Na Ostrej Horze w paśmie Połoniny Równej, czyli ukraińskie piękności
Kolejnym celem mego odkrywania piękna ukraińskich Karpat było niewielkie pasmo Połoniny Równej. Położone w bliskim sąsiedztwie pasma Pikuja gwarantowało doskonałe widoki na Bieszczady. Zresztą Pikuj miał być celem drugiego dnia tegoż weekendu. Dzięki niezawodnemu oddziałowi PTTK z Sanoka mam możliwość zaznajamiać się po kolei z ukraińskimi górami. Tym razem towarzyszyła mi mocna ekipa z Gorlickiej Grupy Górskiej, którą pozdrawiam. Po noclegu w miejscowości Hukliwe niedaleko Wołowca leżącego u stóp Borżawy dojechaliśmy autokarem do wsi Roztoka Duża, gdzie przewodnik bezbłędnie doprowadził nas na początek niebieskiego szlaku, który jest tu dość dobrze wyznakowany. Autokar pozostał przy budynku szkoły, a my ruszyliśmy w górę wioski, w stronę widocznej cerkwi. Droga prowadziła cały czas delikatnie w górę, w pewnym momencie należało skręcić w lewo, w boczną drogę i przekroczyć przez potok.
To jedyne mylne miejsce, potem oznakowania prowadziły cały czas, najpierw łąkami do lasu, a potem już znacznie stromiej przez las, by wyprowadzić nas na połoninny, widokowy grzbiet. Z miejscami zwanego Nad Łysynami było już blisko po stromej grani na pierwszy niższy wierzchołek Ostrej Hory, zwany Munczel. Widoki z niego były już wyborne i zapowiadały panoramy z wyższego szczytu. Tutaj zrobiliśmy pierwszy samopas, by po długiej chwili łagodnym już trawersem ruszyć na drugi wierzchołek o wysokości 1405m. Widoki na pobliskie pasmo Pikuja, jak i całe Bieszczady Wschodnie na czele z Łukiem Karpat były wspaniałe. W oddali majaczyły nawet szczyty polskich Bieszczad, czy też Borżawy. Z drugiej strony doskonale prezentowała się najwyższa kulminacja Połoniny Równej, która także jest w moich planach.
Widoczne są tam jakieś pozostałości po instalacjach wojskowych. A w dole już wiem, że leży wysoki na 9m wodospad Szypot, więc będzie co odkrywać. Nasza wesoła gromadka zeszła natomiast pięknym i długim zejściem przez widokowe połoniny, polany i łąki do lasu w dolinie potoku Żdenówka. Chwilami prowadziła nas wygodna stokowa droga. Tam na ostatniej widokowej polanie zaskoczył mnie widok ładnego drewnianego budynku, niestety był prywatny, ale obok było miejsce na ognisko, ławy i stoły, z których skwapliwie skorzystaliśmy do odpoczynku po forsownym zejściu. Z zejścia w dół doskonale prezentował się przybliżający się ku nam z każdym krokiem najwyższy szczyt Bieszczad – Pikuj. Dodam jeszcze, że prowadziło nas w dół żółte oznakowanie szlaku.
Reszta drogi jest już bez historii, natomiast na dole we wsi Paszkowice przywitał nas ładny samotny koń, stojący spokojnie tuż przy drodze. Jakoś tak dziwnie się składa, że wycieczki na Ukrainie zawsze się kończą pod sklepem, gdzie pijemy piwo, tym samym wspierając lokalną przedsiębiorczość. Kierowca autobusu był cierpliwy i czekał do skutku… To był koniec kolejnej wspaniałej ukraińskiej przygody. Pora przygotować się na następne, może już tej jesieni. Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia fotorelacji z wypadu. I dziękuję za wesołe towarzystwo kolegom z GGG oraz reszcie wycieczkowiczów. A szczególne podziękowania dla Pana Marka Kusiaka za jego bezbłędne prowadzenie nas po karpackich bezdrożach. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor