Wizyta w raju- wejście na Wielki i Mały Manin oraz Bosmany
W 2014 roku odwiedziłem po raz pierwszy Sulowskie Wierchy. Polscy geografowie zaliczają to pasmo do Gór Strażowskich, ale ich słowaccy koledzy wyodrębniają te góry jako samodzielną jednostkę. Zatem musiałem tam powrócić, by zdobyć najwyższy szczyt Wielki Manin. Za pierwszym razem bowiem nie doszedłem na sam szczyt. Nie miałem wtedy żadnej mapy tego regionu i byłem nieprzygotowany odpowiednio i ominąłem najwyższy wierzchołek… Nawet takie rzeczy się nam przytrafiają, gdy robimy coś bez planu. Ale wyszło to mi tylko na dobre, gdyż za drugim razem na spokojnie zwiedziłem wszystkie cuda tego rejonu Súľovskich Vrchów.
Wycieczkę rozpocząłem w miejscowości Považská Teplá, będące częścią miasta powiatowego Považská Bystrica, gdzie miałem nocleg pewnego weekendu w sierpniu 2020 r. Zabytkowy charakter ma tutaj tylko dzielnica Považské Podhradie, gdzie znajdują się ruiny Powaskiego Zamku (Považský hrad). Ruiny znajdują się na wzgórzu, na wysokości 497 metrów n.p.m. Do dzisiaj zachowała się część owalnych, gotyckich murów obronnych ze szczątkami dwóch wież, renesansowego barbakanu i renesansowego pałacu dobudowanego od wschodniej i południowej strony. Dominantą miasta jest wznoszący się nad nim od strony północno-wschodniej wapienny szczyt Veľký Manín, który jak wspomniałem był moim głównym celem. Minąłem zatem osadę Považská Teplá, by zatrzymać się na jednym z wielu parkingów na terenie Manínskiej tiesňavy, ukształtowanej we wzgórzach pasma skalic wapiennych.
U jego wylotu jest camping z bufetem i największy parking. Przez kanion prowadzi wąska droga jezdna do Záskalia, więc tym razem podjechałem trochę wyżej. Zostawiłem auto na małym placyku u podnóża strzelistych skał zamykających krasowy wąwóz i mogłem ruszyć na podbój Súľovskich Vrchów, a dokładnie ich części zwanej Manínską vrchoviną. Na wprost parkingu miałem Skałę nad lúčkou, gdzie zrobiono symboliczny cmentarz ofiar gór. Udałem się więc najpierw tam, gdyż to rzadko spotykane w górach miejsce. Upamiętniono tu zapewne ofiary skalnej wspinaczki sportowej, która jest dozwolona na wyznaczonych terenach rezerwatu, który ustanowiono tutaj w 1967 r.
Wybiega stąd zielony szlak, który pnie się w górę pod monumentalnymi skałkami, zwanymi Gotické steny, gdzie można spotkać wspinaczy. Kawałek wyżej, w prawo odchodzi ślepa ścieżka do jednego z dwóch punktów widokowych na cieśniawę. Drugi usytuowany jest trochę dalej, w pobliżu Jaskyňi pod Černokňažníkom, do której możemy wejść. Ładnie z wnętrza prezentuje się portal wejściowy. Stąd musimy zawrócić po własnych śladach, gdyż szlak kończy się tu popod niedostępnymi skałami. Po zejściu z powrotem na parking wszedłem na dziką ścieżkę, po drugiej stronie szosy. Wychodzi ona prosto z parkingu na szczyt Małego Manína. Nie ma tu znakowanych szlaków turystycznych, ale warto wspiąć się klucząc po efektownych perciach, gdyż widoki ze skał na szczycie góry na dolinę Wagu i wznoszące się za nią pasma Jaworników są wyborne.
Również sam dziki kanion z góry prezentuje się fenomenalnie, a do tego pod szczytem odnajdziemy efektowne okna skalne! Malý Manín ma kształt wielkiej kopy. Zbudowany jest ze skał wapiennych, które zwłaszcza na stokach wschodnich i południowych masywu wychodzą na powierzchnię w postaci licznych progów, ścian i baszt skalnych. Góra porośnięta jest lasem bukowym, a na skałach występuje bogata roślinność wapieniolubna. Dzika ścieżka pnie się najpierw do krzyża nad urwiskiem, gdzie zobaczymy wspomniane okna skalne, a później stromym i dość trudnym terenem na zalesiony wierzchołek. Łatwo go odnaleźć, gdyż usypano na nim kopczyk z kamieni. Po przejściu grani postanowiłem schodzić innym wariantem, bardziej naokoło, ale łagodniej. Szedłem więc najpierw kawałek grzbietem, by w dogodnym momencie skręcić w prawo i zawrócić do punktu startu.
