszego wejrzenia! I mam nadzieję, że będę mógł tam powracać, póki siły pozwolą. A więc zapraszam Was kolejny raz na wędrówkę przez te magiczne tereny, tym razem odbyte razem z Gorlicką Grupą Górską końcem jesieni 2022 roku. Zapewne ta pora roku też zrobiła swoje, że było chyba najpiękniej w historii, choć to był mój piąty raz.
Dojechaliśmy wczesnym rankiem do dużej orawskiej wsi – Zuberca. Zresztą to jedno z moich ulubionych miejsc noclegowych na Słowacji, jeśli wyjeżdżam na dłużej w te rejony. Uwielbiam cudowny klimat tego miejsca i wyczuwalną bliskość nieskazitelnego majestatu gór. Nie zmąconego jeszcze tutaj zgiełkiem współczesnego świata. Zatem nasza dwunastka wspaniałych z GGG ruszyła z parkingu w centrum wsi ulicą Roháčską. Po kilku minutach skręciliśmy koło pomnika Jana Šiški na żółty szlak wiodący początkowo asfaltową drogą.
Po 300 metrach, za mostkiem na Stefkowskim Potoku, szlak zwraca się w prawo w drogę prowadzącą w górę potoku Pribisko, do ukrytej w lesie osady domków letniskowych. Opuszczamy tu drogę jezdną, a leśna dróżka wyprowadza nas na szeroki trawiasty grzbiet zwany Iwanowym Wierchem, którym podążamy ku górze. Trzeba tu uważać, gdyż po wichurach ścieżka nie jest ewidentna i brakuje oznakowania przez wycięte drzewa. Ostatecznie docieramy na górę, gdzie postawiono ostatnio zadaszoną wiatę turystyczną. Z jej okolic roztacza się ciekawy widok na masyw Brestowej, Siwy Wierch, Osobitą, a na północy pasmo Skoruszyny.
Napotkamy tam, na skraju lasu szeroką drogę zwózkową, powstałą po wywózce wiatrołomów. Nasz szlak pnie się jednak odtąd stromo ku górze przez świerkowe lasy, a potem już łagodniej trawersem na prawo od grzbietu, mijając kolejno dwie skaliste kulminacje Ostrego Gronia. Dalej dróżka przewija się na wsch. stronę grzbietu Kozińca. W dole huczy potok, a my za pasmem Skoruszyny ujrzymy Jezioro Orawskie. Po kilkunastu minutach osiągamy górne piętro doliny pod Klinem. Jest to wyjątkowo malowniczy kocioł z polami malin i borówek w lecie! Dotąd szliśmy w cieniu, więc wyjście na pełne słońce wywołało w nas efekt „Wow”. Z kotła szeroka przecinka w kosówkach wyprowadza nas w pół godziny na siodło przełęczy. Po drodze mijamy źródełko z krystalicznie czystą wodą…
I tak po przejściu 7 km dochodzimy na przełęcz Palenica, będącą ważnym zwornikiem szlaków. Nam to zajęło około 3 godzin, więc zrobiliśmy tu dłuższy wypoczynek, by zregenerować siły. W końcu najgorsze podejście już było za nami. Widoki na nasz cel, jak też szczyty głównej grani Tatr zach. w kierunku wschodnim mamy stąd już kapitalne. A zobaczymy tutaj przy dobrej pogodzie również Małą Fatrę, Niżne Tatry, Wielkiego Chocza, Babią Górę, czy Pilsko. Ruszyliśmy dalej już czerwonym szlakiem graniowym. Ścieżka wije się wśród kosodrzewin, zrazu rosłych, a w miarę podchodzenia do góry coraz niższych. Szlak prowadzący położystym początkowo grzbietem urozmaicony jest szeregiem garbów. Dochodzimy do skał na grani, z niewysokim uskokiem, który omijamy od prawej strony. Dalej pniemy się w górę wąską i nieco eksponowaną granią. Czasem pomagają nam łańcuchy.
W dole po lewej widać Polanę w Dol. Bobrowieckiej, a bliżej Bobrowiecki Stawek. Jeszcze kawałek podejścia po łatwym już terenie i osiągamy szczyt Siwego Wierchu. Szczyt wznosi się przy granicy trzonu krystalicznego i płatu skał osadowych, głównie dolomitów. Kontrast w rodzaju form rzeźby właściwej oby tym kompleksom jest niezwykły. Dlatego właśnie uwielbiam tę górę! Czuję się tam jak w Dolomitach, piękno rzeźby wapiennej zlokalizowanej w kierunku zachodnim urzeka. Ale to było jeszcze przed nami. W panoramie z wierzchołka dominuje potężny masyw Salatyńskiego Wierchu. Pełne powabu widoki otwierają się w stronę Liptowa i Orawy. Widać pasma górskie z każdej strony Słowacji… a nawet Liptowskie Morze!