Aplikacja Mapy.cz w telefonie znowu niezawodnie mnie prowadziła po sobie tylko znanych dróżkach. Samemu na pewno bym błądził tam dłużej! Góra mająca tylko 812 m naprawdę jest warta każdej kropli wylanego potu tego sierpniowego dnia. Genialnie z widokowych urwisk widać najwyższy szczyt całego pasma Veľký Manín, po drugiej stronie wąwozu, który był następny do zdobycia. Zszedłem bezpiecznie na znany parking, by powędrować w górę kanionu, a dokładnie w jego drugą część, zwaną Kostolecką cieśniawą. Epigenetyczny przełom, powstały na skutek wcięcia się Manińskiego Potoku w poprzek masywnej, wapiennej Skały Manińskiej podzielił jej skalne żebro na dwie części: Veľký Manín na południu i Malý Manín na północy. Tworzą go właściwie dwa mniejsze wąwozy, rozdzielone małą kotlinką, w której to pozostawiłem samochód. Ściany skalne otaczające wąwóz osiągają miejscami wysokość do 400 m.
Kostolecka tiesnava jest węższa i ciekawsza. Przełom długości ok. 500 m powstał na skutek wcięcia się Manińskiego Potoku w poprzek wydłużonej, wapiennej skały zwanej Drieňovka, który podzielił jej masyw na dwie części: właściwą Drieňovkę (639 m n.p.m.) na południu i tzw. Kawczą Skałę (słow. Kavčia skala) na północy. Wąwóz charakteryzuje się imponującą skalną scenerią, w tym największą przewieszką skalną na Słowacji (i jedną z największych w całych Karpatach) oraz imponującym stożkiem piargowym pod nią. To tzw. Kostolecki Dom.
Droga prowadziła mnie w górę do wsi Zaskalie. Bardzo ładnie położonej wioski, będącej obecnie centrum rekreacyjnym dla przybywających tu turystów. Obok kaplicy odbiłem z szosy, którą prowadził czerwony szlak w prawo. Podchodzimy teraz malowniczymi łąkami coraz wyżej w stronę lasu. Z podejścia ładnie widać Kostolecký dóm, tj. portal skalny, który miałem odwiedzić później. Ogólnie ukształtowanie skał jest bardzo urozmaicone (liczne turnie, skałki, ściany i progi skalne, żleby i rynny skalne, rumowiska itp.). Na zboczach obu Maninów znajdują się także liczne, niewielkie jaskinie. Wędrujemy dalej lasem mijając dwa źródełka, by dotrzeć do połączenia ze szlakiem żółtym , w miejscu zwanym ” Pod Veľkým Manínom”.
Odtąd wspinamy się nim stromo razem ze ścieżką dydaktyczną znakowaną w zielone paski. Żółty szlak prowadzi w okolice Vápencovej jaskyňi, ale warto odbić po kilku minutach w prawo na dziką dróżkę, która zaprowadzi nas na skraj urwiska masywu Wielkiego Manina. Dochodzimy najpierw do ciekawej Partizánskiej jaskyňi, potem mijamy niesamowite Skalné okno, by następnie zaliczyć trzy niezwykłe punkty widokowe w pewnej odległości od siebie. Położone na przepaścistych urwiskach skalnych robią kapitalne wrażenie na każdym, który odważy się podejść do krawędzi przepaści. Widok na cieśniawę w dole i Mały Manin na przeciwko jest majestatyczny. Jest jeszcze czwarty taki punkt obok chaty Severák, ale tam już nie dotarłem. Prywatna chatka stoi na uboczu w lesie, więc wolałem zawrócić zgodnie ze ścieżką w kierunku żółtego szlaku.
Prowadził on początkowo łagodnie trawersem, a potem bardzo stromo licznymi zakosami na siodełko w głównym grzbiecie. Z tego miejsca w lewo wybiega graniowa trasa na wierzchołek Wielkiego Manina. Leśna dróżka prowadzi dość łagodnie, bez znaków na najwyższą kulminację masywu. Stoi tam usypany z kamieni kopiec z tabliczką szczytową oraz słupek z metalową puszką, z książką wejść. Veľký Manín ma formę wielkiego, wysokiego bochna, mocno wydłużonego w kierunku północ-południe. Zbudowany jest ze skał wapiennych, które na stokach wschodnich i północnych masywu wychodzą na powierzchnię w postaci licznych progów, ścian i baszt skalnych. Je odwiedziłem właśnie wcześniej podczas wspinaczki. Po zdobyciu następnego szczytu do Korony Gór Słowacji musiałem zawrócić na znane mi już siodło przełęczy.