Miejscówka jest tak fenomenalna, że nie dziwi, że przyciąga zawsze turystów. Nie inaczej było i tym razem. Ale nie przeszkodziło nam to w długim cieszeniu się całym mistycznym pięknem. Po sjeście i odpoczynku czekało nas zejście najbardziej malowniczym terenem w całych Tatrach! To rejon Rzędowych Skał – istny labirynt skalnego miasta. Na przejściu tej trasy nigdy się nie nudzi, ciągle możemy zgadywać co za tajemnicze postacie skalne właśnie mijamy. Przejście spiętrzenia szczytowego jest dość trudne. W dwóch kominkach pomocne są łańcuchy. Uwagę w tym górskim raju zwraca niezwykle urozmaicona roślinność. Ze względu na unikalne walory w szczytowych partiach Siwego Wierchu utworzono rezerwat przyrody.
Ścieżka biegnie pd. granicą rezerwatu, rozczłonkowanym grzbietem, przewijając się to w jedną, to na drugą stronę. Na południu świetnie prezentuje się piękna sylwetka Ostrej w bocznej grani. A w oddali połyskiwała w słońcu toń Jeziora Liptowskiego. Cuda tego raju zaczynają się od wysokości ok. 1600 m. Skomplikowany topograficznie teren ma charakter dolomitowego parku skalnego, z jamami i osobliwymi dolinkami krasowymi. W kilku miejscach należy zachować czujność, gdyż piargi na ścieżce lubią wyjeżdżać spod butów… Z dolomitowego grzebienia schodzimy w końcu percią popod skałami na jego płn. stronę. Mijamy podcięcie grani i wśród niskich kosówek idziemy dalej stromo w dół. Jeszcze ostatnie spojrzenie do tyłu na „Utracony Raj” i poprzez spłaszczenie terenu docieramy skalisto- trawiastym szlakiem na siodło Siwońskiej Przełeczy.
Tutaj zrobiliśmy kolejny odpoczynek, bo po pełnym emocji i trudów zejściu należało dać trochę nogom wypocząć. A czekał nas jeszcze spory kawałek stromego zejścia. Widoki na południową stronę, na oddalone pasma górskie ubarwione promieniami coraz niżej świecącego słońca nad horyzontem umilały nam ten samopas. Powędrowaliśmy dalej w dół pośród wysokiej kosówki, a potem lasu. Po prawej zostawiliśmy wierzchołek Białej Skały, uwieńczony krzyżem, ale nikt już nie miał siły się tam wspinać! Mimo, że wycieczka zakończyła się przejściem niecałych 20 km była bardzo intensywna. Schodziliśmy więc trawersem obok szczytu, jak nas prowadził cały czas czerwony szlak, aż na skraj dawnej łąki. Tutaj teren zrobił się podmokły i bardzo błotnisty, więc znowu mięśnie były napięte na maxa, by nie zaliczyć gleby…
Ścieżka dzikim lasem była nieprzyjemna, ale innej drogi nie było! Przekroczyliśmy potok i stanęliśmy na zach. końcu zarastającej Niżniej Polany. Teraz czekało nas ostre zejście świerkowymi lasami , trzymając się drożyn i ścieżek. Na końcu szlak łączy się z wygodniejszą drogą leśną i nią już łagodniej dotarliśmy do celu. Nim była Wyżnia Huciańska Przełęcz, gdzie kończą się Tatry, a zaczynają Góry Choczańskie. Teren zajmuje tutaj spadzista polanka Pod Białą Skałą. Przebiega tędy szosa z Zuberca do Liptowskiego Mikulasza. Postawiono tu zadaszoną wiatę i drogowskaz, więc mogliśmy odsapnąć przed powrotem do domu i zjeść ostatnie zapasy. Naprzeciwko leśniczówki po drugiej stronie drogi jest parking na kilka aut i my także mieliśmy podstawionego tam busa, który zwiózł nas z powrotem do samochodów w Zubercu.
I tak ostatecznie zakończyła się ta fantastyczna przygoda górska w doborowym towarzystwie kompanów z GGG. Ledwo zdążyliśmy przed nocą, ale przecież dzień już krótki przed końcem jesieni. To było niesamowite zakończenie sezonu 2022. Wiem, że na pewno tutaj powrócę, może nawet przywożąc nowych członków naszej wspaniałej ekipy. Na ten, jeden z najcudowniejszych szlaków w całych Tatrach zawsze warto wracać! Dziękuję całej naszej genialnej grupie! Była nas tu ” Dwunastka Wspaniałych” i pies! Właśnie Kamper, bo tak się wabi, to największy bohater tego dnia… Nigdy nie znudziło mi się zachęcanie innych do aktywności i odkrywania piękna natury! Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu. Fotki zupełnie inne niż w artykule, więc warto, bo wszystkie niezwykłe. Ale to był taki dzień, na pożegnanie ciepłej jesieni, niezwykły… a pogoda dopisała wybornie! Z górskim pozdrowieniem – Wasz
Marcogor
PS. Na wypad w Tatry potrzebna jest dobra baza wypadowa. Dla najwytrwalszych najlepsze są schroniska, jednak komfort tych noclegów i ich dostępność pozostawia wiele do życzenia. Drugim oczywistym wyborem jest Zakopane i jest to dobry wybór, jeśli lubimy mieć wszystkie atrakcje turystycznego miasteczka pod ręką. A dla tych, którzy szukają odrobiny więcej spokoju polecamy Kościelisko. Noclegi w Willi Izydor w Kościelisku znajdują się tuż przy wejściu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, a można cieszyć się komfortem prywatnego pokoju z widokiem na góry.