To było jakieś 500 metrów i rozpocząłem zejście przez ukwieconą polanę, a potem stromym zboczem ponownie żółtym szlakiem wąskimi zakosami do ujścia Manínskiej tiesňavy. Tak dotarłem do wspomnianego już campingu z dużym parkingiem. W bufecie zjadłem coś na ciepło, bo pora była obiadowa i odpocząłem trochę po trudach wędrówki. Jako, że letniego dnia było jeszcze dużo postanowiłem dalej odkrywać cuda tych gór. Przemaszerowałem szosą piękny kanion , aż do parkingu, gdzie miałem auto. Zaszokował mnie widok autokaru jadącego z góry, który ledwo mieścił się między wąskimi ścianami wąwozu. Wsiadłem w samochód i podjechałem do wsi Kostolec mijając całą cieśniawę.
Podjechałem pod kaplicę cmentarną nad wsią, obok cmentarza i tam zostawiłem samochód. Bowiem tędy przechodziła ścieżka dydaktyczna na szereg fantastycznych skałek, takich jak Bosmany, Skala, czy Stena za Bosmanmi. I tak wspiąłem się na widokową łąkę u podnóży tych ścian skalnych, a potem trawersując zbocza Skaly dotarłem ślepą dróżką na najwyższy punkt tego skalnego muru, nazwany Bosmany. Odchodzi ona od ścieżki dydaktycznej, która biegnie dalej w stronę wsi Vrchteplá. Wspinaczka tutaj była strzałem w dziesiątkę! I najlepszym punktem całego planu dnia! Moim oczom ukazała się cała genialna sceneria u podnóży… panorama na oba zdobyte szczyty i wciśnięte między górami wąskie kaniony, które także przeszedłem.
Widoki były cudowne, a późna pora dnia też dodawała uroku panoramie. Zachwycił mnie ten widoczek tak bardzo, że nie chciało mi się schodzić, więc delektowałem się tym misterium natury i cieszyłem chwilą bardzo długo. To co zobaczyły wtedy moje oczy pozostanie na zawsze w moim sercu i wspomnieniach… Było cicho i klimatycznie i dopiero pojawienie się jakiegoś turysty wyrwało mnie z tego błogostanu. Poprosiłem zatem go o zrobienie kilku zdjęć i szybko zbiegłem do auta na mini parkingu przycmentarnym. Ponieważ została mi jeszcze godzinka dnia postanowiłem ją wykorzystać na przyjrzenie się z bliska największej na Słowacji przewieszce skalnej.
Mowa o wspomnianym Kostoleckim dómie. Zjechałem autem do cieśniawy i znalazłem malutki placyk, gdzie zmieścił się mój samochód. Stoi tam krzyż upamiętniający tragicznie zmarłego tutaj wspinacza. I prawie na wprost zaczyna się stroma i niebezpieczna ścieżka po usypujących się piargach pod wspomnianą przewieszkę, która wygląda jak ogromny portal wejściowy do jaskini, gdy się stanie w środku po murem skalnym. Znajduje się ona na zboczu góry Kavčia. Widok na kanion poniżej daje piorunujące doznania. Nie zabawiłem tu długo, gdyż zaczęło się ściemniać, a mi zostało jeszcze ryzykowne zejście po ruchomych piargach! Bardzo ostrożne i powolne zejście zajęło mi dużo czasu i prawie po ciemku doszedłem do auta.
Odetchnąłem głęboko, że jestem cały, gdyż pozostało mi już tylko dojechać na nocleg. Tak się zakończyła moja przygoda z jednym z najwspanialszych rejonów Słowacji, jakie udało mi się odwiedzić, a było ich wiele! Zatem zachęcam gorąco do eksploracji całych Sulowskich Wierchów, gdyż skrywają magiczne cuda przyrody… A na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki i czytania innych wpisów z serii zdobywania KGS. Może nie było rewelacyjnej pogody podczas tego wypadu, ale i tak dojrzycie wyjątkowość tych atrakcji. Bo Słowacja to taki mały, ale bardzo górzysty kraj. Zwany z tej racji „Małą Szwajcarią”. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
Fenomenalny pomysł na dzień w Sulowskich Skałach. Te pozaszlakowe punkty widokowe na urwiskach skalnych to specjalność Strażowskich Wierchów. Byłeś tam na Rogatej Skale?
Zgadza się! Całe Sulovske są wyjątkowe… a Na Rogatej Skale nie byłem! Warto?